Strony

niedziela, 17 czerwca 2012

Zaskakujące spotkanie - część I.

Mam problem z tytułami :D Wszystko, co wpadało mi do głowy, wydawało mi się albo nie powiązane z historią opowiadania, albo zwyczajnie głupie. Dlatego zostałam przy pierwotnej wersji :D Tym razem Los Angeles, nie w sensie miasta, tylko bohaterów :) Jeszcze nie wiem ile będzie części, ale co najmniej trzy na pewno :D
Mam nadzieję, że się spodoba...

Alexandretta

***

Otworzyłam oczy i niezbyt przytomnie rozejrzałam się wokół. Coś mi strasznie nie pasowało, tylko jeszcze nie wiedziałam, co. Jęknęłam cicho, czując tępe pulsowanie pod czaszką. Spękane wargi bolały, a w suchym gardle drapało jak cholera. Zastanawiałam się, dlaczego, u diabła, tak mnie rwą wszystkie mięśnie, a zwłaszcza ramiona. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że wiszę. No prawie, bo jednak moje stopy lekko opierały się o podłogę. Niewystarczająco jednak, żeby ulżyć rękom, przywiązanym do wielkiego haka na suficie. Uniosłam lekko głowę, ale natychmiastowe pojawienie się mdłości dobitnie uświadomiło mi, jak głupi był to pomysł. Przyciągnęłam brodę do piersi, oddychając głęboko. Pomogło. Zaczęłam poruszać spętanymi rękoma, ale sznur nie miał zamiaru puścić. Za to zdarłam sobie skórę z nadgarstków. Skrzywiłam się, bo od tego momentu każde poruszenie nimi wywoływało dodatkowy ból. Zrezygnowałam z pomysłu oswobodzenia się, za to zaczęłam się zastanawiać, co u licha się stało i gdzie ja w ogóle jestem. Rozejrzałam się, ale nic mi to nie dało. Nie poznawałam pomieszczenia, w którym zostałam uwięziona, okno było za wysoko, żeby cokolwiek dojrzeć, a wątpiłam, żeby na moje wykrzyczane pytanie ktoś zechciał odpowiedzieć. Poza tym, wolałam na razie cieszyć się swoją samotnością, bo nie miałam pojęcia, czego się tak naprawdę spodziewać. Zamknęłam oczy i wysiliłam pamięć. Pomogło o tyle, że przed oczyma pojawiły mi się migawki ostatnich wydarzeń. Zapomniany motel w zapomnianym mieście gdzieś na krańcu świata. Spotkanie z tajemniczym mężczyzną. Tylko, po co? Zaraz, broń biologiczna? Nie, brudna bomba. Mieliśmy jechać w miejsce, gdzie ją trzymają. Co było potem?? Wybuchła i napromieniowała wszystkich i wszystko wokół? Chyba nie. Ale coś się stało, a ja nie pamiętałam, co.

Nie miałam pojęcia jak długo tak sobie wisiałam, starając się nie dyndać nogami w powietrzu, a opierać się, mimo wszystko, na palcach. Inaczej chyba wyrwałabym sobie ramiona ze stawów. Wszystko mnie bolało, każdy, nawet najmniejszy, mięsień pulsował, a ja miałam wrażenie, że zaraz oszaleję. Już otwierałam usta, żeby zacząć krzyczeć, kiedy drzwi nagle się otworzyły i do środka wszedł mężczyzna. Spojrzałam na niego i zrozumiałam, że naprawdę mam kłopoty. Sahim ab’Kavah.
- O kurwa – jęknęłam cicho.
- Takiej reakcji się nie spodziewałem – Sahim spojrzał na mnie uśmiechając się od ucha do ucha.
- Miałam ci się rzucić w ramiona? – zapytałam drwiąco – Wybacz, ale ta pozycja temu nie służy… Dlaczego tu jestem??
- Dlatego – skinął ręką na kogoś za plecami i po chwili na podłodze pokoju wylądował Callen. Brudny, sponiewierany, z rozwalonym nosem i limem pod okiem. Stęknął, kiedy jego kolana i ręce zetknęły się z podłożem. Wstrzymałam oddech. Coś mi świtało, ale modliłam się, żebym się myliła.
- Nie rozumiem… - spojrzałam na Sahima.
- Ależ ja ci wytłumaczę – dobroduszny uśmiech mężczyzny zwiódłby każdego. Poczułam zimno. Było źle. – Byliśmy umówieni. Miałaś pomóc nam przetransportować bombę do Port Elizabeth. Ustalaliśmy szczegóły, kiedy ten świr i jego nawiedzony kolega wparowali do pokoju. Na szczęście dla mnie, na twój widok zdębieli. Wykorzystałem ten dar od losu, kolegę położyłem jednym strzałem, ten się bronił, ale moi ludzie szybko go uspokoili.
- Kiedy to było?
- Dwa dni temu…
- Dlaczego nic nie pamiętam??
- Ogłuszyłem cię. – wzruszył ramionami – A potem dostałaś końską dawkę środka nasennego.
- Ale dlaczego?? Mieliśmy ubić interes! – wkurzyłam się.
- Bo to dzięki tobie trafili na mnie! – krzyknął – A ja nie toleruję takich błędów. I ty poniesiesz tego konsekwencje… Tylko najpierw powiesz mi, dla kogo pracujesz – podszedł do mnie bliżej.
- Już ci mówiłam. Dla siebie.
- Kłamiesz! – uderzył mnie na odlew w twarz. Poczułam metaliczny smak w ustach. – Ale spokojnie. Ja mam swoje sposoby, żeby wyciągnąć z ciebie wszystko, co potrzebuję – zaśmiał się – Przywiążcie go – polecił towarzyszącym mu ludziom. – Teraz mam coś do załatwienia, ale wrócimy do tej rozmowy – poklepał mnie po policzku i wyszedł. Chwilę później zostaliśmy sami.
- Olga… - Callen spojrzał na mnie z troską.
- Nic nie mów! – warknęłam. – Albo nie. Powiedz mi, co tu robisz??
- Prowadzę dochodzenie – wyjaśnił.
- Dochodzenie?? – zdziwiłam się – Jakie dochodzenie, na litość boską??
- Ta brudna bomba powstała z odpadów radioaktywnych ukradzionych w Stanach…
- Wiem, do cholery! – przerwałam mu – Myślisz, że co JA tu robię?? Zmieniłam branżę i zostałam kurierem??
- Nie wiedziałem, że to ty! – krzyknął – Mieliśmy znaleźć bombę i osobę, która miała ją przetransportować! I nie dopuścić do detonacji!
- Bardzo szczytny cel – zakpiłam – I nikt od was nie pomyślał, że skoro te odpady zostały skradzione z rządowego laboratorium, to ktoś już się tym zajął??
- W aktach nie ma o tym nawet najmniejszej wzmianki – odparł.
- Hetty nie sprawdziła??
- Oczywiście, że sprawdziła – żachnął się – Dostaliśmy zielone światło…
- Co?? – nie wierzyłam własnym uszom. Ta sprawa śmierdziała bardziej, niż początkowo sądziłam.
- Olga, o co tu chodzi?
- Nie wiem – pokręciłam głową – Ale już się zamknij. Musze pomyśleć… - znów zamknęłam oczy, usiłując ułożyć sobie wszystko w głowie. Callen posłusznie zamilkł.

