Strony

czwartek, 21 czerwca 2012

Zaskakujące spotkanie - część III.

Zauważyłam, że poprzednia część wzbudziła trochę... kontrowersji. Wiem, takie sceny nie są zbyt... przyjemne, ale starałam się nie być zbyt brutalna. Po prostu była mi potrzebna do dalszego ciągu, bo znów zaczęłam pisanie od środka :D Poza tym, z Wenem nie wygrasz...


Alexandretta


***



Jakiś czas później oboje poczuliśmy, że mamy dość tej krajoznawczej wycieczki. Nie wiem jak Callen, ale ja ledwo już powłóczyłam nogami ze zmęczenia i chyba tylko siła woli pchała mnie naprzód.
- Myślę, że powinniśmy odpocząć – G zaproponował to, o czym marzyłam już od dłuższego czasu. Przystanęłam, opierając dłonie na udach i pochylając się lekko do przodu, chcąc odciążyć kręgosłup - Ale nie tu. – kontynuował - Zejdźmy z widoku – zszedł z drogi i skierował się między wzgórza. Ruszyłam za nim. Po kilkunastu minutach przedzierania się przez ostre jak brzytwa skały, znaleźliśmy prawie pionową ścianę z niewielkim nawisem skalnym, tworzącym coś w rodzaju daszku. Nie mieliśmy ze sobą żadnych obozowych utensyliów, w końcu nie był to skautowski obóz przetrwania. Wygrzebałam z plecaka swoją kurtkę i rozłożyłam ją na ziemi. Usiadłam, opierając się plecami o skałę i wyciągając nogi przed siebie. Ze zdziwieniem znalazłam wśród swoich rzeczy napoczętą butelkę wody i batonik. Jednym i drugim podzieliłam się z moim towarzyszem, który w międzyczasie rozpalił niewielkie ognisko ze znalezionych w okolicy suchy gałązek. Przyjemne ciepło owionęło nasze twarze, wyciągnęłam ręce w kierunku płomieni i zamknęłam oczy. Oboje milczeliśmy. Ja, bo nadal nie miałam ochoty na pogawędki, nawet w celu ustalenia planu działania, a Callen, bo chyba za bardzo nie wiedział jak zacząć poważną rozmowę. Poczułam nieludzkie wręcz zmęczenie, więc zwinęłam się w kłębek i zaległam na ziemi. Wiedziałam, że G będzie czuwał.

Obudziłam się, czując na sobie czyjś wzrok. Otworzyłam oczy i dostrzegłam siedzącego nieopodal Callena. Wpatrywał się we mnie intensywnie, a zaciśnięte w wąską kreskę usta i chmurne spojrzenie, od razu pozwoliły mi się domyślić, o czym myśli. Albo raczej, co nie daje mu spokoju. Nasze spojrzenia spotkały się, kiedy zobaczył, że nie śpię, przysunął się bliżej i dla odmiany, zapatrzył w płomienie ogniska. Milczałam, bo na nic innego nie miałam ochoty.
- Porozmawiaj ze mną – poprosił nagle cicho. Usiadłam i podciągnęłam kolana pod brodę. – Olga, proszę, odezwij się… - ponieważ nie doczekał się reakcji z mojej strony, westchnął, ale kontynuował, jakby w końcu zebrał się na odwagę, żeby powiedzieć, co go dręczy – Olga, przepraszam – uniosłam głowę i spojrzałam na niego zaskoczona – Przepraszam, że okazałem się takim… - chyba zabrakło mu słów – I, że ci nie pomogłem. Chciałem. Uwierz, chciałem go zabrać od ciebie, zabić, udusić gołymi rękoma, ale nie dałem rady. Naprawdę, nie dałem…
- Wiem – wyszeptałam. Teraz on popatrzył zaskoczony – Wiem, G – dodałam głośniej. To było wszystko, na co w tej chwili było mnie stać.
- Chodź do mnie – poprosił po chwili milczenia. Przez kilka sekund siedziałam nieruchomo, a potem moje ciało przeniosło się wprost na jego kolana. Callen otoczył mnie opiekuńczo ramionami, wtuliłam się w niego z całych sił, jak mała dziewczynka. Potrzebowałam odrobiny czułości, chwili poczucia bezpieczeństwa i zapomnienia o wszystkim co złe. G kołysał mnie w ramionach, nie mówiąc nic. Przymknęłam oczy i sama nie wiem kiedy, zasnęłam.

