Alexandretta
***
Oczywiście, były otwarte. Weszliśmy do środka, rozglądając się
uważnie dookoła. Dom był spory, sprawdzaliśmy po kolei każde pomieszczenie, ale
nikogo nie znaleźliśmy. W milczeniu, cały czas z pistoletami w dłoniach,
weszliśmy na piętro. Otworzyłam pierwsze drzwi i bez zastanowienia wpadłam do
pokoju. Na podłodze, obok wielkiego łóżka, leżał Joe i obficie krwawił z rany
postrzałowej brzucha. Schowałam Sig’a i przypadłam do niego.
- Żyje – rzuciłam, zabierając palce z szyi rannego
mężczyzny. – Gibbs, wezwij karetkę! – w zasadzie nie musiałam wcale tego mówić,
bo agent już sięgał po telefon. Podał adres, a potem wybrał drugi numer i, jak
zrozumiałam z kontekstu rozmowy, wezwał swoich ludzi. Czekałam na ambulans jak
na zbawienie, ręce mdlały mi już od uciskania rany, byłam cała brudna od krwi i
ogólnie zmęczona. I sfrustrowana. Ktoś wyprzedzał nas o krok. I to ktoś, kto
nas dobrze znał. A raczej mnie. Gibbs zostawił mnie z nieprzytomnym Collinsem,
a sam sprawdził resztę domu. Jego ludzie przyjechali równocześnie z karetką.
- Szefie? – usłyszałam głos agenta DiNozzo.
- Piętro! – odkrzyknął Gibbs wychodząc z pokoju. Po chwili w
pomieszczeniu pojawili się sanitariusze. Szybko zapakowali Joe na nosze i
jeszcze szybciej się zmyli. Wstałam z kolan i poszukałam czegoś do wytarcia
rąk. Potem poszłam w ślady Gibbsa i powoli zeszłam na dół. Zespół agentów,
czyli znany mi już DiNozzo, sympatyczny blondynek i zabójczo piękna brunetka,
stał na środku holu i zdawał relację swojemu szefowi.
- Dwa trupy, szefie – mówił właśnie DiNozzo. – Są u
Ducky’ego. Zebraliśmy pociski, odciski palców, ślady butów… Wszystko u Abby,
może coś z tego wyciągnie.
- Czekamy na identyfikację nieboszczyków – wtrącił
blondynek.
- Mieszkanie jest totalnie zniszczone – dodała kobieta. –
Meble, ściany, wszystko podziurawione kulami. Rozmawialiśmy z mieszkańcami
kamienicy, twierdzą, że napastników było dużo więcej i, że była z nimi jakaś
kobieta. A ta cała Meavly zwiała, zostawiając za sobą dwa trupy i niezły
bajzel…
- Dziewięciu – odezwałam się, podchodząc do nich. Jak na
komendę, cała grupa odwróciła się w moją stronę.
- Co? – niezbyt inteligentnie zapytał blondynek z lekkim
przerażeniem patrząc na moje zakrwawione ubranie.
- Dziewięciu – powtórzyłam. – Napastników było dziewięciu,
łącznie z Karlem. A ta kobieta to Mia Larrow, moja asystentka…
- Pani Meavly – mruknął DiNozzo, w ogóle nie wyglądając na
zdziwionego, że mnie tu widzi.
- Nie Meavly – odezwał się Gibbs ponuro. – Poznajcie,
Nicoletta Sheridian, Wywiad Wojskowy… - gdyby strzelił z armaty nie zrobiłby
zapewne większego wrażenia. Agenci patrzyli na mnie zdumieni, najbardziej chyba
DiNozzo. – Nicky, DiNozzo już znasz – Gibbs zwrócił się do mnie – Agent Timothy
McGee i oficer Ziva David…
- Mossad? – spytałam, podając jej rękę i patrząc na wisiorek
z Gwiazdą Dawida na jej szyi. Skinęła głową.
- Zostawiłaś dwa trupy, zatem na pewno zostało ich siedmiu –
Gibbs nie zamierzał tracić czasu. – W tym Karl. Plus jego tajemniczy
pracodawca. Co tam robiła twoja asystentka?
