Wiedziałam gdzie znajdują się
punkty obserwacyjne Callena i Sama, podjechałam więc z drugiej strony.
Zostawiłam samochód i kierując się moją prowizoryczną mapą, znalazłam pierwszą
martwą strefę. W ogrodzeniu nie było żadnych czujników ruchu, więc bez
problemów wdrapałam się na nie i zeskoczyłam po drugiej stronie. Będąc poza
zasięgiem kamer, bez trudu podeszłam pod sam dom. Wiedziałam, że ochroniarze
mają właśnie obchód, ale z drugiej strony terenu, a gosposia jest zajęta
sprzątaniem na piętrze, więc korzystając z otwartych drzwi tarasowych,
wślizgnęłam się do środka. Przeszłam przez rozległy salon i zaczęłam sprawdzać
pokoje w głębi domu. Trafiłam za drugim podejściem. Niewielki gabinet,
połączony z biblioteką. Pod oknem stało biurko z komputerem, reszta ścian
zastawiona była regałami z książkami. Podeszłam bliżej, włączyłam komputer,
który uruchomił się zaskakująco szybko. Nie był zabezpieczony żadnym hasłem,
więc najprawdopodobniej nic ważnego w nim nie było. Sprawdziłam, tak na wszelki
wypadek, ostatnio otwierane pliki. Nic. Zaczęłam przeglądać szuflady biurka,
ale też bez rezultatu. Dopiero ostatnia, największa, spowodowała mały przypływ
nadziei. Była zamknięta na klucz, więc wygrzebałam z włosów wsuwkę i zaczęłam
zmagania z zamkiem. Po kilku sekundach puścił. Szuflada, chociaż całkiem spora,
zawierała tylko jedną rzecz. Niewielki kalendarz. Otworzyłam go na dzisiejszej
dacie, ale strona była pusta. Cofnęłam się więc do dnia, kiedy McDarren
przywiózł przesyłkę. Bingo. No, może niezupełnie. Nie miałam pojęcia, co może
znaczyć zapisane „K.D.”. Zaczęłam przeglądać go dalej, co kilka dni znalazłam
podobne wpisy. Różniły się pomiędzy sobą, przy niektórych dopisane były cyfry.
Przerzuciłam kolejne kartki, przy jutrzejszej dacie widniało „C.C.” . Na
wszelki wypadek zrobiłam zdjęcie tym zapiskom, po czym schowałam kalendarz i
rozejrzałam się wokół. Znalazłam jeszcze niewielki sejf, umieszczony w ścianie.
Przez chwilę kusiło mnie, żeby spróbować go otworzyć, ale szybko zrezygnowałam
z tego pomysłu. W całej sprawie nie chodziło tylko o to, żeby odzyskać projekt.
Ważni byli również zleceniodawcy, a nie znajdę ich zbierając stąd przesyłkę.
Uniosłam czujnie głowę, zastanawiając się, co mnie zaniepokoiło. No tak, umilkł
odkurzacz. A to znaczyło, że gosposia kończy swoje codzienne porządki, więc
nadszedł czas, żeby się stąd zmyć. Wyjrzałam ostrożnie na korytarz. Nikogo.
Cicho przeszłam do salonu, a potem znów na taras i do ogrodu. Żeby całkiem
wydostać się z posiadłości, musiałam dojść do ogrodzenia. Tym razem wybrałam
inna trasę, przemykając pomiędzy krzaczkami i drzewkami, starannie unikając
kamer i czujek, pomyślałam, że zapewne Sam, albo Callen zauważyli moją
obecność. I że będę musiała się sporo natłumaczyć, co tu robiłam. Zeskoczyłam z
muru i ruszyłam w kierunku swojego samochodu. Nie myliłam się, Callen już
czekał przy aucie, a jego mina nie wróżyła nic dobrego.
- Co ty wyprawiasz?? –
wrzasnął, widząc, że podchodzę – Odbiło ci??
- Nie krzycz. – skrzywiłam
się. – Nie jestem głucha.
- Za to głupia na pewno! –
złapał mnie za ramiona i potrząsnął – Po cholerę tam poszłaś??
