Zapraszam do czytania.
Alexandretta
******
Byłam sama, nie licząc strażnika przed drzwiami. Z dnia na
dzień czułam się już lepiej, ale wciąż jeszcze nie na tyle dobrze, żeby wyjść
do domu. Zresztą, Gibbs wyraźnie mi zapowiedział, że zostanę w szpitalu tak długo
jak będzie trzeba i żebym nawet nie próbowała przekonywać lekarzy, żeby
wypuścili mnie wcześniej. Trochę zdziwiło mnie, kiedy drzwi salki się otworzyły
i weszła pielęgniarka. Nic nie wiedziałam o żadnych dodatkowych badaniach, ale
skoro twierdziła, że lekarz kazał, to posłusznie dałam się wyprowadzić.
Ruszyłyśmy powoli korytarzem, potem windą wjechałyśmy na ostatnie piętro,
gdzie, z tego co wiedziałam, nie było żadnych gabinetów. Ale
uświadomiłam to sobie dopiero w momencie, kiedy pielęgniarka wyszeptała
„Przepraszam” i wepchnęła mnie do jakiejś pustej sali. Drzwi zatrzasnęły się za
nami z głuchym hukiem, a ja dostrzegłam stojącego na środku Pietrowa.
- Przyprowadziłam ją – pielęgniarka odezwała się cicho,
patrząc na Andrieja z lękiem – Wypuść mnie, jak obiecałeś…
- Oczywiście – mężczyzna wyszczerzył się w uśmiechu, po czym
jednym strzałem zrobił jej idealnie okrągłą dziurę na środku czoła. Kobieta
osunęła się na podłogę, a po chwili na brudnożółtym linoleum pojawiła się plama
krwi. Patrzyłam na to wszystko szeroko otwartymi oczami, zastanawiając się
intensywnie, co robić. – Znowu się spotykamy… - głos Pietrowa przywrócił mnie
do rzeczywistości – Laro…
- Czego chcesz? – zapytałam, pozornie opanowanym głosem, ale
w środku aż cała latałam. To nie był dobry moment na konfrontację.
- Gdzie Xenia i Borys?
- Nie wiem – odparłam zgodnie z prawdą.
- Jak to nie wiesz? – podszedł do mnie, cały czas mierząc do
mnie z broni – Nie kłam! Maxim ci powiedział, gdzie oni są!
- Powiedział – potwierdziłam – Ale już ich tam nie ma…
- Więc gdzie są teraz??
- Nie wiem!
- Nie wiesz? – złapał mnie za brodę i ścisnął – Wiesz! I
powiesz mi to! – zapowiedział, uśmiechając się złowieszczo. Pchnął mnie tak mocno,
że poleciałam na podłogę, lądując na zranionym boku. Jęknęłam głucho, bo
zabolało jak diabli. Z przerażeniem obserwowałam Pietrowa, który, jakby
wiedząc, że nie odzyskałam jeszcze sił, wsunął pistolet za pasek, po czym na
środku pomieszczenia ustawił stare krzesło. Złapał mnie za włosy, poderwał do
góry i usadził na nim.
- Co chcesz zrobić? – zapytałam, z niepokojem obserwując
jego poczynania. Po przywiązaniu mnie, zaczął przygotowywać kilka strzykawek
wypełniając je do połowy jakimś płynem. Przełknęłam ślinę. Andriej miał za sobą
kilka lat pracy w służbach specjalnych, mogłam się tylko domyślać w jaki sposób
zdobywał informacje.
- Mam zamiar dowiedzieć się, gdzie są moja żona i syn –
wyjaśnił, nawet na mnie nie patrząc.
- Ale ja nie mam pojęcia…
- Przestań! – syknął – Twoje kłamstwa nic tu nie pomogą.
Powiesz mi, prędzej czy później. A raczej prędzej… - spojrzał na mnie wściekle.
- Andriej… - wyjąkałam – Ja naprawdę…
- Zamknij się! – ryknął i uderzył
mnie w twarz. Policzek zapiekł mnie żywym ogniem, a z kącika ust pociekła krew.
Pietrow odetchnął głęboko, po czym pochylił się i popatrzył mi prosto w oczy –
Widzisz, co tu mam. Możesz się tylko domyślać, jak niewyobrażalny ból ci
sprawię, jeśli dalej będziesz kłamać… Gdzie Xenia? – milczałam, bo co innego
mogłam zrobić. I tak nie wierzył w moje słowa, a mnie Gibbs nie powiedział,
gdzie ich zawiózł. Tak na wszelki wypadek. A ja nie pytałam. Tak na wszelki
wypadek. – Gdzie Xenia?? – nawet na niego nie spojrzałam – Mów, Laro, bo gorzko
pożałujesz… - w odpowiedzi tylko wzruszyłam ramionami – Sama tego chciałaś… -
wziął pierwszą strzykawkę z lekko niebieskawym płynem w środku i wbił mi igłę w
ramię. Drgnęłam, ale się nie odezwałam. Silne uczucie rozpierania, towarzyszące
wstrzykiwaniu cieczy ustało, a ja po chwili poczułam, jak robi mi się gorąco.
