Strony

niedziela, 29 lipca 2012

Pomiędzy jawą a snem. Cz. V.

Bardzo przepraszam. Ale nie mogłam tego inaczej zakończyć. Mam nadzieję, że mi wybaczycie...

Alexandretta

******

Otworzyłam oczy i rozejrzałam się dookoła. Moja salka. Na pewno. Te same brudnobiałe ściany, ta sama aparatura, to samo niewygodne łóżko. Poruszyłam się lekko i dostrzegłam, że prawie całe ręce mam obwiązane bandażami, z wyjątkiem jednego miejsca, gdzie tkwiła igła kroplówki. Odruchowo uniosłam dłoń do policzka i po chwili moje palce natrafiły na nierówności. Szwy. Przymknęłam na moment powieki i odetchnęłam głęboko, bo wspomnienie ostrza przecinające skórę na mojej twarzy natychmiast powróciło. A wraz z nim strach i ból. Potrząsnęłam ostrożnie głową, po czym znów podniosłam powieki i jeszcze raz się rozejrzałam. Byłam sama. To dobrze. Chciałam być teraz sama. Nie miałam ochoty odpowiadać na żadne pytania, nie miałam ochoty wracać do tamtych chwil sam na sam z Andriejem, nie miałam ochoty nikogo widzieć. Nawet Gibbsa.

Jednak nie było mi dane zbyt długo cieszyć się samotnością. Wkrótce drzwi się otworzyły i pojawił się Jethro. Nie wyglądał najlepiej, był nieogolony i miał na sobie pomiętą koszulę. Widząc, że nie śpię, przysunął sobie krzesło i usiadł obok.
- Laro… - zaczął niepewnie – Wiem, że to trudne, ale chciałbym się dowiedzieć, co się stało…
- Nawet nie zapytasz jak się czuję? – przerwałam mu sarkastycznie.
- Nie muszę – popatrzył na mnie – Widzę…
- I co widzisz? – znów sarkazm.
- Że jest źle – Gibbs zawsze był szczery – Ale muszę widzieć.
- Musisz wiedzieć… Żeby zakończyć śledztwo?
- Żeby ci pomóc…
- Pomóc?? – prychnęłam – Jakie pomóc, Jethro!? Wiesz jakie to uczucie, kiedy jakiś psychopata najpierw chce cię zabić, a potem nagle z tego rezygnuje?? Bo okazuje się, że jesteś jedyną osobą, która może doprowadzić go do celu?? – podniosłam głos – Więc postanawia cię trochę potorturować, żeby się wszystkiego dowiedzieć! Ale, nie! Nie bije! Wstrzykuje ci jakieś świństwo, po którym przestajesz czuć własne ciało! Stopniowo, partia po partii! Aż w pewnym momencie uświadamiasz sobie, że kolejna porcja tego gówna i przestaniesz oddychać! – krzyczałam, a zaskoczona mina Gibbsa świadczyła, że takiej relacji się nie spodziewał – Ale zamiast to zakończyć, bierze nóż i tnie cię wszędzie, gdzie to tylko możliwe! A ty nie czujesz tego, nie czujesz bólu, ale i tam marzysz tylko o tym, żeby już skończył! Żeby wstrzyknął tą ostatnią porcję, żeby już przestać oddychać! Bo cisza i pustka po drugiej stronie jest teraz twoim największym marzeniem! A potem przychodzi ból! Ból tak straszny, jak nic innego na świecie! Boli cię wszystko! Każdy mięsień, każda rana! Boli cię dusza i boli cię umysł, bo nie jesteś w stanie tego wszystkiego ogarnąć! – zaczynałam wpadać w histerię i Gibbs też to zauważył, bo zaczął szukać przycisku do przywoływania pielęgniarek – A ten ból, podszyty strachem, jest tak przerażający, że zaczynasz krzyczeć! Najgłośniej jak potrafisz!! – Gibbs chyba znalazł przycisk, bo po chwili do pomieszczenia wbiegł lekarz w towarzystwie pielęgniarki. – Nie, nie, nie! Żadnych igieł!! – zaczęłam wrzeszczeć, ale mnie nie słuchali. Krótkie ukłucie w przedramię, poczułam, że zaczynam się robić senna i sama nie wiem, kiedy, odpłynęłam.