- Callen, co z Samem? – zapytałam, kiedy dwie godziny później ruszyliśmy w dalszą drogę, starannie pozbywając się wszelkich śladów naszej obecności.
- Nie wiem – G skrzywił się – Nie mam pojęcia. Sahim strzelił do niego, Sam upadł, więcej nie widziałem…
- Miał kamizelkę? – spytałam.
- Nie – Callen pokręcił głową. Widziałam, jak bardzo gryzie go ta niepewność o los przyjaciela.
- Byle kula nie zabije komandosa z Fok – mruknęłam.
- Obyś miała rację… Gdzie my właściwie jesteśmy? – zmienił temat.
- Idąc tą drogą dojdziemy do tego miasteczka, gdzie wpadliście na moje spotkanie – odparłam. Nadal czułam się parszywie, ale przynajmniej dawałam radę się odzywać.
- Mam nadzieję…
- Mamy jakiś plan?
- Oczywiście. Pójdziemy na żywioł…
- Cudnie – teraz ja się skrzywiłam. Nienawidziłam improwizacji.

Okazało się, że miałam racje i wkrótce weszliśmy do znajomego miasteczka. Od razu skierowaliśmy się do motelu, gdzie splotły się nasze dochodzenia. Na nasz widok recepcjonista poderwał się zaskoczony i zrobił gest jakby chciał sięgnąć po broń. Ewentualnie po telefon. Jednak Callen błyskawicznie złapał go za rękę i wykręcając ją, przygwoździł faceta do kontuaru.
- Miło znów cię widzieć, Indy – odezwał się zimno – Jest coś dla mnie?
- Koperta – wystękał Indy.
- Oczywiście, nie ośmieliłeś się jej otworzyć – kontynuował G – Wiesz, co by się stało, gdybyś to zrobił?
- Wiem…
- To dobrze – Callen puścił mężczyznę, który zaczął rozcierać ramię – Dawaj ją, na co czekasz!
Indy rzucił się do półeczki z korespondencją i po chwili przyniósł kopertę. Callen obejrzał ją dokładnie, ale faktycznie nie była otwierana. Rozerwał ją i wyjął z niej złożoną na pół kartkę. Szybko przebiegł wzrokiem treść wiadomości, po czym podał mi ją, rzucając tylko półgębkiem „Chodźmy”. Ruszyłam za nim, nic nie rozumiejąc. Ani z kartki, ani z jego zachowania. 
- Callen? – odezwałam się kilka metrów dalej.
- Sam codziennie czeka na nas na miejscowym targu – wyjaśnił zapytany – Od dwunastej, przez piętnaście minut. Potem znika.
- To wszystko wiesz z tych kilku cyferek z kartki? – upewniłam się. Nawet nie byłam za bardzo zdziwiona, że mają opracowany sposób kontaktu w kryzysowych sytuacjach.
- Tak. To data, kiedy zrobiliśmy podobnie – G spojrzał na zegarek – Do dwunastej zostało pół godziny, chodź, rozejrzymy się.