Na czoło wystąpiły mi grube krople potu, które zaraz zaczęły spływać w dół.
Moment później odkryłam, że nie mogę poruszyć palcami u rąk. – Powiem ci tak –
znów odezwał się Andriej – Każda następna porcja tego specyfiku spowoduje
paraliż kolejnego fragmentu twoich mięśni. Na razie nie czujesz palców, potem będą
to ramiona, nogi i tak po kolei. Aż do klatki piersiowej, co sprawi, że nie
będziesz mogła oddychać… - w moim wzroku musiało się chyba pojawić przerażenie,
bo lekko się uśmiechnął. – Jednak jeśli powiesz mi, co chcę wiedzieć, wstrzyknę
ci to – pokazał fiolkę wypełnioną żółtym płynem – I wtedy wszystko wróci do
normalności… To jak? Dogadamy się? – nie zareagowałam, bo cały czas
zastanawiałam się, jak się z tego wydostać. Niestety, uświadomiłam sobie, że to
raczej nierealne. – Szkoda… - westchnął – Mogliśmy to załatwić inaczej… -
kolejne ukłucie i po chwili druga strzykawka była już pusta. Fala dreszczy
przetoczyła się przez moje ciało, a ja odkryłam, że faktycznie, nie czuję teraz
ramion. Zaczynało być naprawdę nieciekawie. – Gdzie Xenia? – ciągnął swoje
przesłuchanie – Gdzie Borys? Mów, to skończymy tu i teraz… Gdzie Xenia? Gdzie
Borys? – w kółko powtarzał te dwa pytania, jak nakręcony. Kolejna strzykawka i
poczułam, że nie mam nóg. To było straszne. – Laro, powiedz – łagodny głos Pietrowa
zabrzmiał tuż przy moim uchu – Powiedz, kochana…
- Nie wiem – wyszeptałam – Nie wiem,
nie wiem, nie wiem – miałam wrażenie, że zaczynam wariować.
- Oj, Laro – Andriej wyprostował
się i ku mojemu zdumieniu, zamiast po strzykawkę, sięgnął po nóż – Daję ci
ostatnią szansę. Została mi tylko jedna porcja mojego cudownego środka. Wiesz,
co to znaczy? Że masz naprawdę ostatnie chwile życia przed sobą… - uniosłam
głowę i spojrzałam na niego.
- Boję się… - głos uwiązł mi w
gardle.
- Nie ma czego. Po prostu powiedz,
gdzie oni są… - pokręciłam głową przecząco – Trudno. Sama chciałaś… - wyciągnął
rękę i powoli przeciągnął ostrzem noża po moim policzku, od skroni aż po samą
brodę. Zagryzłam wargi, żeby nie krzyczeć. Z moich oczu popłynęły łzy,
mieszając się z krwią z rany. Pietrow nie poprzestał na tym jednym cięciu,
ciachał dalej, ale teraz po ramionach, przedramionach i udach. Nie czułam bólu,
ten środek, jako znieczulacz, działał doskonale. Miałam już dość. Marzyłam,
żeby wstrzyknął mi tą ostatnią porcję, żeby już się to wszystko skończyło.
Jednak nie było mi dane odejść z tego świata, tym razem na zawsze, bo nagle
drzwi prowadzące do pomieszczenia wyleciały z zawiasów z niezłym hukiem, a do
środka wpadli Gibbs, Tony i Ziva. Ten pierwszy bez namysłu strzelił, jego kule
trafiły w cel i powaliły Pietrowa na podłogę. Gibbs schował broń i
błyskawicznie przypadł do mnie. Nożem uwolnił mnie z więzów, a potem ostrożnie
ułożył na posadzce. Patrzyłam na to wszystko zupełnie obojętnie, było mi już
totalnie wszystko jedno. Zaciśnięte z wściekłości usta Jethro oraz pełna przerażenia
mina Tony’ego powiedziały mi, że muszę wyglądać naprawdę strasznie. Ziva na mój
widok odwróciła się na pięcie i pobiegła szukać lekarza.
- Laro… - Gibbs usiłował
przywrócić mnie do rzeczywistości – Laro, odezwij się…
- Żółta… – wyszeptałam z trudem –
To pomoże…
Gibbs rozejrzał się, a jego
wzrok spoczął na stoliczku obok krzesła.
- DiNozzo, żółty płyn! – warknął.