Sahim pojawił się dopiero w kolejnym dniu naszego uwięzienia. Byłam już nieźle wyczerpana, zresztą Callen też. Mało ze sobą rozmawialiśmy, mimo, iż było to nasze pierwsze spotkanie od wydarzeń w LA.
- Odetnijcie ich – polecił Sahim, więc po chwili oboje wylądowaliśmy na podłodze. Mięśnie tak mi zdrętwiały, że nie byłam w stanie utrzymać się na nogach. Ab’Kavah ukucnął przy mnie i spojrzał na mnie zimno. – Moja droga, powiedz kim naprawdę jesteś…
- Kurierem – wymamrotałam – Miałam dla ciebie pracować, ale jeśli tak traktujesz wszystkich swoich ludzi, to nic dziwnego, że masz problemy z kadrą…
- Olga, nie kłam – warknął – Jeszcze jestem miły, ale moja cierpliwość zaraz się skończy!
- Miły? – prychnęłam – Masz dziwne pojęcie o byciu miłym… - w odpowiedzi uderzył mnie w twarz. Kątem oka dostrzegłam poruszenie. Callenowi chyba nie spodobał się sposób, w jaki Sahim mnie traktował. A ja wiedziałam, ze teraz będzie już tylko gorzej.
- Dobrze – wstał – Skoro ty nie chcesz mówić, to może twój przyjaciel okaże się bardziej rozmowny… - podszedł do Callena – Kim jesteś?
- Kimś, kto cię zabije – warknął Callen. I to był błąd. Sahim był cholernie inteligentnym mężczyzną, od razu zrozumiał, skąd bierze się gniew G.
- No proszę – cmoknął – Lubisz Olgę? Bardzo? Spałeś już z nią, czy jeszcze nie?
- Nie twój interes! – G dał się podejść.
- Spałeś – ucieszył się Sahim. – I jaka jest w łóżku? Bo na moje oko musi być całkiem niezła – zaśmiał się. Callen rzucił mu mordercze spojrzenie, a potem skierował swój wzrok na mnie. Chyba dostrzegł w moich oczach błaganie o zamknięcie się, bo zacisnął szczęki i nic nie odpowiedział. – A zresztą, co ja się będę pytał – Sahim odwrócił się – Przecież mogę sam to sprawdzić… - podszedł do mnie. Przełknęłam ślinę. To nie wróżyło dobrze.




2 komentarze:

  1. Po raz klejny mnie zaskoczyłaś... Teraz nie bd mogła się na niczym skupić ;D

    Yuumi;))

    OdpowiedzUsuń
  2. Ok... e... mocne! Bardzo mocne. Ciekawe jak sytuację dalej potoczysz ale mam nadzieję, że nie stanie się Oldze nic... no wiesz... Pisz szybko co dalej :) A G jast kiepski w niepokazywaniu uczuć :P I to go gubi.

    OdpowiedzUsuń