Zapraszam do lektury :D
Alexandretta
***
-
Niech to szlag trafi!! – Ziva David, oficer łącznikowy Mossadu, ze złością
cisnęła słuchawką telefonu. Próbowała dodzwonić się do swojego kolegi z
zespołu, Agenta Specjalnego NCIS Anthony’ego DiNozzo. Ale nie odbierał. I to
było dziwne. Ani nie oddzwonił. Co w połączeniu z nie odbieraniem było już niepokojące. Ziva
miała wrażenie, że wybierała jego numer już z milion razy, nie mówiąc o tym, że
zostawiła mu co najmniej dwa miliony wiadomości na poczcie głosowej. Była zła.
I jednocześnie wiedziała, że ich szef, Leroy Jethro Gibbs, będzie wściekły,
kiedy przyjdzie do pracy i nie zastanie w niej Tony’ego. I żadne
usprawiedliwienie wtedy nic nie da. Kobieta westchnęła ciężko, zgrzytnęła
zębami, po czym złapała kurtkę i szybko wyszła. Nie zamierzała tak tego zostawić.
Ziva
zaparkowała pod kamienicą, w której znajdowało się mieszkanie Tony’ego. Wbiegła
na drugie piętro i cicho zastukała do drzwi. Odpowiedziała jej cisza.
Delikatnie nacisnęła klamkę, ale było zamknięte. Rozejrzała się dookoła, po
czym wyjęła z kieszeni swój podręczny zestaw wytrychów. Kilka sekund później
mieszkanie stanęło przed nią otworem. Ostrożnie weszła do środka i metodycznie
zaczęła sprawdzać kolejne pomieszczenia. Na próżno. Tony’ego nigdzie nie było,
a panujący w środku bałagan w niczym nie odbiegał od tego, co zazwyczaj
prezentowało sobą mieszkanie DiNozzo. Ziva zaczęła się już naprawdę denerwować.
Może gdyby znalazła tu jakieś ślady walki, lub rewizji, albo wręcz przeciwnie,
nienaturalny porządek, poczułaby się pewniej. A tak, nie bardzo wiedziała co
teraz zrobić. Chyba nie miała wyjścia i musiała zaangażować resztę zespołu.
Oprócz Gibbsa, rzecz jasna. Z westchnieniem usiadła na
kanapie w salonie i sięgnęła po komórkę.
- McGee, spróbuj namierzyć telefon Arlenee
Lethrow – poprosiła bez wstępów, kiedy
jej kolega się zgłosił.
- Kto to? – zainteresował się Tim.
- Taka jedna – mruknęła Ziva – I co?
- Wyłączony – odparł McGee – Ostatni namiar to
1489 South Street.
- Co tam jest?
- Restauracja „Maddeline” – wyjaśnił zapytany.
- Dobra, dzięki – Ziva rozłączyła się, nie
zważając na krzyki McGee, który usilnie domagał się wyjaśnień.
W restauracji kelner i barman potwierdzili, że
wczoraj wieczorem Tony w towarzystwie wysokiej, smukłej blondynki zjadł kolację
i, że para wyszła około północy. Ziva zgrzytnęła zębami. Opis jak ulał pasował
do Arlenee. Chłopak parkingowy powiedział jej, że odjechali jego wozem w
kierunku centrum.
- Kręcę się w kółko – mruknęła Ziva do siebie i
odebrała dzwoniący telefon – David.
- Zivo, nie wiem o co chodzi, ale może cię to
zainteresuje – w słuchawce zabrzmiał zdenerwowany głos Abby – Sprawdziłam tą
całą Arlenee…
- Coś znalazłaś? – Ziva gwałtownie przystanęła na
chodniku.
- Żeby tylko – prychnęła laborantka – Jej
nazwisko przewija się w dwóch sprawach o zabójstwo.
- Co??
- Cosma Mallucci i Stefan Terrano – odparła na to
Abby z westchnieniem – Ten pierwszy zginął pół roku temu od czterech ciosów
nożem, z czego jeden, prosto w serce, okazał się śmiertelny. Drugi został
zamordowany trzy miesiące temu, również nożem. Z tym, że dla odmiany
poderżnięto mu gardło…
- Cudownie po prostu – sarknęła Ziva.
- Oba śledztwa zostały umorzone, gdyż nie wykryto
sprawcy – Abby była bezlitosna – Nigdy nie znaleziono też narzędzia zbrodni…
- Jeden nóż? – spytała Ziva.
- Najprawdopodobniej – potwierdziła Gotka – W
dodatku nie znaleziono żadnych konkretnych śladów, same poszlaki.
- Skąd tam Arlenee w takim razie?