***

Gibbs usiadł ciężko na krześle i zapatrzył się w śpiąca Larę. Histeria, w którą wpadła, kiedy się zjawił, żeby z nią porozmawiać, przeraziła go. Nie spodziewał się takiej reakcji, a to, co usłyszał… Jethro ukrył twarz w dłoniach. Co za skurwysyn!! Strasznie żałował, że on już nie żył, bo miał ogromną ochotę „pogadać” sobie z nim na osobności.
Lara nadal spała, więc poszedł porozmawiać z lekarzem. Doktor niczego przed nim nie ukrywał, także tego, że Jordan będzie potrzebowała specjalistycznej pomocy, bo ostatnie wydarzenia mocno nią wstrząsnęły. Gibbs skinął głową. Dobrze wiedział, że grała twardszą niż była w rzeczywistości. Już ich spotkanie po jej rzekomej śmierci dobitnie mu to uświadomiły. Zostawił lekarza i wrócił do Lary. Chciał przy niej posiedzieć, tak po prostu.

***

Nie wyszłam ze szpitala tak od razu. Mimo, że fizycznie czułam się już dobrze, to jednak spotkanie z Andriejem dość mocno się na mnie odbiło. Faktem było, że wpadałam w histerię za każdym razem, kiedy Gibbs zaczynał mnie pytać, co się stało. Dopiero bardzo silne leki uspokajające pomogły mi na tyle, że byłam w stanie, w miarę normalnie, wszystko opowiedzieć. Chociaż „normalnie” to zbyt dużo powiedziane. Raczej była to sucha relacja, jakbym mówiła o kimś innym. Kimś obcym. Trochę pomogła mi terapia, ale odkryłam, że bez leków nie mogę już funkcjonować. Uświadomiłam sobie, że marzę o jednym. Żeby się napić. Urżnąć w trupa i paść na własne łóżko w ubraniu. Zresetować umysł do zera, sponiewierać się, jak jeszcze nigdy w życiu.

Trzy tygodnie później lekarz pozwolił mi pójść do domu. Dostałam plik recept na leki oraz skierowanie na dalszą terapię. Nie było mi potrzebne, bo miałam już plan, co dalej. Ale żeby go zrealizować, najpierw musiałam pozałatwiać kilka spraw.

