Strony

poniedziałek, 23 lipca 2012

Pomiędzy jawą a snem. Cz. II.


Gibbs wyszedł, a ja bardzo, ale to bardzo chciałam iść za nim. Jednak przeczucie mówiło mi, że to nie jest dobry pomysł. Spojrzałam na swoje ciało leżące na szpitalnym łóżku i poczułam złość. Była jedna, jedyna rzecz, której nie zapisałam w żadnych moich notatkach. A nie zapisałam jej, bo wyszłam z założenia, że nie mam aż takiej sklerozy i do zakończenia śledztwa o tym nie zapomnę. No i każda notatka mogła przez przypadek wpaść w ręce Pietrowa, a do tego nie mogłam dopuścić za żadną cenę. Nie mogłam pozwolić, żeby Andriej dowiedział się, gdzie oni przebywają. I żeby spotkał się z nimi przede mną. Byłam to winna Maximowi, który chroniąc ich, przypłacił to życiem. Wiedział, że Pietrow zabije go prędzej, czy później, więc chciał się zabezpieczyć. Trafiło na mnie, tylko dlatego, że akurat byłam pod ręką. Stanęłam obok łóżka i popatrzyłam na swoją bladą, trochę zadrapaną twarz. Gibbs mówił coś o urazie głowy i utracie krwi. Faktycznie, nieźle przyrżnęłam w ten samochód. Ale na tym kończyły się moje wspomnienia. Strasznie mnie to frustrowało, ale zdecydowanie mniej, niż niemożność zrobienia czegokolwiek. Boże, jak ja chciałam wrócić do swojego ciała!! W tej chwili nie pragnęłam niczego bardziej!

***

Gibbs powoli skierował się w kierunku schodów. Nie chciał jechać windą, musiał pomyśleć w spokoju, a krótki spacer wydawał mu się ku temu najodpowiedniejszy. Ruszył w dół, zastanawiając się, jakich ważnych informacji Lara nie umieściła w swoich notatkach. Bo, że czegoś tam brakowało, był pewien. W dodatku, musiało to być coś naprawdę ważnego, skoro Pietrow posunął się do porwania Shepard. Na sto procent nie chodziło tylko o to, że Jordan zlikwidowała prawie całą jego grupę. Jethro pchnął skrzydło drzwi i wyszedł na ulicę. Ciężkie, mokre chmury wisiały nisko nad Waszyngtonem i zapowiadały niezły deszcz. Przy okazji jeszcze bardziej pogłębiały jego, już i tak, ponury nastrój. Odnalazł swój samochód i już miał wsiadać, kiedy w oczy rzucił mu się znajomy wóz. Czarny Land Rover z folią zamiast tylnej szyby. Przez umysł Gibbsa natychmiast przeleciało wspomnienie rozpadającej się w drobny mak szklanej tafli w identycznym samochodzie. Sięgnął po broń i ostrożnie zbliżył się do auta. Było puste, jeśli nie liczyć maleńkiej walizeczki na przednim siedzeniu. Rozejrzał się uważnie dookoła, ale niczego podejrzanego nie dostrzegł. Sięgnął po telefon i z pamięci wybrał numer DiNozzo.
- DiNozzo – odezwał się, kiedy jego agent się zgłosił – Natychmiast do szpitala! Pietrow gdzieś tu jest… - tym razem Tony wziął przykład ze swojego szefa i rozłączył się bez słowa. Gibbs nawet tego nie zauważył, już biegł z powrotem do budynku. Miał cholernie złe przeczucia.