- Okazało się, że znała obie ofiary, a
konkretniej umawiała się z nimi – wyjaśniła Abby – Policji powiedziała, że były
to krótkotrwałe związki, dla niej bez znaczenia. W żaden inny sposób jej z nimi
nie powiązano. W dodatku miała alibi na czas morderstwa.
- Gdzie znaleziono ciała? – Ziva miała złe
przeczucia.
- W opuszczonej fabryce pod Waszyngtonem.
- Wyślij mi adres – poleciła stanowczo agentka.
- Zivo, chyba nie zamierzasz…
- Owszem, zamierzam – przerwała jej Ziva – I ani
słowa Gibbsowi! – rozłączyła się szybko. Po chwili jej komórka zawibrowała,
informując o otrzymanej wiadomości.
Ziva zaparkowała samochód pod opuszczoną fabryką,
stawiając go tak, żeby nie rzucał się w oczy. Sprawdziła broń, po czym,
rozglądając się uważnie, ruszyła w kierunku wejścia do budynku. Metalowe drzwi
otworzyły się z cichym zgrzytem, więc wślizgnęła się zwinnie do środka i nie
zamykając ich, przypadła do ściany. Przez brudne okna wpadała wystarczająca
ilość światła, że nie musiała używać latarki. Omiotła spojrzeniem
pomieszczenie, w którym się znalazła. Ogromna hala, pusta w zasadzie, jeśli nie
liczyć pozostawionych kilku stosów palet rozstawionych w rządku, jakiejś
rozwalonej maszyny i porozrzucanych gdzieniegdzie worków ze śmieciami. I
gigantycznych wprost ilości kurzu. Na pierwszy rzut oka wydawało się, że od
wieków nikogo tu nie było, ale po dokładnym przyjrzeniu się, Ziva dostrzegła,
że miejscami warstwa kurzu jest naruszona. Wyglądało to tak, jakby trzeźwy
prowadził pijanego. Agentka ruszyła powoli tym śladem, jednocześnie starając
się nie spuszczać wzroku z otoczenia. Tak na wszelki wypadek, mimo, iż było
cicho jak makiem zasiał. Ślady poprowadziły ją w kierunku pomieszczeń
socjalnych, opuszczonych i zakurzonych jak wszystko dookoła. Ziva ostrożnie
zaczęła sprawdzać napotykane pokoje, ale były puste i widać, że nie używane od
bardzo długiego czasu. Otwierając ostatnie drzwi w żadnym razie nie spodziewała
się rozwiązania tej zagadki. Dlatego widok skrępowanego Tony’ego, leżącego na
niemożliwie brudnej podłodze i stojącej nad nim blondwłosej kobiety, zaskoczył
ją w równym stopniu, co ich jej pojawienie się. Blondynka zareagowała
błyskawicznie, odwracając się i strzelając, na co Ziva instynktownie skuliła
się, chowając się za drzwiami. Jednak, ku zdumieniu agentki, nie była to
Arlenee. Po chwili kobieta, zasłaniając się Tony’m i mierząc do niego z
pistoletu, wyszła z pokoju.
- Rzuć broń! – krzyknęła do Zivy – Albo go
zabiję!
- To ty rzuć broń! – odkrzyknęła Ziva – Albo sama
zginiesz!
- Ja nie żartuję!
- Ja tym bardziej!
Kobieta cały czas powoli się wycofywała, mając
przed sobą związanego mężczyznę, który skutecznie służył jej za tarczę. Ziva
obserwowała to z niepokojem i ze zdziwieniem. Tony dawał się prowadzić potulnie
niczym prosiak do rzeźni. Nie patrzył na nią, nie wykonał żadnego gestu, który
świadczyłby o tym, że jest w ogóle świadomy sytuacji w jakiej się znalazł. Ziva
zaklęła w duchu, zastanawiając się, co robić. Nie mogła pozwolić, żeby ta baba się
wymknęła, zabierając ze sobą jej partnera, lub, co gorsze, raniąc go albo
zabijając. Agentka spojrzała na przeciwniczkę, mrużąc gniewnie oczy. W jej
głowie skrystalizował się plan, właściwie jego zarys, w dodatku tak szalony, że
miał minimalne szanse powodzenia. Ale musiała spróbować. Poczekała aż kobieta
minie środek hali i znajdzie się zaledwie o krok od rzędu palet. I wtedy
strzeliła. W założeniu chciała trafić ją w ramię, żeby ta puściła Tony’ego i po
prostu wycofała się. A potem złapać DiNozzo za fraki i zaciągnąć w jakieś
względnie bezpieczne miejsce. A samemu dorwać blondynkę. Jednak, już w momencie
strzału, Ziva wiedziała, że będzie musiała ten swój plan troszeczkę
zmodyfikować. Nie była pewna, czy źle wycelowała, czy Tony nagle odzyskał
zdolność ruchów, w każdym bądź razie, kula owszem, trafiła w cel, ale
jednocześnie zahaczyła też o ramię agenta. Niedużo, ledwie go musnęła, ale to
wystarczyło. Tony spojrzał na nią wyjątkowo przytomnie i z ogromnym zdumieniem,
a przez twarz przemknął mu ledwo widoczny grymas. Jego napastniczka z okrzykiem
bólu szarpnęła się do tyłu, puszczając go, ale wcale nie upuszczając broni. Po
czym widząc, że to nie przelewki, schowała się za najbliższym stosem palet.
