Strony

sobota, 23 czerwca 2012

Zaskakujące spotkanie - część IV.

Dziękuję za wszystkie komentarze :D  Bo jak mówiłam kiedyś tam - czytanie bez komentarza się nie liczy :D
Cieszę się, że ta część przygód Olgi również się podoba. Dzisiaj zakończenie, bez happy endu, ale również bez trupów :D Zapraszam :)

Alexandretta

***


Samochód Sama okazał się starą półciężarówką, na szczęście kabina była wystarczająco dużo, żebyśmy zmieścili się w niej wszyscy. Nie uśmiechała mi się podróż na pace. Siedziałam przy oknie i z ponurą miną obserwowałam znajomy krajobraz. Droga do rezydencji zajęła nam ponad godzinę, w czasie której Sam streścił nam swoje poczynania oraz wyjaśnił, że kula Sahima tylko go drasnęła i nic mu nie jest. Z kolei Callen podzielił się swoimi doświadczeniami, na szczęście omijając najbardziej bolesne fragmenty. Bolesne dla mnie. W końcu przejechaliśmy bramę i zatrzymaliśmy się tuż przed głównym wejściem. Od razu zrozumieliśmy, że ab’Kavah jeszcze nie wrócił, bo wszystko wyglądało dokładnie jak w chwili, kiedy stąd uciekaliśmy. Sam wręczył nam po pistolecie i zapasowych magazynkach, więc tak uzbrojeni, ostrożnie weszliśmy do środka. Nic. Te same trupy, nikogo żywego. Bez chwili wahania skierowaliśmy się w głąb domu i bez przeszkód dotarliśmy do piwnic. Metodycznie sprawdzaliśmy wszystkie pomieszczenia po kolei, osłaniając się wzajemnie. Widziałam z jaką rezerwą Sam się do mnie odnosi i w zasadzie nie spuszcza ze mnie wzroku, raczej nie z troski, że coś mi się stanie. Ale, szczerze mówiąc, miałam to gdzieś. Ta bomba to był mój cel, musiałam ją znaleźć i przywieźć z powrotem do Stanów. Jednak nasze poszukiwania nie przyniosły żadnych rezultatów. Owszem, znaleźliśmy zamknięty pokój, o stalowych, wzmocnionych drzwiach, ale nie daliśmy rady go otworzyć. Miał elektroniczny zamek i dodatkowe zabezpieczenia w postaci kilku ładunków wybuchowych, które miały eksplodować w momencie otwarcia go przez nieuprawnione osoby. Tak przynajmniej stwierdził Sam po głębszej analizie. Zrezygnowani, wyszli z podziemi i z powrotem znaleźliśmy się w holu. Wściekły wrzask Sahima, który nagle objawił się przed nami, sprawił, że natychmiast prysnęliśmy na boki, szukając osłony. Jednak ab’Kavah zamiast zacząć strzelać, wrzeszczał dalej. Używał przy tym słów powszechnie uważanych za niecenzuralne, z których „czarci pomiot” oraz „wredna suka” należały do najłagodniejszych.
- Czarci pomiot? – mruknęłam do siebie – Skąd on ma te określenia?
- Dosyć tego! – usłyszałam krzyk Callena – Chcemy odzyskać bombę! Nic więcej!
- Jej tu nie ma, debilu!! – odwrzasnął Sahim.
- Gdzie jest?? – Callen nie zwracał uwagi na padające inwektywy.
- Myślisz, że ci powiem, ty amerykańska świnio??
- Jeśli nie powiesz, to cię zabiję!
- Jeśli mnie zabijesz, to ci nie powiem! – w głosie Sahima zabrzmiała nuta triumfu.
- Powiesz, powiesz! – Callen był wściekły.
W odpowiedz znów poleciały w jego stronę wyzwiska i pogróżki. Miałam dość. Ta dyskusja do niczego nie prowadziła, a jeśli faktycznie ktoś zabrał ładunek, to każda minuta oddalała nas od szansy znalezienia go zanim opuści ten kraj, a potem kontynent. Rozejrzałam się, oprócz Sahima było tutaj tylko jego dwóch najemników, którzy w dodatku wcale nie kwapili się do walki z nami. Przesunęłam się na bok, a potem ostrożnie przemknęłam pod ścianą. Na szczęście ab’Kavah lubił roślinki, bo całe ich mnóstwo otaczało hol, dając całkiem niezłą osłonę. Chwilę później znalazłam się za plecami Sahima, wychyliłam się nieznacznie i bez chwili namysłu postrzeliłam go w nogę. Bandyta zawył z bólu i upadł na podłogę, bluzgając tak, że aż uszy więdły. Wyszłam z mojej kryjówki i nie opuszczając broni, powoli zbliżyłam się do leżącego mężczyzny. Jego żołnierze spojrzeli na mnie zdziwieni, nawet wykonali gest sięgnięcia po pistolety, ale Callen i Sam zareagowali zgodnie z moimi przypuszczeniami, posyłając w ich stronę serię pocisków, które sprawiły, że jeden zginął od razu, a drugi, ranny, z jękiem padł na posadzkę.
- Kurwa mać!! – Callen wyskoczył z kryjówki i wlepił we mnie wściekłe spojrzenie – Co ty wyprawiasz??
- Nie twój interes! – warknęłam – Nie wtrącaj się…
- Jak najbardziej mój! – odwrzasnął – Co ty odwalasz??
- Powiedziałam, nie wtrącaj się! – nawet na niego nie spojrzałam – Mam z tym panem pewne rzeczy do wyjaśnienia…
- Olga – zaczął trochę spokojniej, jakby gadał z wariatką – Wiem, że jesteś wściekła…
