-
Kim ona jest naprawdę? – zapytałam.
-
Nazywa się Katja Novak i jest zabójczynią do wynajęcia. Pochodzi z Rosji, jej
ojciec był Polakiem. U siebie jest spalona, więc zmieniła otoczenie.
Przyjechała do Stanów niecałe dwa lata temu, brakowało jej kontaktów, ale była
młoda i zdolna. Szybko wpadła w oko Hautmannowi, postanowił wykorzystać ją do
swoich celów. Stworzył jej nową tożsamość, perfekcyjną bym rzekł. I podsunął
tobie. Miała mieć oko na ciebie, twoje kontakty, twoje zlecenia.
-
Ale dlaczego??
-
Hautmann był wściekły, kiedy rozwaliliśmy tamtą operację. Na nieszczęście,
wiedział tylko o tobie – czy mi się wydawało, czy w jego głosie usłyszałam
poczucie winy?? U Gibbsa?? Niemożliwe. – Chciał cię zniszczyć…
-
Chciał?
-
Chce nadal - poprawił się. – I prawie mu się udało…
Milczałam,
przetrawiając usłyszane informacje. Hautmann był zdolny do wszystkiego,
wiedziałam o tym. Wtedy, w Barcelonie, prawie udało mu się mnie wykorzystać i
to dosłownie. Gdyby nie Gibbs, skończyłoby się to dla mnie bardzo źle. Karl
znany był ze swojej brutalności wobec kobiet.
-
To bez sensu – powiedziałam po chwili. – Dlaczego po prostu mnie nie zabił?
Dlaczego podsunął mi Mię czy jak jej tam?
-
Jeszcze nie wiem – potarł oczy. – Pracujemy nad tym. Wyatt i Mia się znali?
-
Oczywiście. Była moją asystentką, znała wszystkich moich zleceniodawców…
-
Coś ich łączyło?
-
Sypiali ze sobą – odparłam mu ponuro.
-
Co??
-
Sypiali ze sobą – powtórzyłam.
-
Długo?
-
Dowiedziałam się pół roku temu. Ile przedtem, nie pytałam…
-
Niech to szlag! – zaklął i odblokował windę. Ta ruszyła, a kiedy drzwi się
rozsunęły, okazało się, że jesteśmy w podziemiach. – Chodź! – warknął i ruszył
szybkim krokiem. Prawie musiałam biec, żeby za nim nadążyć. Po chwili
znaleźliśmy się w laboratorium. Agent McGee i panna Sciuto nawet się nie
odwrócili na nasze wejście. – McGee! – ryknął Gibbs. – Ten plik o Larrow kiedy
powstał?
-
Został utworzony dokładnie rok temu… - odparł agent nie odrywając wzroku od
monitora, na którym tylko migały kolejne literki i cyferki, okienka i komendy.
-
Gibbs, chyba coś mam – prawie równocześnie odezwała się kobieta. – Ten drugi
plik stanowi zapis jego poczty. Są tam wszystkie maile, które wysyłał lub
odbierał. Również te ze zleceniami. Niestety, są zaszyfrowane, ale już nad tym
pracuję…
-
Dobrze – Gibbs skinął głową z aprobatą. – Daj znać, jak coś znajdziesz.
-
Jasna sprawa – Abby wróciła do pracy.
-
Przestaję rozumieć – odezwałam się, przeglądając zebrane przez Martina
informacje o Larrow. – Plik o Mii powstał rok temu, czyli w momencie kiedy
zaczęła dla mnie pracować… Krótko potem zostali kochankami, niby nic takiego,
zdarza się, ale… - urwałam, myśląc intensywnie.
-
Ale? – natychmiast podchwycił Gibbs.
-
Popraw mnie, jeśli się mylę - popatrzyłam na niego. – Podejrzewał ją od
początku i poderwał, żeby to sprawdzić?
-
Bardzo możliwe – zgodził się ze mną, dość nieoczekiwanie. – Możliwe też, że to
ona poderwała jego, bo Hautmann potrzebował kozła ofiarnego…
-
Czyli zakładasz, że zamach na SecNav’a jest jak najbardziej realny?
-
Właśnie – skinął głową. – Skoro Larrow i Wyatt mieli romans, ta na pewno bywała
w jego mieszkaniu, miała więc dostęp do jego laptopa i bez przeszkód mogła
wysłać pogróżki do SecNav’a.
-
Mogła go nawet zabić, a wina i tak spadłaby na Martina… Ale co JA w tym
wszystkim robię?
-
Oprócz zemsty? Miałaś stały kontakt z Wyatt’em, z tego co wiem, współpracował
tylko z tobą. Ile razy pośredniczyłaś?