- Porwał ją, żeby go do mnie doprowadziła… - mruknęłam.
- Porwał? – zdziwiła się Ziva. – Sąsiedzi powiedzieli, że
poszła z nimi z własnej woli…
- Niemożliwe – wyszeptałam, zatrzymując się gwałtownie.
- To jest niemożliwe! – miotałam się na siedzeniu samochodu.
Gibbs kazał swoim ludziom zabezpieczyć ślady z Vana agentów oraz jeszcze raz
sprawdzić dom Joe’go, a mnie zapakował do auta. Jechaliśmy po teczkę, której
szukał Karl. Była w moim biurze, dobrze ukryta. – Niemożliwe, rozumiesz! Mia
nie mogła mnie zdradzić! Sprawdziłam ją! Zawsze była lojalna!
- Najwyraźniej nie – Gibbs przerwał moje krzyki.
- Tak się pomyliłam? – spytałam cicho.
- Zdarza się – mruknął. Popatrzyłam przez okno. Zdarza się.
Owszem. Tylko jakim cudem nic nie zauważyłam?? W całkowitym milczeniu
podjechaliśmy pod budynek, gdzie miałam biuro. Bez problemów dostaliśmy się do
środka, chociażby dlatego, że już był ranek i ochroniarzy nie zdziwiła moja
wizyta. W końcu przyjeżdżałam tutaj o naprawdę różnych porach. Podeszłam pod
drzwi i odruchowo, zupełnie nie myśląc, nacisnęłam klamkę. Było otwarte.
Spojrzałam na Gibbsa, bez słowa wyciągnął pistolet i gestem dał mi do
zrozumienia, że mam się odsunąć. Zrobiłam to nad wyraz niechętnie, jednocześnie
sięgając po Sig’a. Weszliśmy do biura i stanęliśmy jak wryci. To znaczy ja, bo
Gibbs natychmiast ruszył na rekonesans. Pomieszczenie przedstawiało sobą obraz
nędzy i rozpaczy. Powiedzenie, że panował tam bałagan, byłoby kłamstwem.
Wszystko było wybebeszone, porozrzucane i poniszczone. Równie tragicznie
prezentował się mój gabinet. Na szczęście, o skrytce nie wiedział nikt,
nawet Mia. W dodatku była zabezpieczona przez niezwykle sprytny mechanizm,
którego po prostu nie dało się wykryć. Bo trzeba było wiedzieć, czego szukać. Podeszłam
do masywnego biurka i usiadłam w fotelu. Wsunęłam rękę pod blat, a następnie
wcisnęłam kilka guzików w odpowiedniej kolejności. Rozległo się ciche
szczęknięcie, otworzyłam drzwiczki szafki i wysunęłam dodatkową szufladę, która
ukazała się w jej wnętrzu. W środku była poszukiwana teczka Wyatt’a. Zajrzałam
do jej wnętrza i wyjęłam wszystko to, co było w środku. Jakieś papiery,
przejrzałam je pobieżnie i odłożyłam na bok. Pióro, chusteczki, nieużywany
notatnik. Na końcu w moim ręku pojawił się srebrny pendrive. Bez namysłu
uruchomiłam komputer, a potem wsunęłam urządzenie w odpowiedni port.
- Boże – wymamrotałam, bardziej do siebie, niż do Gibbsa.
- Co masz? – agent natychmiast podszedł do mnie. Do tej pory
tylko obserwował, pozwalając mi działać.
- Wyatt nie dostał zlecenie na SecNav’a – spojrzałam na niego z
lekkim przerażeniem. – To Mia…
O wow! Super rozdział. Gibbs i Nicky są świetni. No tak, pomylić się można. A to ci niespodzianka. To teraz niech ruszają ratować SevNava! A czarne dziury znam i to oj za dobrze :/ Wredniki jak nie wiem co :/
OdpowiedzUsuńSevNav w niebezpieczeństwie i oczywiście to GibbsTeam musi go ratować... extra!! To kiedy można spodziewać się następnego rozdziału?
OdpowiedzUsuńA co do czarnej dziury... ojć ja teraz taką mam i nie mogę się od niej uwolnić!