Strony

niedziela, 30 grudnia 2012

Pewnego pięknego dnia... Część 7.


- Kim ona jest naprawdę? – zapytałam.
- Nazywa się Katja Novak i jest zabójczynią do wynajęcia. Pochodzi z Rosji, jej ojciec był Polakiem. U siebie jest spalona, więc zmieniła otoczenie. Przyjechała do Stanów niecałe dwa lata temu, brakowało jej kontaktów, ale była młoda i zdolna. Szybko wpadła w oko Hautmannowi, postanowił wykorzystać ją do swoich celów. Stworzył jej nową tożsamość, perfekcyjną bym rzekł. I podsunął tobie. Miała mieć oko na ciebie, twoje kontakty, twoje zlecenia.
- Ale dlaczego??
- Hautmann był wściekły, kiedy rozwaliliśmy tamtą operację. Na nieszczęście, wiedział tylko o tobie – czy mi się wydawało, czy w jego głosie usłyszałam poczucie winy?? U Gibbsa?? Niemożliwe. – Chciał cię zniszczyć…
- Chciał?
- Chce nadal - poprawił się. – I prawie mu się udało…
Milczałam, przetrawiając usłyszane informacje. Hautmann był zdolny do wszystkiego, wiedziałam o tym. Wtedy, w Barcelonie, prawie udało mu się mnie wykorzystać i to dosłownie. Gdyby nie Gibbs, skończyłoby się to dla mnie bardzo źle. Karl znany był ze swojej brutalności wobec kobiet.
- To bez sensu – powiedziałam po chwili. – Dlaczego po prostu mnie nie zabił? Dlaczego podsunął mi Mię czy jak jej tam?
- Jeszcze nie wiem – potarł oczy. – Pracujemy nad tym. Wyatt i Mia się znali?
- Oczywiście. Była moją asystentką, znała wszystkich moich zleceniodawców…
- Coś ich łączyło?
- Sypiali ze sobą – odparłam mu ponuro.
- Co??
- Sypiali ze sobą – powtórzyłam.
- Długo?
- Dowiedziałam się pół roku temu. Ile przedtem, nie pytałam…
- Niech to szlag! – zaklął i odblokował windę. Ta ruszyła, a kiedy drzwi się rozsunęły, okazało się, że jesteśmy w podziemiach. – Chodź! – warknął i ruszył szybkim krokiem. Prawie musiałam biec, żeby za nim nadążyć. Po chwili znaleźliśmy się w laboratorium. Agent McGee i panna Sciuto nawet się nie odwrócili na nasze wejście. – McGee! – ryknął Gibbs. – Ten plik o Larrow kiedy powstał?
- Został utworzony dokładnie rok temu… - odparł agent nie odrywając wzroku od monitora, na którym tylko migały kolejne literki i cyferki, okienka i komendy.
- Gibbs, chyba coś mam – prawie równocześnie odezwała się kobieta. – Ten drugi plik stanowi zapis jego poczty. Są tam wszystkie maile, które wysyłał lub odbierał. Również te ze zleceniami. Niestety, są zaszyfrowane, ale już nad tym pracuję…
- Dobrze – Gibbs skinął głową z aprobatą. – Daj znać, jak coś znajdziesz.
- Jasna sprawa – Abby wróciła do pracy.
- Przestaję rozumieć – odezwałam się, przeglądając zebrane przez Martina informacje o Larrow. – Plik o Mii powstał rok temu, czyli w momencie kiedy zaczęła dla mnie pracować… Krótko potem zostali kochankami, niby nic takiego, zdarza się, ale… - urwałam, myśląc intensywnie.
- Ale? – natychmiast podchwycił Gibbs.
- Popraw mnie, jeśli się mylę - popatrzyłam na niego. – Podejrzewał ją od początku i poderwał, żeby to sprawdzić?
- Bardzo możliwe – zgodził się ze mną, dość nieoczekiwanie. – Możliwe też, że to ona poderwała jego, bo Hautmann potrzebował kozła ofiarnego…
- Czyli zakładasz, że zamach na SecNav’a jest jak najbardziej realny?
- Właśnie – skinął głową. – Skoro Larrow i Wyatt mieli romans, ta na pewno bywała w jego mieszkaniu, miała więc dostęp do jego laptopa i bez przeszkód mogła wysłać pogróżki do SecNav’a.
- Mogła go nawet zabić, a wina i tak spadłaby na Martina… Ale co JA w tym wszystkim robię?
- Oprócz zemsty? Miałaś stały kontakt z Wyatt’em, z tego co wiem, współpracował tylko z tobą. Ile razy pośredniczyłaś?
- Kilka – przyznałam niechętnie. Spojrzał na mnie bystro. – No, dobra. Może kilkanaście…
- Byłaś jedynym ogniwem łączącym Wyatt’a z jego zleceniodawcami – Gibbs był bezlitosny. Spuściłam głowę. To była prawda. – Jeśli Karl chciał go dorwać, to jedyna droga prowadziła przez ciebie. Podsunął ci Mię, ta poderwała Martina, wykorzystała go do grożenia Sekretarzowi, a kiedy przynęta chwyciła, zabili go. A potem próbowali wykończyć ciebie, bo mogłaś to wszystko powiązać.
- Czyli sama ich do niego doprowadziłam? – wyszeptałam, czując, że nogi mam jak z waty i że jeśli za chwilę nie usiądę, to z pewnością się przewrócę.
- Nicky, wszystko w porządku? – jak przez mgłę usłyszałam głos Gibbsa, a potem jego silne ramię objęło mnie w pasie i usadziło na krześle. Pochyliłam się do przodu, kryjąc głowę między kolanami. Odetchnęłam głęboko kilka razy i wyprostowałam się.
- Już dobrze – mruknęłam, wstając. – Ja… chyba muszę się przewietrzyć… - szybkim krokiem wyszłam z laboratorium, w ogóle nie zważając na krzyki Gibbsa, że to bardzo głupi pomysł.