Siedziałam na podłodze, opierając się plecami o kanapę i kończąc kolejnego drinka. To była druga butelka, którą piłam tego wieczoru. Co prawda, dopiero ją rozpoczęłam, ale już ta pierwsza wystarczyła, żeby nieźle zaszumiało mi w głowie. A obie poprzedziłam całkiem sporą porcją moich cudownych pigułek. Tak, chciałam odpłynąć. Chyba już na zawsze. Dlatego zupełnie zignorowałam pukanie do drzwi. Jednak Gibbs, bo to był on, nie zrezygnował. Po prostu wszedł, bo jak zwykle nie zamknęłam drzwi na klucz. Rozejrzał się i od razu mnie dostrzegł. Nawet mu powieka nie drgnęła, podszedł i usiadł obok. Nalałam mu drinka i wcisnęłam w rękę szklankę. Wziął ją, ale nie pił.
- Co ty robisz? – usłyszałam po chwili jego cichy głos.
- Nie widać? - nawet na niego nie spojrzałam
- Że pijesz, widzę – odparł – Ale wiesz, że to nie jest metoda…
- Mam to gdzieś! – przerwałam mu – Mnie pomaga.
- Masz zamiar upijać się codziennie?
- Jeśli będzie trzeba…
- A co z pracą? – drążył.
- Złożyłam wymówienie…
- Co??
- Zrezygnowałam – skuliłam się pod wpływem jego krzyku. Zauważył to natychmiast.
- Dlaczego? – zapytał już całkiem spokojnie.
- Bo jestem za słaba, żeby być agentką… - upiłam kolejny łyk – Bo NIE MOGĘ już być agentką. Bo boję się każdego krzyku… Boję się wziąć broń do ręki. Boję się, Jethro… - spojrzałam na niego – Po prostu się boję…
- Laro - odstawił szklankę i objął mnie ramieniem – Wcale nie jesteś słaba. I jesteś świetną agentką. Po tym co przeszłaś… - urwał na moment – To normalne, że się boisz. Ale nie rezygnuj…
- Za późno – potrząsnęłam głową – Już podjęłam decyzję.
- Robisz błąd…
- To mój błąd – warknęłam.
- Nie jestem twoim wrogiem, Laro…
- Wiem. – spuściłam wzrok – Przepraszam. Uratowałeś mnie…
- Daj spokój…
- Jethro… - zawahałam się na moment. Tyle chciałam mu powiedzieć, a nie wiedziałam jak w ogóle zacząć – Ja… Ja cię widziałam… - rzuciłam mu szybkie spojrzenie – Kiedy siedziałeś przy mnie w szpitalu. Kiedy byłam nieprzytomna… Nie umiem tego wyjaśnić – dodałam szybko, widząc jego zaskoczenie – Po prostu tam byłam, obok. Widziałam ciebie, Tony’ego, słyszałam o czym rozmawiacie. Widziałam Andrieja jak wstrzykuje coś do kroplówki… Wszystko. A potem… - odetchnęłam głęboko – Potem nagle znalazłam się na łóżku, ty wpadłeś do pokoju i… I dalej już wiesz. Wierzysz mi? – w moim głosie pojawiła się niepewność.
- Wierzę – ta niezmącona pewność w jego głosie podziałała na mnie jak balsam – Wierzę… Nie rezygnuj… - poprosił cicho.
- Nie, Jethro. Nie proś mnie o to. Ja… Ja już nie mogę… To co się stało, to dla mnie za dużo… Nie dam rady…
- Pomożemy ci. JA ci pomogę…
- Jethro… - odwróciłam się i popatrzyłam mu w oczy – Ja już podjęłam decyzję. I nie zmienię jej, nawet dla ciebie…
- Jesteś pewna?
- Kocham cię, Jethro – wyszeptałam – Ale nie mogę… Nie chcę… Nie umiem… - czułam, jak plącze mi się język. – Przepraszam… - rozpłakałam się. Moja reakcja mnie zaskoczyła.
- Ciii… - Gibbs wziął mnie w ramiona i uspokajająco zaczął głaskać po plecach – Ciii…. Ja wiem… Wiem… Rozumiem…
Łkałam, wtulona w niego, wypłakując swój strach i ból. Słyszałam jego cichy głos, szepczący uspokajająco wprost do mojego ucha. Powiedziałam mu prawdę, bałam się jak cholera, sama nie wiedziałam czego, bo przecież Andriej nie żył i nie mógł mi już nic zrobić. Ale myśl, że miałabym znowu ścigać jakiegoś bandziora, sprawiała, że robiło mi się słabo. Nie mogłam już być agentem, nie potrafiłam.
Alkohol i leki zrobiły swoje. Czułam, że zaczynam odpływać, głos Gibbsa zaczął dobiegać do mnie jakby zza niewidzialnej ściany, moje powieki robiły się coraz cięższe, jeszcze z nimi walczyłam, ale już wiedziałam, że jestem na straconej pozycji. Ze zdumieniem odkryłam, że już się nie boję. Niczego.