Ziva wystartowała do Tony’ego niczym wyrzucona z katapulty. Złapała go za
koszulę i energicznie pociągnęła w przeciwnym kierunku. Mężczyzna, mimo jeszcze
lekkiego oszołomienia, posłusznie ruszył za nią, oboje schowali się za stojącą
prawie na środku maszyną i przypadli do posadzki. Nad głowami świsnęły im kule,
więc skulili się, szukając jak najlepszej osłony. Ziva odpowiedziała ogniem,
ale trafiła tylko drewniane palety, odłupując z nich drzazgi. Schowała się, po
czym odwróciła się do Tony’ego i dobywając noża, błyskawicznie oswobodziła go z
więzów. Ten natychmiast złapał się za zranione ramię, robiąc przy tym
cierpiętniczą minę.
- Zivo, zwariowałaś?? – wysyczał – Postrzeliłaś
mnie!!
- Tylko drasnęłam! – zaprotestowała stanowczo,
znów strzelając – Nie trzeba się było ruszać!
- Twierdzisz, że to moja wina?? – oburzył się.
- Twierdzę, że ZNOWU wpakowałeś się w kłopoty, a
ja ZNOWU muszę ratować twój tyłek!
- Nikt cię nie prosił!
- Wolisz poczekać, aż Gibbs się zorientuje i sam
cię znajdzie?? Nie ma sprawy, wracaj do swojej wielbicielki!
- Dobra, żartowałem – Tony natychmiast się
wycofał – Dużo masz tej amunicji? – zainteresował się, widząc, że jego
towarzyszka zmienia magazynek.
- Tylko to – odparła Ziva ponuro, przeładowując
broń. – Kto to w ogóle jest??
- Siostra Arlenee, Amanda – Tony skrzywił się – Z
tego co się zorientowałem, ma nierówno pod sufitem. Ubzdurała sobie, że będzie
chronić Arlenee przed mężczyznami i zabija każdego, który za bardzo się do niej
zbliży…
- Arlenne o tym wie?
- Chyba się domyśla, ale cały czas ma nadzieję,
że to jednak nie ona… - Ziva tylko prychnęła w odpowiedzi. Takie naiwniactwo
nie mieściło jej się w głowie. – Masz jakiś pomysł, jak się z tego wyplątać?
- Zasada numer dziewięć – odparła.
- Nigdy nie wychodź bez noża – odruchowo
przywołał z pamięci wspomnianą regułę.
- Ja mam swoją własną…
- Czyli? – spojrzał na nią pytająco.
- Nożom nie kończą się kule – wyjaśniła,
wręczając mu swój pistolet. – Odwróć jej uwagę.
- Co chcesz zrobić? – zaniepokoił się.
- Wyplątać nas z tego… - Ziva przesunęła się na
skraj maszyny i wyjrzała, rozglądając się uważnie. Tony, widząc, że nie
przekona jej do zmiany zdania, i samemu nie mając lepszego pomysłu, wychylił
się z drugiej strony.
- Hej! – wrzasnął – Chcę się dogadać! – w
odpowiedzi kilka pocisków przeleciało obok niego – Naprawdę! Przestań strzelać!