       Wyszłam na zewnątrz i głęboko odetchnęłam wilgotnym powietrzem. Od rana było pochmurno i zanosiło się na deszcz, ale teraz, późnym popołudniem, chmury zaczynały powoli odpływać, przeganiane chłodnym wiatrem. Przebiegłam przez jezdnię i skierowałam się prosto do niewielkiego parku naprzeciwko budynków NCIS. Znalazłam pustą ławkę i usiadłam na niej, szczelniej opatulając się kurtką. Strasznie, ale to strasznie nie podobały mi się te wszystkie wnioski, które wyciągnęliśmy. Jeśli to była prawda, to osobiście przyczyniłam się do śmierci Martina. Ta myśl wcale nie poprawiła mojego już i tak beznadziejnego nastroju. Pracowałam z Wyatt’em trzy lata i nawet go polubiłam. A już na pewno nie życzyłam mu śmierci, tym bardziej, że zapewniał mi stały dopływ gotówki. Okropna materialistka się ze mnie zrobiła, ale no cóż. Musiałam z czegoś żyć.
- Ty chyba chcesz zginąć – usłyszałam obok siebie znajomy głos. Gibbs.
- Może chcę – spojrzałam na niego prowokacyjnie.
- Głupia jesteś – prychnął, siadając obok i wręczając kubek z kawą.
- Jestem – zgodziłam się z nim. – Wprowadziłam do firmy płatną zabójczynię, nabierając się na jej sfingowane dossier, pozwoliłam zrobić z Martina kozła ofiarnego, a na koniec doprowadziłam do niego kolejnego zabójcę, co skończyło się jego śmiercią. Tylko pogratulować… - rzuciłam ironicznie. – Niejeden oficer nie ma takich osiągnięć.
- Przestań – prawie warknął. – Nie jesteś Duchem Świętym, nie możesz przewidzieć wszystkiego. Wyatt coś podejrzewał, skoro zbierał o niej informacje. Ale i tak dał się podejść…
- Albo nie zdążył nic zrobić ze zdobytą wiedzą…
- Ani jedno, ani drugie nie świadczy o nim zbyt dobrze. Jesteś zła? – zapytał niespodziewanie.
- Jestem wkurwiona – odparłam zgodnie z prawdą. – Dałam się podejść, wmanewrować w jakieś rozgrywki, o których nie mam pojęcia. A wiesz jak nie lubię być pionkiem w czyjejś grze.
- Wolisz rozdawać karty…
- W dodatku Hautmann nie dość, że chce mnie zabić, to jeszcze zdemolował mi mieszkanie. Nie zostawię tak tego – podniosłam się gwałtownie, po czym celnym rzutem umieściłam pusty kubek w koszu na śmieci. Gibbs też wstał i spojrzał na mnie uważnie.
- Nie rób głupstw – złapał mnie za ramię, kiedy próbowałam go ominąć i odejść.
- Puść – poprosiłam cicho. Ale złowieszczo.
- Nicky…
- Puść! – wyszarpnęłam ramię. – I nigdy więcej tak nie rób! Nie dotykaj mnie!
- Nicky! – huknął wściekle.
- Nie bój się, nie zamierzam jeździć po mieście i szukać Karla – powiedziałam drwiąco, widząc jego minę. Ruszyłam ścieżką w kierunku NCIS.
- Nawet nie wiesz, jak mi ulżyło – sarknął, kiedy zrównał się ze mną.
- Akurat – mruknęłam. Nic więcej nie dodałam. Po co?