-
Kilka – przyznałam niechętnie. Spojrzał na mnie bystro. – No, dobra. Może
kilkanaście…
-
Byłaś jedynym ogniwem łączącym Wyatt’a z jego zleceniodawcami – Gibbs był
bezlitosny. Spuściłam głowę. To była prawda. – Jeśli Karl chciał go dorwać, to
jedyna droga prowadziła przez ciebie. Podsunął ci Mię, ta poderwała Martina,
wykorzystała go do grożenia Sekretarzowi, a kiedy przynęta chwyciła, zabili go.
A potem próbowali wykończyć ciebie, bo mogłaś to wszystko powiązać.
-
Czyli sama ich do niego doprowadziłam? – wyszeptałam, czując, że nogi mam jak z
waty i że jeśli za chwilę nie usiądę, to z pewnością się przewrócę.
-
Nicky, wszystko w porządku? – jak przez mgłę usłyszałam głos Gibbsa, a potem
jego silne ramię objęło mnie w pasie i usadziło na krześle. Pochyliłam się do
przodu, kryjąc głowę między kolanami. Odetchnęłam głęboko kilka razy i
wyprostowałam się.
-
Już dobrze – mruknęłam, wstając. – Ja… chyba muszę się przewietrzyć… - szybkim
krokiem wyszłam z laboratorium, w ogóle nie zważając na krzyki Gibbsa, że to
bardzo głupi pomysł.
Wyszłam
na zewnątrz i głęboko odetchnęłam wilgotnym powietrzem. Od rana było pochmurno
i zanosiło się na deszcz, ale teraz, późnym popołudniem, chmury zaczynały
powoli odpływać, przeganiane chłodnym wiatrem. Przebiegłam przez jezdnię i
skierowałam się prosto do niewielkiego parku naprzeciwko budynków NCIS.
Znalazłam pustą ławkę i usiadłam na niej, szczelniej opatulając się kurtką.
Strasznie, ale to strasznie nie podobały mi się te wszystkie wnioski, które
wyciągnęliśmy. Jeśli to była prawda, to osobiście przyczyniłam się do śmierci Martina.
Ta myśl wcale nie poprawiła mojego już i tak beznadziejnego nastroju.
Pracowałam z Wyatt’em trzy lata i nawet go polubiłam. A już na pewno nie
życzyłam mu śmierci, tym bardziej, że zapewniał mi stały dopływ gotówki.
Okropna materialistka się ze mnie zrobiła, ale no cóż. Musiałam z czegoś żyć.
-
Ty chyba chcesz zginąć – usłyszałam obok siebie znajomy głos. Gibbs.
-
Może chcę – spojrzałam na niego prowokacyjnie.
-
Głupia jesteś – prychnął, siadając obok i wręczając kubek z kawą.
-
Jestem – zgodziłam się z nim. – Wprowadziłam do firmy płatną zabójczynię,
nabierając się na jej sfingowane dossier, pozwoliłam zrobić z Martina kozła
ofiarnego, a na koniec doprowadziłam do niego kolejnego zabójcę, co skończyło
się jego śmiercią. Tylko pogratulować… - rzuciłam ironicznie. – Niejeden oficer
nie ma takich osiągnięć.
-
Przestań – prawie warknął. – Nie jesteś Duchem Świętym, nie możesz przewidzieć
wszystkiego. Wyatt coś podejrzewał, skoro zbierał o niej informacje. Ale i tak
dał się podejść…
-
Albo nie zdążył nic zrobić ze zdobytą wiedzą…
-
Ani jedno, ani drugie nie świadczy o nim zbyt dobrze. Jesteś zła? – zapytał
niespodziewanie.
-
Jestem wkurwiona – odparłam zgodnie z prawdą. – Dałam się podejść, wmanewrować
w jakieś rozgrywki, o których nie mam pojęcia. A wiesz jak nie lubię być
pionkiem w czyjejś grze.
-
Wolisz rozdawać karty…
-
W dodatku Hautmann nie dość, że chce mnie zabić, to jeszcze zdemolował mi
mieszkanie. Nie zostawię tak tego – podniosłam się gwałtownie, po czym celnym
rzutem umieściłam pusty kubek w koszu na śmieci. Gibbs też wstał i spojrzał na
mnie uważnie.
-
Nie rób głupstw – złapał mnie za ramię, kiedy próbowałam go ominąć i odejść.
-
Puść – poprosiłam cicho. Ale złowieszczo.
-
Nicky…
-
Puść! – wyszarpnęłam ramię. – I nigdy więcej tak nie rób! Nie dotykaj mnie!
-
Nicky! – huknął wściekle.
-
Nie bój się, nie zamierzam jeździć po mieście i szukać Karla – powiedziałam
drwiąco, widząc jego minę. Ruszyłam ścieżką w kierunku NCIS.
-
Nawet nie wiesz, jak mi ulżyło – sarknął, kiedy zrównał się ze mną.
-
Akurat – mruknęłam. Nic więcej nie dodałam. Po co?