***

Gibbs stał na ganku domu Lary i coraz bardziej natarczywie pukał do drzwi. Nie otwierała, co go bardzo zaniepokoiło. Wiedział, że jest w kiepskiej formie, mimo terapii  i leków, dlatego przyjechał do niej jak tylko dowiedział się, że wyszła ze szpitala i odwiedziła biuro, spotykając się wyłącznie z Shepard i nikim więcej. W końcu, nieźle już wkurzony, nacisnął klamkę. Drzwi ustąpiły, więc wszedł do środka. Od razu dostrzegł Larę siedzącą na podłodze, w towarzystwie butelek. Piła i była już nieźle wstawiona. Usiadł obok niej i wdał się z nią w dyskusję, chociaż dobrze wiedział, że trzeźwy w rozmowie z pijanym zawsze jest na straconej pozycji. Ku jego zdumieniu, odpowiadała na jego pytanie logicznie i z sensem. Zezłościła go jej informacja o odejściu z agencji, ale widok przerażonej miny kobiety, kiedy tylko trochę podniósł głos sprawił, że mimo wszystko zrozumiał, dlaczego to zrobiła. A kiedy zaczęła płakać, po prostu wziął ją w ramiona i przytulił. Trzymał ją mocno, starając się uspokoić, bo kilka razy był już świadkiem jak wpadała w histerię i nie chciał powtarzać tego doświadczenia. Lara łkała, on ją przytulał i wszystko byłoby dobrze, gdyby nagle nie odkrył, że zaczyna odpływać. Poczuł, że jej ciało robi się coraz bardziej bezwładne, uniósł delikatnie jej głowę, zobaczył zamknięte powieki i, paradoksalnie, lekki uśmiech na twarzy. Poderwał się błyskawicznie, ułożył ją na podłodze i przyłożył dwa palce do szyi. Wyczuł nikły puls, co wcale go nie uspokoiło. Rozejrzał się dookoła, puste opakowania po proszkach leżące w kącie na stoliku, wyjaśniły mu wszystko.
- Kurwa, Laro! – Jethro natychmiast obrócił ją na bok, wsadził jej palce do gardła, usiłując wywołać wymioty, ale nic to nie dało. Odwrócił ją z powrotem na plecy, od razu dostrzegł, że jej klatka piersiowa powoli przestaje się unosić. – Laro, nie! – wrzasnął, zaczynając wykonywać masaż serca i wtłaczając jej do płuc własny oddech. – Laro, wróć! - nie miał pojęcia, jak długo starał się przywrócić Jordan do świata żywych. Ale kiedy zdał sobie sprawę, że to wszystko nadaremno, czuł się jak maratończyk, który właśnie przekroczył linię mety. Jako ostatni. Patrzył na jej spokojną, trochę bladą twarz i wiedział, że przegrał. Że zawiódł kogoś, na kim mu bardzo zależało. Usiadł obok i sięgnął po telefon.
- Ducky? – odezwał się zachrypniętym głosem, gdy po drugiej stronie słuchawki usłyszał patologa – Przyjedź do domu Lary. Weź van’a… - rozłączył się, nie zwracając uwagi na pytania przyjaciela.

Kilka dni później odbyło się pożegnanie agentki Lary Jordan. Byli wszyscy, dla których była ważna i którzy byli ważni dla niej.

***

Patrzyłam na uroczystość na cmentarzu, na swoja trumnę, na smutne, a nawet zapłakane, twarze moich przyjaciół. Czułam ulgę. Tak, moje ziemskie życie dobiegło końca, sama tego chciałam, ale tak było lepiej. Dla mnie, dla nich…
Podeszłam do Gibbsa i spojrzałam na niego. W jego stalowych oczach dostrzegłam smutek, zaciśnięte w wąską kreskę wargi mówiły mi wszystko.
- Przepraszam, Jethro – powiedziałam głośno, choć wiedziała, że nie może mnie usłyszeć – Przepraszam za ból, który ci sprawiłam. Ale nie mogłam inaczej. Wiem, że kiedyś to zrozumiesz. Nigdy cię nie zapomnę… - chciałam go dotknąć, ale moja dłoń przeszła przez niego jak przez powietrze. Ku mojemu zdumieniu, Gibbs odwrócił głowę i spojrzał dokładnie w to miejsce, gdzie stałam. Nagle na jego ustach pojawił się nikły uśmiech.
- Ja też cię nie zapomnę, Laro. Nigdy… - usłyszałam jego głos.
Roześmiałam się, skinęłam mu głową i odwróciłam się. Na końcu mojej drogi jaśniało ciepłe światło i przytulna łąka… Ha, wiedziałam!