Tony drgnął, po czym podał mu żądaną strzykawkę. Jethro bez chwili namysłu wbił
mi ją w ramię. Nie czułam tego, mogłam się tylko domyślać, co akurat robi. Już
kilka sekund później całym moim ciałem wstrząsnęły dreszcze, zrobiło mi się
przeraźliwie zimno, tak zimno, że aż zaczęłam szczękać zębami. Gibbs złapał
jakiś stary koc, leżący w kącie, owinął mnie nim i wziął na ręce.
- Zajmij się wszystkim – rzucił
tylko do Tony’ego, wychodząc ze mną na korytarz. Tam właśnie pojawił się lekarz
w towarzystwie pielęgniarek, wszyscy razem ułożyli mnie na łóżku i ruszyli w
kierunku windy. W miarę ja paraliż ustępował, zaczęłam odczuwać ból. Ból tym
bardziej straszny, bo nagle z pełną świadomością do mojego umysłu dotarło, co
się właściwie stało. Zaczęłam krzyczeć, czym przeraziłam Gibbs jeszcze
bardziej, o ile w ogóle było to jeszcze możliwe. Mój wrzask słyszał chyba cały
szpital. Poczułam kolejne ukłucie i po chwili niespodziewanie zapadła ciemność.
***
Gibbs przyjechał do szpitala, żeby
upewnić się, że wszystko jest w porządku. I że Lara przypadkiem nie uciekła,
bądź nie przekonała lekarzy, żeby ją wypuścili. Widział jak ją nosi, jak bardzo
chciała już wrócić do pracy i dorwać Pietrowa, ale nie mógł jej na to pozwolić.
Jeszcze nie. Wszedł do jej izolatki i ze zdumieniem zobaczył puste łóżko.
- Gdzie agentka Jordan? – zapytał
siedzącego bok drzwi strażnika.
- Na badaniach – wyjaśnił
zapytany.
- Aha. Dawno poszła?
- Kilka minut temu… - Gibbs skinął
tylko głową i zamknął za sobą drzwi. Usiadł na krześle z zamiarem poczekania na
powrót Lary, ale kiedy minęło pół godziny, a jej nadal nie było, poczuł lekkie
zaniepokojenie. Wstał i zerknął w jej kartę. Owszem, były tam zapisane badania,
ale dopiero na jutro. Postanowił więc zapytać lekarza, co dodatkowego zlecił,
gdyż mogło to oznaczać, że jej stan się pogorszył. Jednak doktor zaprzeczył, że
zapisywał cokolwiek na dziś, bo wszystko było w porządku i nie widział takiej
potrzeby. Zdenerwowany Gibbs wrócił do sali, gdzie dokładnie przepytał
strażnika i dowiedział się o pielęgniarce. Nie czekał dłużej, natychmiast
wezwał resztę zespołu.
- Co jest, szefie? – Tony wpadł do
pomieszczenia jak burza.
- Lara zniknęła…
- Jak to zniknęła?? Przecież po to
strażnik jest przed drzwiami…
- Przyszła pielęgniarka i zabrała
ją na badania – wyjaśnił Gibbs, krążąc po pokoju – Ale lekarz nic nie zlecał.
McGee sprawdź kamery monitoringu – polecił – A my zaczniemy jej szukać…
Gibbs, Tony i Ziva zaczęli
metodycznie sprawdzać wszystkie pomieszczenia, jeszcze zanim pojawiło się
wsparcie w postaci szpitalnych ochroniarzy oraz dodatkowych agentów. Akcję
koordynował McGee, który jednocześnie przeglądał zapisy kamer.
- Szefie, Lara w towarzystwie
pielęgniarki wsiadła do windy w północnym skrzydle – poinformował Gibbsa po
kilku minutach – To jedyna winda, która dojeżdża na ostatnie piętro. – dodał.
- Co tam jest? – zapytał Gibbs,
już idąc we wskazanym kierunku.
- Oddział psychiatryczny – odparł
Tim – Teraz jest pusty, bo wszystkich pacjentów przeniesiono do
specjalistycznej kliniki dwie przecznice stąd. Ale na szczęście kamery
działają, już szukam zapisów…
- Mogły wysiąść wcześniej –
odezwał się Tony, prawie biegnąc za swoim szefem.
- Nie – pokręcił głową Gibbs,
otwierając drzwi prowadzące na klatkę schodową – On chce się czegoś od niej
dowiedzieć, potrzebuje spokojnego miejsca, gdzie nikt mu nie będzie
przeszkadzał…
- Wie szef, że to oznacza, że on
może ją… - Ziva popatrzyła na Gibbsa poważnie.