środa, 19 grudnia 2012

Pewnego pięknego dnia... Część 6.


        Pojechaliśmy prosto do siedziby NCIS. Na miejscu czekał już na nas agent McGee oraz dziwacznie ubrana kobieta z kucykami na głowie. Dowiedziałam się, że to laborantka, Abby Sciuto. Zabrali pendrive’a i zaraz zniknęli. Gibbs posadził mnie przy swoim biurku, postawił przede mną kubek z kawą i zniknął, kategorycznie przykazawszy nigdzie się nie ruszać. Westchnęłam ciężko, ale usiadłam i zajęłam się kofeinowym napojem. Byłam już zmęczona, nie tylko fizycznie, ale i psychicznie. W głowie mi się nie mieściło, że mogłam się tak pomylić co do osoby mojej asystentki. Kim naprawdę była ta kobieta, którą znałam jako Mię Larrow?? Fakt, pracując dla mnie nawiązała sporo kontaktów w tej branży. Ale, na litość boską, po co był jej romans z Wyatt’em?? Oparłam głowę na rękach i zamknęłam oczy. Musiałam sobie to wszystko jakoś ułożyć.

       Siedziałam i siedziałam, czekając na jakieś informacje z laboratorium, i za nic w świecie nie mogłam nic wymyślić. To, że sprawdziłam Mię, kiedy przyjmowałam ją do pracy, nie znaczyło wcale, że nie mogła w między czasie dostać lepszej oferty i z niej skorzystać. Mogła, oczywiście. Tylko dlaczego w takim razie pracowała dla mnie dalej? I jeszcze Karl do tego wszystkiego. Myślałam, że uwolniłam się od niego raz na zawsze, a tu taka niespodzianka. Nie lubię niespodzianek, zwłaszcza, kiedy te niespodzianki do mnie strzelają. W dodatku Joe nie mógł mi teraz pomóc, bo sam tej pomocy potrzebował.
- Pani Meavly… - usłyszałam obok siebie głos DiNozzo’a.
- Sheridian – poprawiłam go, odwracając się w jego stronę. – Meavly to... – urwałam, zastanawiając się, jak to powiedzieć. – To przykrywka – dokończyłam w końcu. – Żeby zmylić kilka osób…
- Gibbsa też? – patrzył na mnie uważnie.
- Też – skinęłam głową. – Głównie jego… - dodałam cicho. – A najlepiej, proszę mi mówić Nicky, będzie prościej…
- Ok., Nicky… - przysiadł na biurku. – Wiemy, że sprawdzałaś Mię Larrow i nie znalazłaś nic, co wskazywałby, że może działać na dwa fronty. Muszę znać twoje źródła…
- Oszalałeś? – spojrzałam na niego jak na wariata. – Nie zdradzę moich informatorów, wybij to sobie z głowy.
- Nicky, utrudniasz nam pracę…
- To mnie aresztuj – warknęłam.
- Zaraz ja to zrobię! – ostry głos Gibbsa zabrzmiał jak wystrzał. – DiNozzo, zabieraj dupę z mojego biurka! A ty, chodź – złapał mnie za rękę i poderwał z krzesła. Syknęłam, bo było to akurat to ranne ramię. Zreflektował się, bo puścił je, ale pchnął mnie do przodu, kierując w stronę windy.