- Gówno wiesz! – przerwałam mu gwałtownie – Nie masz pojęcia, co teraz czuję! I nigdy się nie dowiesz! Więc się zamknij! Nie potrzebuję twoje litości, ani współczucia! Niczego nie potrzebuję! Zabiję skurwysyna tak czy siak, ale najpierw dowiem się, gdzie jest ta cholerna bomba!! – byłam tak wściekła, że ledwie nad sobą panowałam. Gdyby nie ładunek, Sahim już by nie żył. Callen wpatrywał się we mnie oszołomiony, bo chyba nie spodziewał się takiego wybuchu. On naprawdę myślał, że puszczę płazem to, co ten bydlak mi zrobił?? – Sahim – pochyliłam się nad mężczyzną – Gdzie ta bomba? Powiedz, to zabiję cię tak szybko, że prawie nie poczujesz… - uśmiechnęłam się lekko. Wiem, wyglądało to upiornie.
- A jeśli nie powiem? – Sahim zrozumiał od razu, że nie żartuję.
- To będziesz umierał długo i powoli – wycedziłam – Bardzo długo i bardzo powoli. I będzie bardzo bolało… Więc, gdzie bomba?
- To chyba TY wiesz najlepiej – rzucił nagle. Spojrzałam zdumiona.
- Co takiego??
- Przecież to ty ją zabrałaś! – uśmiechnął się złośliwie. Muszę przyznać, takiego obrotu sprawy się nie spodziewałam.
- Co ty bredzisz? – wyprostowałam się. – Niby skąd? Przecież nie powiedziałeś mi, gdzie ją trzymasz…
- Nie powiedziałem – potwierdził – Ale znalazłem w moim wozie to – rzucił czymś we mnie. Złapałam przedmiot wolną ręką i zamarłam. Nadajnik GPS. Znałam ten model. Identycznych używałam w pracy.
- Ja ci tego nie podłożyłam – zaprotestowałam stanowczo.
- To tylko twoje słowa. Ale to – skinął głową w kierunku nadajnika – mówi coś innego. Pewnie są na nim twoje odciski – spojrzał na mnie mściwie – Dzięki temu namierzyłaś, gdzie jest ładunek i wykradłaś go.
- Jestem agentem federalnym – warknęłam – Nie kradnę bomb, tylko je odzyskuję!
- To ty tak twierdzisz! Ale oni mogą mieć co do tego pewne wątpliwości!
- Dobrze wiesz, że ja jej nie zabrałam! – wkurzona, wycelowałam pistolet w głowę Sahima.
- Olga – cichy głos Callena sprawił, że po plecach przebiegł mi dreszcz – O czym on mówi?
- Nie wiem! – spojrzałam na niego bezradnie. – Nie zabrałam tej bomby!
- Może nie osobiście – Sahim poczuł się pewniej, widząc, że moi towarzysze zaczynają mieć wątpliwości – Bomba była w specjalnym bunkrze, 50 kilometrów stąd, na pustyni. Jest tam kamera, która zarejestrowała Daniela Moan’a, jej partnera, jak zabiera skrzynkę z ładunkiem. A ostatnie połączenie z jej telefonu satelitarnego było właśnie do Moan’a…
- Czy to prawda? – Callen spojrzał na mnie uważnie.
- Nie kontaktowałam się z Danielem od pół roku – zaprotestowałam – Nie jest już moim partnerem!
- Twój telefon mówi coś innego – Sahim wyciągnął rękę z aparatem i pokazał ostatnio wybrane numery – Wyśledziłaś i przekazałaś mu, gdzie jest bomba! A on ją zabrał! Jak dzielicie zysk, pół na pół? – zadrwił.
- Ty skurwysynu!! – wrzasnęłam – Wrobiłeś mnie!!
- I jeszcze skorzystałem z twojej obecności tutaj – zaśmiał się, widząc, że wygrywa to starcie – Faktycznie jesteś niezła… - nie dokończył. Czerwona plama przysłoniła mi wzrok, mój palec po prostu nacisnął spust i pół magazynka znalazło się w piersi mężczyzny.
- Olga! – wrzasnął G i przyskoczył do mnie.
- Nie zbliżaj się – sama nie wiem, dlaczego teraz wycelowałam w niego. Callen zatrzymał się w pół kroku.
- Olga… - spojrzał na mnie z niedowierzaniem – Co ty wyprawiasz?
- Ratuję swój tyłek – odparłam, cofając się krok za krokiem w kierunku drzwi. Zobaczyłam, jak Sam rusza w moją stronę, z bronią gotową do strzału – Nie dam się wrobić w kradzież tej bomby…
- Olga, ja cię nie oskarżam – łagodny głos Callen podziałał na mnie jak płachta na byka.
- Jeszcze, G – rzuciłam – Ale sam widzisz, że dowody mówią coś zupełnie innego. Nie mam szans się wybronić…
- Olga... – zrobił mały krok – Nie wygłupiaj się…
- Nie, G – pokręciłam głową – Nie pozwolę zrobić z siebie kozła ofiarnego. Gdybym teraz się poddała, musiałbyś mnie aresztować. A ja nie zamierzam iść do pierdla! – podniosłam lekko głos.
- Olga... – znów krok.
- Nie zmuszaj mnie G, żebym zrobiła coś, czego będę potem żałować – ostrzegłam, łamiącym się głosem. Uniosłam lekko lufę broni i strzeliłam. Ogromny, kryształowy żyrandol zakołysał się, po czym runął na posadzkę. Callen i Sam gwałtownie odskoczyli, żeby uniknąć przygniecenia. Dołożyłam jeszcze kilka strzałów nad ich głowami, skulili się odruchowo, a ja zakręciłam się na pięcie i wybiegłam. Wskoczyłam do stojącego przed wejściem auta, o dziwo, w stacyjce tkwiły kluczyki. Odpaliłam samochód i z piskiem opon ruszyłam. Przejeżdżając obok ciężarówki, wystawiłam rękę i przestrzeliłam najbliższą oponę. W lusterku dostrzegłam wybiegających z domu agentów, którzy natychmiast skierowali się do swojego wozu, ale widząc, że nie mogą pojechać za mną, ruszyli biegiem moim śladem. Dodałam gazu i przejechałam bramę. Ostatnia rzecz jaką widziałam, to zatrzymujący się Callen i jego broń skierowana w moją stronę. Do dzisiaj zastanawiam się, dlaczego nie strzelił…

