Obiecuję, że następnej notce wrócę do NCIS, a konkretnie pojawi się coś dla fanów TIVY :) Więc zaglądajcie i wypatrujcie :D
Żeby nie przedłużać - zapraszam do lektury :D
Alexandretta
***
Ciemność otaczała mnie szczelnie ze wszystkich stron, niczym kokon. Ciemność i
cisza. Mimo to, wcale nie czułam się w niej źle. Wręcz przeciwnie, podobało mi
się, że nic nie muszę, że nikt nic ode mnie nie chce. Nie mam pojęcia, jak
długo trwałam zawieszona w tej próżni, ale w pewnym momencie coś zaczęło się
zmieniać. Pojawił się delikatny szum, który po chwili okazał się szeptem. Co
prawda, szeptem absolutnie niezrozumiałym, bo nie potrafiłam wyłowić z niego
żadnych słów, ale nie spodobał mi się, bo zakłócił dotychczasową harmonię braku
dźwięków. Poruszyłam się lekko, chcąc go odgonić, ale zamiast tego, jeszcze się
wzmógł. Powoli zaczynałam rozumieć pojedyncze słowa, a po momencie nawet całe
zdania.
- Lorenn – usłyszałam własne imię – Lorenn, proszę… - głos
wydawał mi się znajomy, ale nic ponad to – Wróć w końcu!
„Wrócić??” zapytałam bezgłośnie „Dokąd? I po co?”
- Wróć, proszę – znów ten głos – Wróć do mnie…
Wrócić… Nie byłam pewna, czy chcę. Było mi dobrze, a powrót
oznaczał utratę tego miłego stanu.
- Lor… - słysząc to zdrobnienie, poruszyłam się niespokojnie.
Tylko jedna osoba mówiła do mnie w ten sposób – Wiem, że mnie słyszysz. Otwórz
oczy. Spójrz na mnie. Wróć, do diaska, albo przetrzepię ci ten twój kształtny
tyłek!
Ostrożnie uchyliłam powieki, ale natychmiast zacisnęłam je z
powrotem. Oślepiająca jasność wdarła się do mojego mózgu i zakłuła boleśnie.
Spróbowałam ponownie i, o dziwo, tym razem efekt był znacznie lepszy. Już tak nie raziło,
a ja dostrzegłam siedzącego obok mnie Darrena.
- Nareszcie! – z jego ust wyrwało się westchnienie ulgi, tak
potężne, że nieomal zdmuchnęło ze mnie koc, którym byłam przykryta. – Lor,
skarbie – wampir najwyraźniej stracił nad sobą panowanie.
- Pić – wychrypiałam tylko, z trudem rozwierając sklejone
wargi. Natychmiast w moich ustach wylądowało kilka kropel wody, które pozwoliły
zwilżyć mi gardło. Wypiłam niewielki łyk i odetchnęłam głęboko. – Darren, co
się stało? – nadal miałam trudności z mówieniem, a mój głos przypominał
skrzypienie starych drzwi. W najlepszym razie. – Gdzie ja jestem?
- To stara chata myśliwska – wyjaśnił po chwili Darren –
Przywiozłem cię tutaj…
- Kiedy?
- Pięć dni temu…
- Ile?? – nie wierzyłam własnym uszom.
- Pięć dni – powtórzył. – Lorenn, dlaczego to zrobiłaś??
- Miałam pozwolić ci umrzeć? – spytałam cicho.
- Sama o mało nie umarłaś! – zdenerwował się – Oprócz krwi
dałaś mi prawie całą swoją energię! Zwariowałaś??
- Zapewne – wzruszyłam lekko ramionami. Z każdą chwilą
czułam się trochę lepiej i bardzo chciałam się dowiedzieć, co się stało. –
Opowiedz mi, co się wydarzyło… - poprosiłam. Wampir westchnął.
- Kiedy się ocknąłem, leżałaś na mnie. Prawie bez życia. –
zaczął – Byłaś blada jak śmierć i tylko słabiutki oddech pokazywał, że jeszcze
nie przeszłaś na drugą stronę. Zabrałem cię do najbliższego Źródła, ale byłaś
nieprzytomna i nie mogłaś się zregenerować. A ja nie potrafię przekazywać tej
energii… - spojrzał na mnie przepraszająco – Położyłem cię obok, mając
nadzieję, że sama obecność w pobliżu mocy sprawi, że chociaż trochę odzyskasz
siły. Kiedy okazało się, że tak faktycznie jest, spędziliśmy tam trochę czasu.
Dopiero jakiś wędrowny szaman uświadomił mi, że dłuższe leżenie obok tego cholerstwa
nic więcej ci nie pomoże, a tylko nabawisz się kataru. Więc wsadziłem nasze
tyłki na konia i przewiozłem tu.
- Musimy wrócić do Źródła – powiedziałam, widząc, że Darren
skończył – Tylko tam odzyskam pełnię sił…
- Dobrze – skinął głową – Rano pojedziemy…
Spojrzałam na niego. Miał zmęczoną twarz, widać było, że od
kilku dnie nie spał, jego włosy były w nieładzie, a ubranie, zwykle czarne,
teraz było szare od kurzu. Tylko oczy lśniły tą samą czernią co zwykle.
Chociaż, po przyjrzeniu się bliżej, dostrzegłam w nich coś jeszcze. Jednak nie
miałam siły się nad tym zastanawiać. Chciałam spać.