       Kiedy drzwi się za nami zasunęły, a kabina ruszyła, Gibbs praktycznie od razu użył przycisku awaryjnego i stanęliśmy między piętrami. Kiedy tak patrzył na mnie tymi swoimi stalowymi oczami, poczułam, jak zasycha mi w gardle, a nogi robią się miękkie. Nie musiał nic więcej robić. To on był tą moją wielką miłością, o której wspomniałam Mii. Spaprał mi życie i psychikę, pewnie nieświadomie, ale bardzo długo nie mogłam otrząsnąć się po naszym rozstaniu. Nienawidziłam go tyle lat, nienawidziłam i kochałam jednocześnie, a jego nagłe pojawienie się z powrotem wstrząsnęło mną bardziej, niż chciałam się do tego przyznać.
- Mów prawdę, Nicky – odezwał się po dłuższej chwili. – Chce usłyszeć wszystko…
- Jaką prawdę? – wychrypiałam, nerwowo przełykając ślinę.
- Do kurwy nędzy, Nicky! – krzyknął, uderzając pięścią w ścianę kabiny tuż przy mojej głowie. Wzdrygnęłam się i odruchowo odsunęłam.
- Nie krzycz – poprosiłam cicho, nie patrząc na niego. Złapał mnie za brodę i zmusił, żebym na niego spojrzała.
- Nicky – powiedział cicho, ale ostre nuty, które wychwyciłam, nie pozwoliły mieć wątpliwości, że jest wściekły. – Chcę. Prawdy. – wycedził. – I nie zmuszaj mnie, żebym użył środków ostatecznych…
- Grozisz mi? – poczułam złość. Jakim prawem on mnie tak traktuje?
- Jeszcze nie – warknął. – Na razie cię tylko ostrzegam, ale jeśli zaraz nie zaczniesz mówić, to możesz być pewna, że skończysz w pierdlu.
- Może jeszcze przed Sądem Wojskowym mnie postawisz? – wyszarpnęłam się z uścisku.
- Jak będę musiał to tak!
- Co chcesz wiedzieć? – zapytałam po chwili. Nie mogłam go dłużej zwodzić, wiedziałam, że jeśli nie zacznę mówić, to spełni te wszystkie groźby z dziką radością.
- Czym się tak NAPRAWDĘ zajmowałaś? – odsunął się kawałek, ale tylko odrobinę.
- Tym samym – odetchnęłam głęboko. – Ale w gorszym wydaniu...
- To znaczy? – chyba nie do końca zrozumiał.
- Haki, szantaż, egzekucje… - przełknęłam ślinę. Jednak nazwać to wszystko po imieniu nie było wcale tak łatwo. Dopóki działałam, bez zastanawiania się, nie było tak źle. - Taplałam się w niezłym gównie…
- Dlaczego? – spojrzał na mnie uważnie. – Przecież byłaś taka dobra, kiedy razem pracowaliśmy.
- Jak słusznie zauważyłeś: byłam – odpowiedziałam z goryczą w głosie. – Po sprawie z Hautmannem znalazłam się na cenzurowanym. To była propozycja nie do odrzucenia. Albo to, albo… - urwałam.
- Grozili ci? – w jego głosie usłyszałam niedowierzanie.
- Coś w tym stylu…
- Kurwa, Nicky, dlaczego nie przyszłaś z tym do mnie??
- Do ciebie?? – zdumiałam się niebotycznie. – Zgłupiałeś?? Miałam jeszcze udupić ciebie?? Wystarczyło, że ja miałam przesrane… - cholera. Chyba powiedziałam o jedno zdanie za dużo.
- Chroniłaś MNIE?? Dlaczego??
- A jak ci się wydaje?? – wkurzyłam się. Matko, co za matoł! No ale cóż, mężczyźni są tylko troszkę inteligentniejsi od młotka.
- Nicky… - popatrzył na mnie zszokowany.
- Dobra, przestań już – warknęłam. – Zachowujesz się, jakbyś nie wiedział… Lepiej powiedz, co znaleźliście.
- Na pendrive’ie były zaszyfrowane pliki – opanował się i zaczął wyjaśniać już normalnym tonem. – Jeden dotyczył twojej asystentki…