Znów to uczucie. Najpierw
prąd, a potem motyle. Czyli jednak mi się nie przewidziało.
- Musiałam sprawdzić… -
zaczęłam się tłumaczyć.
- Co?? Czy McDarren mówił
prawdę?? – trzymał mnie dalej, mocno. Nie miałam szansy, żeby się wyrwać.
- Też. To punkt przerzutowy.
- Skąd wiesz?
- Coś znalazłam. Pokaże ci, jeśli
mnie puścisz… - popatrzyłam mu prosto w oczy, a potem opuściłam wzrok na jego
dłonie na moich ramionach. Zrobił to samo, a jego mina świadczyła o tym, że sam
jest zaskoczony sytuacją. Poluźnił chwyt, ale ręce zabrał dopiero kilka sekund
później, przy okazji muskając palcami moją skórę. Zadrżałam. Staliśmy tak
blisko siebie, że niemal czułam ciepło jego ciała. A już na pewno doskonale
czułam zapach jego wody kolońskiej. Bardzo przyjemny zapach. Pasował do niego. Potrząsnęłam
głową, próbując wrócić do, w miarę względnej, równowagi. Czułam, że mi się
przygląda, ale nie odważyłam się sprawdzić, czy tak jest w rzeczywistości.
Zamiast tego wyciągnęłam z kieszeni telefon i znalazłam zrobione w domu
zdjęcia. – Patrz. – podałam mu aparat. W milczeniu obejrzał fotografie i oddał
mi komórkę.
- I niby co to ma być? –
spytał – Niezrozumiałe literki i cyferki…
- „K.D” to inicjały
komandora. Karl Daniells. – powiedziałam – „C.C” to mogą być inicjały odbiorcy
paczki.
- A reszta?
- Inni zleceniodawcy bądź
odbiorcy… I godziny.
- Same domysły – prychnął –
Nic pewnego.
- A czego się spodziewałeś? –
zirytowałam się – Nazwisk i adresów??
- Konkretów! – warknął.
- Kretyn! – wkurzyłam się.
- Idiotka! – nie pozostał mi
dłużny.
- Wypraszam sobie! –
oburzyłam się.
- Tak się zachowałaś! Mogłaś
spalić całą akcję!
- Akcję?? – nie wierzyłam
własnym uszom – Jaką akcję?? Siedzenie po krzakach z lornetką nazywasz akcją??
- Działaniami operacyjnymi!
- Działaniami – prychnęłam –
Tym się właśnie różnimy. Ty siedzisz po krzakach, a JA działam… - postąpiłam
krok do przodu, stając dosłownie centymetry przed nim.
- Jedź już – Callen odezwał
się zduszonym głosem, chyba wściekłość go lekko przytkała – Jedź już. – powtórzył
- Zajmij się czymś w biurze, ale więcej tu nie przyjeżdżaj. – popatrzył mi w
oczy, po czym odwrócił się gwałtownie i odszedł. Przełknęłam ślinę. Cholera,
chyba naprawdę go wkurzyłam.
Oż kurde, ale napięcie między nimi :P Aż iskrzy normalnie :D
OdpowiedzUsuńOlga ma niezły tupet :D I to mi się w niej podoba. Coś czuję, że może przyprawić Callena o rozstrój żołądka :D
Czekam na ciąg dalszy!
MaLuTkA
Aaaaaa... coraz bardziej kocham Olgę! Jest uparta, stanowcza, zadziorna i wkurza G... nie żebym nie lubiła Callena, ale on przeważnie to taka siła spokoju i fajnie jest go zobaczyć w stanie wkurzenia, nawet jeśli tylko oczami wyobraźni!
OdpowiedzUsuńCzekam na następną notkę
Wow! iskry lecą. Świetnie. Podoba mi sie postać Olgi i to jak sobie radzi z G :)Pięknie go wkurzyła :D No i motylki ;) Czekam na ciąg dalszy.
OdpowiedzUsuńTe wszystkie kłótnie dodają tyle uroku opowiadaniom! Czekam na ciąg dalszy;D
OdpowiedzUsuńYuumi;))