Obudziłam się rano, kiedy pierwsze promienie słońca
przedzierały się przez liście drzew. Darren leżał obok mnie, jedną ręką
obejmował mnie w talii, drugą zaciskał na rękojeści miecza. Popatrzyłam na
niego z rozczuleniem.
- Dlaczego mi się tak przyglądasz? – odezwał się lekko
stłumionym głosem.
- Upewniam się, że nic ci nie jest – skłamałam gładko,
uśmiechając się pod nosem.
- Kłamczucha – odwrócił twarz w moją stronę – Jak się
czujesz?
- Trochę lepiej – odparłam po krótkim zastanowieniu się.
- W takim razie, jedźmy – poderwał się na nogi i pomógł mi
się podnieść. Zakręciło mi się w głowie
i niemal upadłam z powrotem na posłanie. Darren, widząc, że jednak przeliczyłam
się z siłami, bez namysłu wziął mnie na ręce i wyniósł na zewnątrz. Podprowadził
swojego wierzchowca, opatulił mnie kocem i usadził w siodle. Po czym zgrabnie
wskoczył na konia, zajmując miejsce za mną. Wtuliłam się w niego z
westchnieniem ulgi i ruszyliśmy.
Regeneracja przy Źródle zajęła mi prawie cały dzień. Zajęłam
odpowiednią pozycję i wypowiadając stosowne formułki, połączyłam się z samym
sercem mocy. Źródło było dość silne, ale ja byłam tak osłabiona, że
potrzebowałam więcej czasu niż zwykle. Darren usadowił się pod drzewem, w
pewnym oddaleniu ode mnie i dbał, żeby nikt mi nie przeszkadzał. Do chatki wróciliśmy
późnym popołudniem, gdzie, nawet nie czekając na kolację, położyłam się, żeby
utrwalić odzyskaną energię.
Darren zajął się końmi i całą resztą obozowych spraw, a
kiedy zapadł zmierzch, usiadł obok mnie.
- Dlaczego się nie położysz? – odezwałam się pierwsza, bo
milczał jak zaklęty.
- Myślisz, że to dobry pomysł? – zapytał. Patrzył na mnie
nieodgadnionym wzrokiem i coraz bardziej przypominał tego Darrena, którego do
tej pory znałam.
- Najlepszy – odparłam, robiąc mu miejsce. Rzucił mi jeszcze
jedno spojrzenie, po czym ostrożnie wsunął się pod koc. Natychmiast wtuliłam
się w niego, kładąc głowę na jego klatce piersiowej. Objął mnie chyba zupełnie
odruchowo, ale po chwili poczułam jego palce gładzące moje ramię i zrozumiałam,
że walka się skończyła. Uniosłam głowę, w panujących ciemnościach bez problemu
odnalazłam jego usta i pocałowałam go. Oddał pocałunek z taką pasją, jakby
tylko na to czekał. A potem wszystko potoczyło się błyskawicznie. Kochaliśmy
się długo, dopiero około północy zmorzył nas sen.
W starej chatce myśliwskiej spędziliśmy kilka kolejnych dni,
nie niepokojeni przez nikogo. Kochaliśmy się, spaliśmy i generalnie
odpoczywaliśmy, odzyskując nadwątlone siły. Nie prowadziliśmy żadnych poważnych
rozmów, tylko raz Darren, jakby mimochodem, zaproponował wspólną podróż, ale ze
śmiechem odmówiłam.
W końcu ustaliśmy, że czas opuścić to gościnne miejsce i
jechać dalej. Spakowanie się zajęło nam tylko kilka chwil, wsiedliśmy na konie
i Darren poprowadził nas w kierunku traktu. Jechaliśmy w milczeniu, każde z nas
pogrążone we własnych myślach. Usiłowałam poukładać sobie w głowie to wszystko,
co się ostatnio wydarzyło, ale przychodziło mi to z trudem. Pojawienie się
rozstai przyjęliśmy z niezadowoleniem, bo jednak mimo milczenia, dobrze nam
było w swoim towarzystwie.
- Nie zmienisz zdania? – Darren odezwał się pierwszy.
- Nie – pokręciłam głową siląc się na uśmiech – Tym razem
nam nie po drodze…
- Rozumiem – westchnął wampir – Zawsze byłaś niezależna aż
do przesady…
- Nie chodzi o niezależność – żachnęłam się – Muszę się nad
tym wszystkim zastanowić.
- Skoro tak twierdzisz… - podjechał bliżej, po czym pochylił
się i pocałował mnie lekko – Mam nadzieję, że wkrótce się spotkamy…
- Prędzej czy później – kiwnęłam mu głową na pożegnanie.
- Oby prędzej… - nie chcąc przedłużać, spiął konia i szybko
odjechał. Odprowadziłam go wzrokiem, z całej siły zagryzając wargi, żeby się
nie rozpłakać. Albo go nie zawołać.
NA RAZIE KONIEC
Przepraszam bardzo, że piszę nie na temat opowiadania..ale sama rozumiesz...jak zobaczyłam, że piszesz coś o MOJEJ TIVIE to normalnie musiałam napisać, że jestem BARDZO BARDZO ucieszona z tego powodu i czekam niecierpliwie na opowiadanko :D
OdpowiedzUsuńP.S Tego nie czytałam, ponieważ Wampiry etc to nie ME Gusta :D
Jak zwykle super...Zakończenie no bardzo fajne zwłaszcza dlatego, że bohater i /-ka przeżyli ;D
OdpowiedzUsuńYuumi;))