KONIEC. PRZYNAJMNIEJ NA RAZIE :D




9 komentarzy:

  1. No wiesz co? Tak zakończyć?! To jest wręcz nie ludzkie! Heh opowiadanie super, mam nadzieję, że "przynajmniej na razie" oznacza krótki okres czasu.

    Yuumi;))

    OdpowiedzUsuń
  2. Uf... jak to nie happy end?! Nie zabiłaś głównych bohaterów to już sukces! Bardzo mi sie podobał rozdział. Szkoda tylko, że ten s...el wrobił Olgę. No to teraz czekam na ciąg dalszy ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Właśnie sie przeraziłam straszliwą wizja spotkania Olgi a Shardiffem... to ja powinnam odstawić moje leki chyba... >:D Ale to też TWOJA wina, ze stworzyłaś tak świetna postać ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Chandni, uznam to za komplement :D Ale wizja rzeczywiście przerażająca :D Olga stanie się teraz równie bezwzględna i w pełni zasłuży na miano "wrednej suki" :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Oczywiście, że to komplement ;) Hymm... ale jakbyś była zainteresowana kiedyś tym pomysłem to daj znać :D
    No to kiedy nowy rozdział z przygodami Olgi? Już napisany mam nadzieje ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Alexandretto - z małego epizodu wyszło Ci kolejne opowiadanie :D Ja również czekam na dalszy ciąg przygód Olgi, mam nadzieję, że faktycznie zakończą się one happy endem :)
    Pozdrawiam!!!
    MaLuTkA

    OdpowiedzUsuń
  7. Niestety, nie napisany... Ale sam pomysł istnieje, więc bez obaw :D Mam nadzieję, że Wen (tudzież Wena, bo podejrzewam, że to jednak kobieta jest) stanie na wysokości zadania :D
    Chandni - oczywiście, że dam :D Myślę, że wyszłoby nam coś naprawdę mocnego :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Niesamowite, Szok, Super. Weno fruń do Alexandretty, ja chcę kolejną część. Rewelacja nie mogę wyjść z podziwu.Zajebiste!!!
    P.S dzięki :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Normalnie szok! Opad szczeny Olga stała się bezwzględna! Biedny G ukochana mu zwiała...
    Teraz, to moja droga, musisz, po prostu musisz, napisać coś dalej!

    OdpowiedzUsuń