Gibbs
wyszedł, a ja bardzo, ale to bardzo chciałam iść za nim. Jednak przeczucie
mówiło mi, że to nie jest dobry pomysł. Spojrzałam na swoje ciało leżące na
szpitalnym łóżku i poczułam złość. Była jedna, jedyna rzecz, której nie
zapisałam w żadnych moich notatkach. A nie zapisałam jej, bo wyszłam z
założenia, że nie mam aż takiej sklerozy i do zakończenia śledztwa o tym nie
zapomnę. No i każda notatka mogła przez przypadek wpaść w ręce Pietrowa, a do
tego nie mogłam dopuścić za żadną cenę. Nie mogłam pozwolić, żeby Andriej
dowiedział się, gdzie oni przebywają. I żeby spotkał się z nimi przede mną.
Byłam to winna Maximowi, który chroniąc ich, przypłacił to życiem. Wiedział, że
Pietrow zabije go prędzej, czy później, więc chciał się zabezpieczyć. Trafiło
na mnie, tylko dlatego, że akurat byłam pod ręką. Stanęłam obok łóżka i
popatrzyłam na swoją bladą, trochę zadrapaną twarz. Gibbs mówił coś o urazie
głowy i utracie krwi. Faktycznie, nieźle przyrżnęłam w ten samochód. Ale na tym
kończyły się moje wspomnienia. Strasznie mnie to frustrowało, ale zdecydowanie
mniej, niż niemożność zrobienia czegokolwiek. Boże, jak ja chciałam wrócić do
swojego ciała!! W tej chwili nie pragnęłam niczego bardziej!
***
Gibbs powoli skierował się w kierunku schodów. Nie chciał
jechać windą, musiał pomyśleć w spokoju, a krótki spacer wydawał mu się ku temu
najodpowiedniejszy. Ruszył w dół, zastanawiając się, jakich ważnych informacji
Lara nie umieściła w swoich notatkach. Bo, że czegoś tam brakowało, był pewien.
W dodatku, musiało to być coś naprawdę ważnego, skoro Pietrow posunął się do
porwania Shepard. Na sto procent nie chodziło tylko o to, że Jordan
zlikwidowała prawie całą jego grupę. Jethro pchnął skrzydło drzwi i wyszedł na
ulicę. Ciężkie, mokre chmury wisiały nisko nad Waszyngtonem i zapowiadały
niezły deszcz. Przy okazji jeszcze bardziej pogłębiały jego, już i tak, ponury
nastrój. Odnalazł swój samochód i już miał wsiadać, kiedy w oczy rzucił mu się znajomy
wóz. Czarny Land Rover z folią zamiast tylnej szyby. Przez umysł Gibbsa
natychmiast przeleciało wspomnienie rozpadającej się w drobny mak szklanej
tafli w identycznym samochodzie. Sięgnął po broń i ostrożnie zbliżył się do
auta. Było puste, jeśli nie liczyć maleńkiej walizeczki na przednim siedzeniu.
Rozejrzał się uważnie dookoła, ale niczego podejrzanego nie dostrzegł. Sięgnął
po telefon i z pamięci wybrał numer DiNozzo.
- DiNozzo – odezwał się, kiedy jego agent się zgłosił –
Natychmiast do szpitala! Pietrow gdzieś tu jest… - tym razem Tony wziął
przykład ze swojego szefa i rozłączył się bez słowa. Gibbs nawet tego nie
zauważył, już biegł z powrotem do budynku. Miał cholernie złe przeczucia.
***
Patrzyłam na siebie, wgapiałam się wręcz, skupiałam na „chcę
wrócić” oraz tego typu podobnych życzeniach, ale guzik to dawało. Nadal stałam
obok, a czas biegł nieubłaganie, przybliżając jakieś kolejne, bliżej
nieokreślone niebezpieczeństwo. Zła jak diabli zacisnęłam pięści, a potem
odwróciłam się na pięcie. To wszystko było bez sensu! Nagle drzwi do izolatki
się otworzyły i wszedł lekarz. A raczej facet w fartuchu, w którym, ku własnemu
zdumieniu, rozpoznałam Andrieja. Zbliżył się do mojego łóżka i stanął obok,
wpatrując się w moje ciało z jakąś mściwą satysfakcją. Nagle złapał kroplówkę,
której końcówka tkwiła w moim ramieniu i wyciągnął rękę. Dopiero teraz
zauważyłam, że trzyma w niej niewielką strzykawkę wypełnioną przeźroczystym
płynem. Zgrabnym ruchem wbił igłę w woreczek, po czym bez wahania wstrzyknął
zawartość plastikowej fiolki. Patrzyłam na to oniemiała. Pietrow poczekał, aż
płyny się połączą, po czym najspokojniej w świecie wyszedł.