Targ, jak na tak małą mieścinę, nie był zbyt imponujących rozmiarów, ale był całkiem spory. W dodatku pełen ludzi, straganów, na których można było kupić chyba wszystko. Zagłębiliśmy się w ten kolorowy tłum, Callen z energią, jakby wiadomość od przyjaciela dodała mu sił, a ja z mieszanymi uczuciami. Takie miejsca sprzyjały zasadzkom, a ja nie miałam ochoty wpadać w kolejną. Obeszliśmy wszystko, rozglądając się uważnie, ale nic podejrzanego nie zauważyliśmy. Chyba jeszcze nikt nie odkrył naszej ucieczki, a jeśli nawet, to Sahim najwyraźniej nie podjął żadnych konkretnych kroków. Minęła dwunasta i nic się nie zmieniło.
- Chyba nic z tego – powiedziałam do Callena – Ani śladu Sama…
- Spokojnie – mruknął w odpowiedzi – Znajdzie się…
Szliśmy dalej, rozglądając się, kiedy nagle G złapał mnie za rękę i gwałtownie pociągnął w bok. Skręcił między stragany, szedł szybko torując sobie drogę pomiędzy znajdującymi się tam ludźmi. Nawet jeśli chciałabym zaprotestować, bądź zmienić kierunek, nie miałam szans, bo trzymał mnie mocno. Kilka minut później wydostaliśmy się z tłumu, G przystanął tak nagle na skraju targu, że prawie wpadłam na jego plecy.
- Co jest? – zapytałam, trochę zdyszana.
- Tam – skinął głową w prawo. Wytężyłam wzrok. Dopiero po chwili dostrzegłam dość potężnie zbudowanego mężczyznę, ubranego w znoszone spodnie i taką samą koszulę, z głową omotaną kraciastą chustą. Stał, oparty o ścianę jakiegoś budynku i patrzył prosto w naszą stronę.
- Jesteś pewien? – w moim głosie zabrzmiało powątpiewanie.
- Absolutnie – G bez wahania ruszył w jego kierunku, cały czas mocno ściskając moją dłoń, jakby się bał, że ucieknę. Nie miałam takiego zamiaru. Mężczyzna na nasz widok oderwał plecy od ściany i usiadł przy stojącym obok stoliku. Budynek okazał się miejscowym barem, nawet dość dobrze zaopatrzonym, o czym miałam się za chwilę przekonać.
- Co tak długo? – zapytał na powitanie.
- Mieliśmy drobne kłopoty – odparł na to Callen. W jego głosie usłyszałam ulgę – Dowiedziałeś się czegoś?
- Co ona tu robi? – Sam zignorował pytanie partnera i obrzucił mnie uważnym spojrzeniem.
- Jest po naszej stronie – G był lekko zaskoczony – Też szuka tej bomby…
- Dlaczego Hetty nic o tym nie wiedziała?
- Też chciałabym poznać odpowiedź na to pytanie – wtrąciłam się, czując złość. Z jakiej racji ten dupek mnie oskarża?
- Sam – przerwał nam Callen – Nie mamy teraz na to czasu. Dowiedziałeś się czegoś? – powtórzył.
- Bomby tu nie ma – Sam niechętnie wrócił do pierwotnego tematu – A Sahima od naszego spotkania nikt nie widział. Ja też nie.
- Sahim gdzieś pojechał – Callen zamyślił się – Opuścił rezydencję tuż przed naszą ucieczką, pewnie jeszcze nie wrócił, bo nikt nas nie szukał…
- Nie zauważyłem nikogo oprócz mieszkańców – potwierdził Sam.
- Bomba jest gdzieś ukryta – mruknęłam.
- Gdzie? – wzrok Callena przeniósł się z Sama na mnie.
- Nie zdążyłam się dowiedzieć – spojrzałam na niego wymownie – Byliśmy w trakcie omawiania szczegółów, kiedy wpadliście z wizytą – dodałam zjadliwie.
- W rezydencji? – G zignorował mój zaczepny ton.
- Nie – pokręciłam głową – Jakiś bunkier, ale nie znam lokalizacji.
- Bunkier? Nic konkretnego ci nie powiedział?
- Nie zdążył – mruknęłam. Nie podobało mi się to przesłuchanie.
- Chciał, żebyś przewiozła bombę, a nie podał ci skąd masz ją zabrać?? – w głosie Sama zabrzmiało niedowierzanie.
- O co ci chodzi? – spojrzałam na niego niechętnie – Oskarżasz mnie o coś?
- Nie. Jeszcze – prawie warknął.
- Sam – Callen chyba uznał za stosowne się wtrącić – Daj spokój – poprosił cicho. Spojrzałam na niego zdumiona.
- Z rezydencji – powiedziałam, mimo wszystko spokojnie – Przesyłkę miałam odebrać z rezydencji. Sahim miał ją przywieźć.
- Czyli musimy tam wrócić? – Callen skrzywił się.
- Chyba nie mamy wyjścia – też nie spodobał mi się ten pomysł – Nawet jeśli nie będzie tam bomby, to może dowiemy się, gdzie jest…
- Cudownie – Sam spojrzał na nas, jakbyśmy byli niespełna rozumu – Mam samochód i trochę broni… - dodał z rezygnacją w głosie.
- Nie ma na co czekać – G błyskawicznie podjął decyzję – Jeśli Sahim jeszcze nie wrócił, może uda nam się przeszukać budynek i znaleźć coś…
- A jeśli wrócił? – podniosłam się z krzesła, idąc śladem moim towarzyszy, którzy właściwie byli już gotowi do drogi.
- To będzie okazja, żeby go o to zapytać…



3 komentarze:

  1. Uf.. na chwilę udało im sie ale muszą wracać :/ No, no... sam nieufny ;) Zazdrosny o G :D Mam nadzieję, że znajdą bombę i dokopią Sahimowi. Oj tak... Wen nigdy nie pyta o pozwolenie ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejka :) Agenci wciąż nie mają czasu na odpoczynek - ale ich męczy los :P Mam nadzieję, że znowu skopią wszystkim tyłki :D W każdym razie na nudę nie można narzekać czytając Twoje blogi.
    Dlatego czekam na kolejną notkę! :)
    MaLuTkA

    OdpowiedzUsuń
  3. brak słów - świtne. M

    OdpowiedzUsuń