9 komentarzy:

  1. Zabiłaś ją w taki sposób, że dam radę Ci wybaczyć. Prawie się popłakałam (a to nie łatwe dla mnie). A ostatni fragment pozwolił mi się mimo wszystko uśmiechnąć :)

    Yuumi;))

    OdpowiedzUsuń
  2. Juz domyslilam sie, ze chcesz ja zabic po tym wstepie. Smutne to opowiadanie. Przypomnial mi sie film "Nad zycie". Najpierw tragedia, a pozniej i tak jest usmiech :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zabiłaś ją ! Kurde..wiedziałam..wiedziałam, że ona sobie coś zrobi po tym co przeszła. I Jethro znowu cierpiał..ale przynajmniej ona była szczęśliwa jak już odeszła..i jeszcze ta końcówka..ja wiedziałam, że Gibbs ma nadprzyrodzone moce :D

    OdpowiedzUsuń
  4. TY JĄ ZABIŁAŚ!! Jesteś niesamowita, nawet jak zabijasz bohaterów to robisz to w taki sposób, że nie mogę mieć do ciebie żalu... Czekam na następne opowiadanie, mam nadzieję, że tym razem z happy endem...

    I niech Wen będzie z tobą!

    OdpowiedzUsuń
  5. Jeszcze zabicie Lary bym wybaczyła, gdybyś jednak zrobiła to w inny sposób :( Ale nie samobójstwo... sorry... :/ Opowiadanie genialne i bardzo smutne zakończenie. Wiele emocji w jednym rozdziale. Pisz szybko następne opowiadanie ale znając Twojego Wena to też nie nie ma co liczyć na happy endy :P Chyba, że będzie łaskawy ;)
    Buziaki i pisz szybko!

    OdpowiedzUsuń
  6. Dziękuję za wszystkie komentarze :D Wiem, obiecałam, że jej nie zabiję, ale nagle wczoraj dostałam natchnienia na taki, a nie inny koniec i samo mi tak wyszło. Mimo, że to bardzo smutny rozdział, cieszę się, że się podobał... Co do czegoś nowego... Mam zaczęte dwa nowe opowiadania, chyba będą to one shoty (ale jeszcze nie jestem pewna :D). Ale, jak to zwykle bywa, Wena jest kapryśna i nie mogę ich skończyć. W poniedziałek wyjeżdżam (ach ten urlop :D) i raczej do końca tygodnia nic nowego się tu nie pojawi. Może pobyt nad morzem trochę ułaskawi Wenę i w końcu się zlituje :D Oby... :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Zatem miłego i owocnego w Wena urlopu życzę :)Może poczuje sie dopieszczony urlopem i napisze coś z upragnionym przez nas happy endem :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Wreszcie dałam radę przeczytać "Między jawą a snem" - muszę przyznać, że zaskoczył mnie rozwój wydarzeń. Fakt, że Lara umarła, nie był dla mnie niczym nieprzewidywalnym, bo jakoś miałam przeczucie, że ona zginie - aczkolwiek nie spodziewałam się, że będzie to samobójstwo.
    Całe opowiadanie jest, oczywiście, nienaganne pod względem stylistycznym, językowym itp, co rzecz jasna nie jest dla mnie żadnym zaskoczeniem :D
    Nie mogę się doczekać, aż napiszesz coś nowego :) Może tym razem mniej tragicznego :P
    Pozdrawiam!!!
    MaLuTkA

    OdpowiedzUsuń
  9. Heh, wedle życzenia, będzie mnie tragicznie :D I bardzo dziękuję za komentarze oraz za komplementy :D Aż się zarumieniłam...

    OdpowiedzUsuń