- Wiem – przerwał jej gwałtownie –
Dlatego musimy się pospieszyć…
Biegli po schodach, pokonując je
po dwa stopnie na raz. Nie chcieli korzystać z windy, bo dzwonek przy jej
drzwiach mógł zaalarmować Pietrowa, a to mogłoby się źle skończyć. O ile już
się nie skończyło.
- Szefie, wysiadły na ostatnim
piętrze… - Gibbs usłyszał w uchu głos Tima – Weszły do sali nr cztery i żadna z
nich stamtąd nie wyszła, aż do tej pory…
- Sala nr cztery – rzucił Jethro
do dwójki swoich agentów i jeszcze przyspieszył kroku. Tony i Ziva zrobili to
samo, kilka minut później cała trójka znalazła się przed pomieszczeniem
wskazanym przez McGee. Gibbs pierwszy dopadł drzwi, słysząc męski głos po
drugiej stronie, bez namysłu dwoma strzałami rozwalił zamek i silnym kopnięciem
wywalił drewniane skrzydło z zawiasów. Widok półprzytomnej, przywiązanej do
starego krzesła Lary oraz stojącego nad nią Andrieja z nożem w ręku, wzbudził w
nim wściekłość. Strzelił kilka razy i po chwili zobaczył, jak Pietrow osuwa się
na podłogę. Natychmiast przyskoczył do kobiety, ze zgrozą dostrzegł jej
rozcięty policzek i liczne rany na rękach i nogach, które dość obficie
krwawiły. Jednak, ku jego zdumieniu, Lara milczała jak zaklęta, nawet się nie
skrzywiła, kiedy rozcinał jej więzy. Tylko łzy na policzkach i przerażenie w
oczach powiedziały mu, że całkiem nie straciła kontaktu z rzeczywistością.
Dostrzegł puste strzykawki i domyślił się, że ten skurwiel musiał jej coś
podać, dlatego jest taka nieobecna. Zdjął ją z krzesła i położył na posadzce.
- Laro… - Gibbs nachylił się nad
nią i delikatnie dotknął jej policzka – Laro, odezwij się…
- Żółta… – wyszeptała z trudem –
To pomoże…
- DiNozzo, żółty płyn! – warknął,
rozejrzawszy się uważnie. Tony drgnął, po czym podał mu żądaną strzykawkę,
której igłę Jethro bez chwili namysłu wbił w jej ramię. Kiedy zaczęła drżeć, a
raczej trząść się jak liść osiki, przykrył ją jakimś starym kocem, wziął na
ręce i wyszedł na spotkanie lekarza.
Na ekipę medyczną natknął się ma
korytarzu, Lara wylądowała na wózku i cały zespół skierował się do windy. Gibbs
cały czas trzymał ją za rękę, ale chyba nawet tego nie zauważyła. Za to od razu
było wiadomo, kiedy antidotum zaczęło działać, bo z jej gardła wydobył się
krzyk. Krzyk tak pełen strachu i bólu, że przeraził Gibbsa bardziej niż
cokolwiek innego. Lekarz bez chwili namysłu wstrzyknął jej środek uspokajający,
po którym prawie natychmiast zapadła w sen.
- Jedziemy na salę operacyjną –
zadysponował doktor – Musimy ją pozszywać.
- Proszę pobrać próbki krwi i przesłać
do naszego laboratorium – polecił mu agent, starając się wrócić do równowagi –
Chcę wiedzieć, co to było…
własnie oniemiałam... wredna kobieto! po prostu genialne ale kiedys zamęczysz ich na śmierć :P cieszę się, że Gibbs dopadł Pietrowa! Mam nadzieję, że z Larą będzie ok. Pisz szybko!
OdpowiedzUsuńNo tym razem się nie pogubiłam :D Ale skoro Gibbs dopadł Pietrowa... czy to znaczy, że zbliżamy się do końca historii?
OdpowiedzUsuńPietrow schwytany :D Ej no właśnie, czyżby koniec był bliski ?? Niee, ty wcale ich nie zabijesz - zgadzam się z komentarzem u góry - ty ich zamęczysz !
OdpowiedzUsuńKurde trudno coś mi wypowiedzieć... Z Larą napewno bd ok. Przeżyla tyle, że szkoda gadać więc można dać jej trochę spokoju teraz. Prawda??
OdpowiedzUsuńYuumi;))
Mówiłam, że Wena nie jest miła :D Zaraz zamęczysz... I owszem, zbliża sie koniec, ale tak naprawdę, nie mam jeszcze zakończenia i cały czas sie waham... Zabić ją w końcu, czy nie... Nie mam pomysłu na kontynuację. W ogóle nie mam pomysłu...
OdpowiedzUsuńJa ci dam zabić ! Tylko spróbuj :P Nie no żarty, żartami, ale na serio weź znowu nie zabijaj Gibbsowi kogoś, na kim mu cholernie zależy :>
OdpowiedzUsuń