środa, 5 grudnia 2012

Pewnego pięknego dnia... Część 5

Przepraszam za tak długie przestoje, ale mam mały problem z dokończeniem tej historii. Niby pomysł jest, ale jak już zasiądę do pisania, nagle sru... wszystko ucieka, a w głowie mam czarną dziurę :D Ostatnio to pisanie to istna droga przez mękę, ale coś się pojawiło i mam nadzieję, że się spodoba :D

Alexandretta

***


        Oczywiście, były otwarte. Weszliśmy do środka, rozglądając się uważnie dookoła. Dom był spory, sprawdzaliśmy po kolei każde pomieszczenie, ale nikogo nie znaleźliśmy. W milczeniu, cały czas z pistoletami w dłoniach, weszliśmy na piętro. Otworzyłam pierwsze drzwi i bez zastanowienia wpadłam do pokoju. Na podłodze, obok wielkiego łóżka, leżał Joe i obficie krwawił z rany postrzałowej brzucha. Schowałam Sig’a i przypadłam do niego.
- Żyje – rzuciłam, zabierając palce z szyi rannego mężczyzny. – Gibbs, wezwij karetkę! – w zasadzie nie musiałam wcale tego mówić, bo agent już sięgał po telefon. Podał adres, a potem wybrał drugi numer i, jak zrozumiałam z kontekstu rozmowy, wezwał swoich ludzi. Czekałam na ambulans jak na zbawienie, ręce mdlały mi już od uciskania rany, byłam cała brudna od krwi i ogólnie zmęczona. I sfrustrowana. Ktoś wyprzedzał nas o krok. I to ktoś, kto nas dobrze znał. A raczej mnie. Gibbs zostawił mnie z nieprzytomnym Collinsem, a sam sprawdził resztę domu. Jego ludzie przyjechali równocześnie z karetką.
- Szefie? – usłyszałam głos agenta DiNozzo.
- Piętro! – odkrzyknął Gibbs wychodząc z pokoju. Po chwili w pomieszczeniu pojawili się sanitariusze. Szybko zapakowali Joe na nosze i jeszcze szybciej się zmyli. Wstałam z kolan i poszukałam czegoś do wytarcia rąk. Potem poszłam w ślady Gibbsa i powoli zeszłam na dół. Zespół agentów, czyli znany mi już DiNozzo, sympatyczny blondynek i zabójczo piękna brunetka, stał na środku holu i zdawał relację swojemu szefowi.
- Dwa trupy, szefie – mówił właśnie DiNozzo. – Są u Ducky’ego. Zebraliśmy pociski, odciski palców, ślady butów… Wszystko u Abby, może coś z tego wyciągnie.
- Czekamy na identyfikację nieboszczyków – wtrącił blondynek.
- Mieszkanie jest totalnie zniszczone – dodała kobieta. – Meble, ściany, wszystko podziurawione kulami. Rozmawialiśmy z mieszkańcami kamienicy, twierdzą, że napastników było dużo więcej i, że była z nimi jakaś kobieta. A ta cała Meavly zwiała, zostawiając za sobą dwa trupy i niezły bajzel…
- Dziewięciu – odezwałam się, podchodząc do nich. Jak na komendę, cała grupa odwróciła się w moją stronę.
- Co? – niezbyt inteligentnie zapytał blondynek z lekkim przerażeniem patrząc na moje zakrwawione ubranie.
- Dziewięciu – powtórzyłam. – Napastników było dziewięciu, łącznie z Karlem. A ta kobieta to Mia Larrow, moja asystentka…
- Pani Meavly – mruknął DiNozzo, w ogóle nie wyglądając na zdziwionego, że mnie tu widzi.
- Nie Meavly – odezwał się Gibbs ponuro. – Poznajcie, Nicoletta Sheridian, Wywiad Wojskowy… - gdyby strzelił z armaty nie zrobiłby zapewne większego wrażenia. Agenci patrzyli na mnie zdumieni, najbardziej chyba DiNozzo. – Nicky, DiNozzo już znasz – Gibbs zwrócił się do mnie – Agent Timothy McGee i oficer Ziva David…
- Mossad? – spytałam, podając jej rękę i patrząc na wisiorek z Gwiazdą Dawida na jej szyi. Skinęła głową.
- Zostawiłaś dwa trupy, zatem na pewno zostało ich siedmiu – Gibbs nie zamierzał tracić czasu. – W tym Karl. Plus jego tajemniczy pracodawca. Co tam robiła twoja asystentka?
- Porwał ją, żeby go do mnie doprowadziła… - mruknęłam.
- Porwał? – zdziwiła się Ziva. – Sąsiedzi powiedzieli, że poszła z nimi z własnej woli…
- Niemożliwe – wyszeptałam, zatrzymując się gwałtownie.

