Alexandretta
***
Hotel
Clarmonte
Siedziałam
w swoim wozie obserwując wejście do hotelu, kiedy przy chodniku zaparkował
znajomy wóz. Ze ściśniętym sercem obserwowałam jak wysiada z niego Tony w
towarzystwie prześlicznej brunetki. Razem weszli do budynku. Zastanawiałam się,
o co może chodzić i czy ich przybycie jest jakoś związane z Jewgienijem i
Andriejem. Jeśli tak, to wcale nie było tak różowo.
Kilka
dni temu przyleciałam za nimi do Stanów, oczywiście na fałszywym paszporcie.
Nadal nie mogłam ryzykować rozpoznania przez żadne służby federalne, a
wiedziałam, że monitorują wszystkie loty. Pojawienie się mojego nazwiska na
liście pasażerów mogło wzbudzić niepotrzebne pytania. W tej chwili jakiekolwiek
zainteresowanie moją osobą było mi wybitnie nie na rękę.
Dwa
miesiące zajęło mi wytropienie i zlikwidowanie grupy Andrieja. Zajmował się
handlem bronią, kupował i sprzedawał wszystko, zwłaszcza modele używane w
amerykańskiej armii. Kiedy odkrył, że jesteśmy agentami działającymi pod przykrywką,
wpadł w szał i zaczął nas eliminować. Ja byłam ostatnia. Prawie miesiąc udało
mi się utrzymać go w przekonaniu, że nie żyję. Jednak Maxim okazał się mało
wytrzymały na groźby i perswazje. A Andriej nie był głupi, więc szybko połączył
tajemnicze zniknięcia i śmierci jego ludzi z moją obecnością w Moskwie. Od tego
momentu zamienialiśmy się rolami z zadziwiającą regularnością. Raz on był tym
ściganym, raz ja. Jak na razie udawało mi się wychodzić obronną ręką z naszych
spotkań, ale wkrótce miało się to zmienić. Konfrontacja była nieunikniona. Do
DC przywiodły go interesy, a także pewność, że pojadę za nim, bo nie pozwolę,
żeby skrzywdził moich przyjaciół. Tak, już wiedział, z jakiej jestem agencji i
kto mnie na niego nasłał. A to oznaczało, że mój były zespół wraz z moim były
szefem, mogą znaleźć się w naprawdę dużym niebezpieczeństwie.
Kilkanaście minut później
Tony i ta dziewczyna prawie wybiegli z hotelu, wsiedli do samochodu i
błyskawicznie odjechali. Zostałam na swoim miejscu. Nadajnik w samochodzie Andrieja
działał znakomicie.
NCIS
- Szefie – Tony zatrzymał się
przed biurkiem Gibbsa – Dowiedzieliśmy się, że Litchenko przyjechał w towarzystwie.
Zameldowali się w tym samym dniu i wynajęli pokoje obok siebie. Facet nazywa
się Andriej Pietrow, ma firmę handlującą kosmetykami. Recepcjonistka
powiedziała, że mówili coś o jakimś ważnym spotkaniu i zakupie nowych
komponentów…
- McGee, sprawdź tego
Pietrowa – polecił Gibbs – Może faktycznie przylecieli tu w interesach, ale nie
wierzę w takie zbiegi okoliczności…
- Szefie – odezwał się Tim ze
swojego miejsca – Andriej Pietrow i Jewgienij Litchenko przylecieli do DC
cztery dni temu prosto z Moskwy. Pietrow jest właścicielem firmy kosmetycznej,
a Litchenko pracuje dla niego jako doradca biznesowy.
- Mają w Stanach jakąś filię?
– zainteresował się Tony.
- Jeszcze nie. Ale z
informacji opublikowanych na oficjalnej stronie firmy wynika, że szukają nowych
rynków zbytu i są zainteresowani otworzeniem u nas oddziału. Może o tym mówili?
- Może to faktycznie
biznesmeni? – wtrąciła milcząca do tej pory Ziva.
Gibbs nie odpowiedział, wpatrywał
się w podobizny mężczyzn wyświetlone na plazmie.
- Tak, Gibbs – z zamyślenia
wyrwał go dzwoniący telefon - Już idę, Ducky… - chwilę później wszedł do
prosektorium. – Co masz? – zapytał patologa.
- Chyba cię to nie ucieszy –
dr Mallard podniósł się z krzesła i sięgnął po rękawiczki – Znalazłem to –
odsłonił prześcieradło i zademonstrował niewielki tatuaż – Takie tatuaże robili
sobie agenci KGB, Jethro. A dokładniej siepacze, którzy zajmowali się mokrą
robotą…
- Już nie ma KGB – zwrócił mu
uwagę Gibbs, którego ta informacja lekko zaskoczyła.
- Ale ludzie zostali… -
odparł filozoficznie Ducky.
- Sugerujesz, że on
przyjechał tu kogoś zabić?
- Tacy ludzie, Jethro, nie
zmieniają tak łatwo zawodu…
Hotel Clarmonte
Punkcik na ekranie GPS’a
migotał i przemieszczał się, rzucałam na niego okiem od czasu do czasu, żeby
nie być zaskoczoną, kiedy się zjawi. W końcu zobaczyłam wóz Andrieja przy końcu
ulicy, po chwili wjechał na hotelowy parking i wszedł do budynku. Pięć minut
później wyleciał stamtąd jakby goniło go stado diabłów. Ruszył z piskiem opon i
skierował się na zachód. Był sam, więc już wiedziałam, że coś się stało. Bez
namysłu pojechałam za nim. Dopiero po kilkunastu minutach jazdy zatłoczonymi
ulicami Waszyngtonu, dotarło do mnie pod jaki adres kieruje się ten skurwiel.
- Kurwa – zaklęłam ze
złością, że nie domyśliłam się wcześniej. Błyskawicznie zmieniłam pas, dodałam
gazu i nie bacząc, że tracę go z oczu pognałam przed siebie. Nawet, jeśli
Andriej zauważył tajemniczy samochód jadący za nim, to teraz, widząc, że go
wyprzedzam, zapewne odetchnął z ulgą. Wyminęłam go, znowu zmieniłam pas i po
chwili skręciłam w prawo. Pietrow nie znał miasta, więc musiał korzystać z
nawigacji samochodowej. A ja znałam różne skróty, dlatego miałam szansę go
wyprzedzić i przyjechać na miejsce szybciej.
Oczywiście, żeś Zua kobieta ;) Ciekawe gdzie tak pędzi Pietrow? I kiedy ncis'i wpadną na Larę? Zatem pisz szybko :)
OdpowiedzUsuńOj tak! Ja też chcę zobaczyć spotkanie Lary i reszty zespołu! :) No, a w szczególności jej przywitanie z Gibbsem :D
OdpowiedzUsuńPisz, pisz, pisz!!! :D
Pozdrawiam!!!
Czyżby Pietrow pędził do siedziby NCIS? Zapewne dowiedział się w hotelu, że jego "kumpel" nie żyje, a ciało jest w NCIS... a Lara jedzie w to samo miejsce, więc będzie ciekawie... Mam rację?
OdpowiedzUsuńPędzi do NCIS lub domu Gibbsa lub do domu kogos innego z zespołu ;D Mam nadzieję, że nie długo sie dowiem.
OdpowiedzUsuńYuumi;))
Założę się, że pierwszy na Larę wpadnie Gibbs :D
OdpowiedzUsuń