Rzuciłam się do kroplówki, ale nie mogłam jej złapać, ani
wyrwać igły. Wiedziałam, że to, co za chwilę zacznie wpływać do moich żył wykończy
mnie skuteczniej niż wszystkie kule świata razem wzięte. Poczułam wściekłość.
Tak się to miało skończyć?? O, nie!! Nie ma mowy!! Nie dam się tak łatwo!!
Pragnienie, żeby coś zrobić, wściekłość, że nie ma przy mnie nikogo, kto mógłby
mi pomóc i ogólna frustracja na tą całą sytuację, sprawiły, że nagle poczułam,
iż coś się zmieniło. Ułamek sekundy wystarczył mi na zrozumienie, co. Pojawił
się ból. Ból pleców, ból boku, ból głowy i okropne uczucie, że jakaś przeszkoda
w gardle nie pozwala mi oddychać! Zaczęłam się dusić, łapać spazmatycznie
oddech, krztusić się i sama nie wiem, co jeszcze. To było tak przerażające, że
aż zacisnęłam ze strachu powieki. A kiedy je ponownie otworzyłam, ze zdumieniem
zauważyłam, że leżę na łóżku i, że drzwi od sali się otwierają i staje w nich
Gibbs z bronią w ręku. Poderwałam się gwałtownie na jego widok, co spowodowało,
że czaszka o mało mi nie pękła, a rurka jeszcze boleśniej zadrapała gardło.
Jethro bez namysłu przyskoczył do mnie, wdusił przycisk przywołujący pielęgniarkę
i delikatnie złapał mnie za ramiona, usiłując uspokoić.
- Laro, spokojnie – mówił cicho, jednocześnie starając się
mnie położyć – Zaraz przyjdzie lekarz. Spokojnie…
Patrzyłam na niego w milczeniu, bo plastik w gardle nie
pozwalała mi nic powiedzieć, miotając się po materacu, ale jego silny chwyt nie
pozwalał mi złapać i wyrwać igły, cały czas tkwiącej w moim ciele.
Po chwili w pomieszczeniu zaroiło się od personelu szpitala,
lekarz, widząc co się dzieje, wydał kilka poleceń i w następnej chwili obrzydliwa
rura opuściła mój przełyk. Kaszląc i prychając, usiłowałam uwolnić rękę, którą
Gibbs cały czas trzymał.
- Kroplówka – wycharczałam w końcu, patrząc na niego
błagalnie. – Pietrow… - dodałam, bo spojrzał na mnie jak na wariatkę – Wyjmij…
- dodałam słabo. Nagle poczułam, że nie jestem w stanie ruszyć nawet małym
palcem u nogi i bezwładnie opadłam z powrotem na poduszkę.
Przerażasz mnie. Tą część przeczytał na jednym oddechu. A innym, znacznie prostszym słowem- SUPER!
OdpowiedzUsuńYuumi;))
O wow... nosz, teraz mi jej nie zabijaj! Musi dopaść Piertowa! Po prostu trzymające w napięciu i genialne.
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję :D Chyba w ogóle jej nie zabiję... Ale trochę utrudnię życie :D Wiem, wredna jestem... :D
OdpowiedzUsuńCały czas trzymasz nas w napięciu... Co się stanie dalej?! Całe szczęście, że nie zamierzasz jej już zabić... co do utrudniania życia to wszystko ok pod warunkiem, że skończy się to w miarę dobrze :D
OdpowiedzUsuńCo Pietrow jej tam wstrzyknął?
Kobieto daj jak najszybciej ciąg dalszy!
Tak, nie zabijesz Lary :D Ale męczysz ją, no :<
OdpowiedzUsuńAłć. Aż mnie gardło zaczęło boleć jak wspomniałaś o tej plastikowej rurze. Nie zabijesz jej, prawda ?
OdpowiedzUsuń