- To jest niemożliwe! – miotałam się na siedzeniu samochodu. Gibbs kazał swoim ludziom zabezpieczyć ślady z Vana agentów oraz jeszcze raz sprawdzić dom Joe’go, a mnie zapakował do auta. Jechaliśmy po teczkę, której szukał Karl. Była w moim biurze, dobrze ukryta. – Niemożliwe, rozumiesz! Mia nie mogła mnie zdradzić! Sprawdziłam ją! Zawsze była lojalna!
- Najwyraźniej nie – Gibbs przerwał moje krzyki.
- Tak się pomyliłam? – spytałam cicho.
- Zdarza się – mruknął. Popatrzyłam przez okno. Zdarza się. Owszem. Tylko jakim cudem nic nie zauważyłam?? W całkowitym milczeniu podjechaliśmy pod budynek, gdzie miałam biuro. Bez problemów dostaliśmy się do środka, chociażby dlatego, że już był ranek i ochroniarzy nie zdziwiła moja wizyta. W końcu przyjeżdżałam tutaj o naprawdę różnych porach. Podeszłam pod drzwi i odruchowo, zupełnie nie myśląc, nacisnęłam klamkę. Było otwarte. Spojrzałam na Gibbsa, bez słowa wyciągnął pistolet i gestem dał mi do zrozumienia, że mam się odsunąć. Zrobiłam to nad wyraz niechętnie, jednocześnie sięgając po Sig’a. Weszliśmy do biura i stanęliśmy jak wryci. To znaczy ja, bo Gibbs natychmiast ruszył na rekonesans. Pomieszczenie przedstawiało sobą obraz nędzy i rozpaczy. Powiedzenie, że panował tam bałagan, byłoby kłamstwem. Wszystko było wybebeszone, porozrzucane i poniszczone. Równie tragicznie prezentował się mój gabinet. Na szczęście, o skrytce nie wiedział nikt, nawet Mia. W dodatku była zabezpieczona przez niezwykle sprytny mechanizm, którego po prostu nie dało się wykryć. Bo trzeba było wiedzieć, czego szukać. Podeszłam do masywnego biurka i usiadłam w fotelu. Wsunęłam rękę pod blat, a następnie wcisnęłam kilka guzików w odpowiedniej kolejności. Rozległo się ciche szczęknięcie, otworzyłam drzwiczki szafki i wysunęłam dodatkową szufladę, która ukazała się w jej wnętrzu. W środku była poszukiwana teczka Wyatt’a. Zajrzałam do jej wnętrza i wyjęłam wszystko to, co było w środku. Jakieś papiery, przejrzałam je pobieżnie i odłożyłam na bok. Pióro, chusteczki, nieużywany notatnik. Na końcu w moim ręku pojawił się srebrny pendrive. Bez namysłu uruchomiłam komputer, a potem wsunęłam urządzenie w odpowiedni port.
- Boże – wymamrotałam, bardziej do siebie, niż do Gibbsa.
- Co masz? – agent natychmiast podszedł do mnie. Do tej pory tylko obserwował, pozwalając mi działać.
- Wyatt nie dostał zlecenie na SecNav’a – spojrzałam na niego z lekkim przerażeniem. – To Mia…