***

Patrzyłam na siebie, wgapiałam się wręcz, skupiałam na „chcę wrócić” oraz tego typu podobnych życzeniach, ale guzik to dawało. Nadal stałam obok, a czas biegł nieubłaganie, przybliżając jakieś kolejne, bliżej nieokreślone niebezpieczeństwo. Zła jak diabli zacisnęłam pięści, a potem odwróciłam się na pięcie. To wszystko było bez sensu! Nagle drzwi do izolatki się otworzyły i wszedł lekarz. A raczej facet w fartuchu, w którym, ku własnemu zdumieniu, rozpoznałam Andrieja. Zbliżył się do mojego łóżka i stanął obok, wpatrując się w moje ciało z jakąś mściwą satysfakcją. Nagle złapał kroplówkę, której końcówka tkwiła w moim ramieniu i wyciągnął rękę. Dopiero teraz zauważyłam, że trzyma w niej niewielką strzykawkę wypełnioną przeźroczystym płynem. Zgrabnym ruchem wbił igłę w woreczek, po czym bez wahania wstrzyknął zawartość plastikowej fiolki. Patrzyłam na to oniemiała. Pietrow poczekał, aż płyny się połączą, po czym najspokojniej w świecie wyszedł.
Rzuciłam się do kroplówki, ale nie mogłam jej złapać, ani wyrwać igły. Wiedziałam, że to, co za chwilę zacznie wpływać do moich żył wykończy mnie skuteczniej niż wszystkie kule świata razem wzięte. Poczułam wściekłość. Tak się to miało skończyć?? O, nie!! Nie ma mowy!! Nie dam się tak łatwo!! Pragnienie, żeby coś zrobić, wściekłość, że nie ma przy mnie nikogo, kto mógłby mi pomóc i ogólna frustracja na tą całą sytuację, sprawiły, że nagle poczułam, iż coś się zmieniło. Ułamek sekundy wystarczył mi na zrozumienie, co. Pojawił się ból. Ból pleców, ból boku, ból głowy i okropne uczucie, że jakaś przeszkoda w gardle nie pozwala mi oddychać! Zaczęłam się dusić, łapać spazmatycznie oddech, krztusić się i sama nie wiem, co jeszcze. To było tak przerażające, że aż zacisnęłam ze strachu powieki. A kiedy je ponownie otworzyłam, ze zdumieniem zauważyłam, że leżę na łóżku i, że drzwi od sali się otwierają i staje w nich Gibbs z bronią w ręku. Poderwałam się gwałtownie na jego widok, co spowodowało, że czaszka o mało mi nie pękła, a rurka jeszcze boleśniej zadrapała gardło. Jethro bez namysłu przyskoczył do mnie, wdusił przycisk przywołujący pielęgniarkę i delikatnie złapał mnie za ramiona, usiłując uspokoić.
- Laro, spokojnie – mówił cicho, jednocześnie starając się mnie położyć – Zaraz przyjdzie lekarz. Spokojnie…
Patrzyłam na niego w milczeniu, bo plastik w gardle nie pozwalała mi nic powiedzieć, miotając się po materacu, ale jego silny chwyt nie pozwalał mi złapać i wyrwać igły, cały czas tkwiącej w moim ciele.
Po chwili w pomieszczeniu zaroiło się od personelu szpitala, lekarz, widząc co się dzieje, wydał kilka poleceń i w następnej chwili obrzydliwa rura opuściła mój przełyk. Kaszląc i prychając, usiłowałam uwolnić rękę, którą Gibbs cały czas trzymał.
- Kroplówka – wycharczałam w końcu, patrząc na niego błagalnie. – Pietrow… - dodałam, bo spojrzał na mnie jak na wariatkę – Wyjmij… - dodałam słabo. Nagle poczułam, że nie jestem w stanie ruszyć nawet małym palcem u nogi i bezwładnie opadłam z powrotem na poduszkę.



6 komentarzy:

  1. Przerażasz mnie. Tą część przeczytał na jednym oddechu. A innym, znacznie prostszym słowem- SUPER!

    Yuumi;))

    OdpowiedzUsuń
  2. O wow... nosz, teraz mi jej nie zabijaj! Musi dopaść Piertowa! Po prostu trzymające w napięciu i genialne.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo dziękuję :D Chyba w ogóle jej nie zabiję... Ale trochę utrudnię życie :D Wiem, wredna jestem... :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Cały czas trzymasz nas w napięciu... Co się stanie dalej?! Całe szczęście, że nie zamierzasz jej już zabić... co do utrudniania życia to wszystko ok pod warunkiem, że skończy się to w miarę dobrze :D
    Co Pietrow jej tam wstrzyknął?
    Kobieto daj jak najszybciej ciąg dalszy!

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak, nie zabijesz Lary :D Ale męczysz ją, no :<

    OdpowiedzUsuń
  6. Ałć. Aż mnie gardło zaczęło boleć jak wspomniałaś o tej plastikowej rurze. Nie zabijesz jej, prawda ?

    OdpowiedzUsuń