- Nie wierzę ci! – odkrzyknęła Amanda, nie
zaprzestając kanonady. Tony zaklął pod nosem i odpowiedział ogniem. Odwrócony
tyłem, nie był w stanie dostrzec co robi Ziva. A ta, widząc, że uwaga blondynki
skupiła się na Tony’m, ruszyła ostrożnie w jej stronę. Agent i ta psychopatka
wrzeszczeli do siebie, przeplatając tą uroczą wymianę zdań strzałami. Ziva nie
zwracała na to większej uwagi, skradała się cicho, dzierżąc w ręce wojskowy
nóż. Chwilę później znalazła się za plecami przeciwniczki, akurat w momencie,
kiedy jej partner wystrzelił ostatni nabój. Amanda chyba wyczuła, że ktoś za
nią stoi, bo nagle się odwróciła, celując do agentki ze swojej broni. Bez
namysłu nacisnęła spust, ale zamiast wystrzału rozległ się suchy trzask iglicy
uderzającej w próżnie. Ziva uśmiechnęła się drwiąco i bez wahania posłała w
kierunku kobiety swój nóż. Ostrze wbiło się w brzuch przeciwniczki niemal po rękojeść,
zdziwiona Amanda upuściła pistolet i złapała za nóż, robiąc gest, jakby chciała
go wyrwać. Ale było już za późno. Po chwili z jej ust popłynęła cienka strużka
krwi, a kobieta z głuchym jękiem upadła na podłogę i znieruchomiała. Ziva stała
jeszcze przez chwilę, wpatrując się w martwe ciało leżące prawie u jej stóp,
ocknęła się dopiero, kiedy obok niej pojawił się Tony.
- Mówiłam, nożom nie kończą się kule –
powiedziała, podchodząc do ciała i sięgając po swoją własność.
- Wariatka – skomentował krótko, ale w jego
wzroku czaił się podziw.
- Wyjaśnisz mi jak się tu znalazłeś? – zapytała
Ziva, nie ruszając się z miejsca.
-
Amanda czekała na mnie pod domem Arlenee – wyjaśnił niechętnie – Kiedy od niej
wychodziłem, psiknęła mi czymś w twarz. To był chyba jakiś środek usypiający,
bo ocknąłem się tutaj. Nic więcej nie pamiętam.
-
Chciała cię zabić – Ziva bardziej stwierdziła, niż zapytała.
-
Chciała. – przyznał – Zjawiłaś się w ostatnim momencie. Jak tu trafiłaś?
Ziva
streściła mu szybko swoje poszukiwania, nie ukrywając swojego zdenerwowania,
kiedy nie pojawił się w pracy.
-
Martwiłaś się o mnie?? – zdziwił się Tony, obrzucając ją uważnym spojrzeniem.
-
No, martwiłam się – Ziva spuściła oczy, jakby wstydząc się tej chwili słabości.
-
Dlaczego??
-
Bo jesteś moim partnerem… - odparła, nie patrząc na niego.
-
Zivo – przysunął się do niej bliżej, po czym delikatnie wziął ją pod brodę i
zmusił, żeby na niego spojrzała – Nie okłamuj mnie… - poprosił cicho.
-
Bo jesteś dla mnie kimś więcej niż partnerem – wydusiła z siebie.
-
Kim? – nie odpuszczał.
-
Przyjacielem… Jedynym, jakiego mam…
-
Tylko? – popatrzył jej w oczy.
-
Och, Tony – Ziva nagle zarzuciła mu ręce na szyję i przylgnęła do niego całym
ciałem – Nie, nie tylko! Ale wiesz, że nie umiem mówić o uczuciach!
-
Ja też, Zivo. Ja też. – zaśmiał się krótko, po czym ją pocałował. Oddała
pocałunek bez zastanowienia, oboje wiedzieli, że już nie potrzebują żadnych
słów, żeby określić to, co jest między nimi. Wszystko przestało się liczyć, jej
przeszłość, jego przeszłość, ich przyszłość, ważne było tylko tu i teraz.
-
David!! DiNozzo!! – znajomy głos za plecami sprawił, że odskoczyli od siebie
zaskoczeni – Jeśli to jest to, co ja myślę, to macie OGROMNE kłopoty!!
Jak
na komendę odwrócili się. W ich stronę szedł ich szef, Agent Specjalny Leroy
Jethro Gibbs i miał NAPRAWDĘ wściekłą minę…
KONIEC
Ziva go uratowała ! Na takie coś właśnie liczyłam :) To było wspaniałe ! Ah i ta Tivowa scena pod koniec ♥ Wyobraziłam sobie wszystko :D I Gibbs krzyczący do nich...oj będą kłopoty za złamanie zasady nr 12 :D
OdpowiedzUsuńSuper! A najlepsza to chyba była końcówka ;d Zaraz po tejstrzelaninie ;d
OdpowiedzUsuńYuumi;))
Ale fajne! :D
OdpowiedzUsuńSłodkie to było, a Gibbs jak zwykle wstrzelił się w moment :D
Zapraszam na mojego bloga :)
Jest nowa notka :)
http://lambada1989.blog.interia.pl/?yearID=2012&monthID=6&dayID=0
Miłego czytania!! :)
MaLuTkA
No no... niech Tony uważa z kim sie umawia :D Świetnie, że Ziva ruszyła mu na ratunek :) Scena końcowa z wyznaniem uczuć całkiem TIVowa ;) A Gibbs... ups... ;)
OdpowiedzUsuń