Strony

czwartek, 8 listopada 2012

Pewnego pięknego dnia... Część 1.

Pewnego pięknego dnia przeglądałam folder z moja "tfórczością" i znalazłam trzy rozpoczęte, a niedokończone opowiadania. Wybrałam z nich najlepsze fragmenty i w ten sposób powstał ten krótki cykl. Tym razem Waszyngton i nowa bohaterka :D
Przepraszam, że na pozostałych blogach nic nowego się nie pojawia, ale niestety, Wena się zbuntowała i ani prośbą, ani groźbą nie daje się przekonać do współpracy... Więc NCIS i Olga trwają w stanie zawieszenia, przynajmniej chwilowo.
Mam nadzieję, że chociaż to osłodzi Wam czas oczekiwania na dalsze przygody naszych bohaterskich agentów :D
Miłej lektury.

Alexandretta

***


Siedziałam nad papierami, usiłując ułożyć jakoś wydarzenia, w których dzisiaj uczestniczyłam, a przynajmniej chociaż trochę je zrozumieć, ale ciężko mi szło. Możliwe, że przez szlochającą na fotelu moją asystentkę, Mię.
- Mówiłam, żebyś nie wdawała się w ten romans z nim – warknęłam, nieźle już zirytowana.
- Serce nie sługa – spojrzała na mnie z wyrzutem.
- Serce! – prychnęłam. – Mia, błagam! Jemu nie serce w głowie było!
- Martin był inny! – krzyknęła. – Wyjątkowy!
- Taa, jasne – burknęłam. – Jeszcze się nie nauczyłaś, że faceci nie są wyjątkowi? Że to zwykłe mendy, które chcą tylko seksu? I w dupie mają nasze uczucia?
- Nie mów tak! – zaprotestowała gwałtownie. – Po prostu jesteś zazdrosna!
- Zazdrosna? O co? O pseudo-związek z żonatym facetem, który na pewno się nie rozwiedzie, bo go żona puści w samych skarpetkach?? Nie bądź śmieszna!
- Mówisz tak, bo sama nigdy nie byłaś zakochana!
- Mylisz się, moja droga – odparłam zimno. – Byłam. I wyszłam na tym jak najgorzej. Więc nie mam zamiaru powtarzać tego doświadczenia.
- Nie miałam pojęcia – Mia wyglądała na zaskoczoną. – Nigdy o tym nie wspominałaś…
- A czym się miałam chwalić? – wzruszyłam ramionami. – Zresztą, było, minęło, nie ma do czego wracać…
- Ale to nie znaczy, że wszyscy mężczyźni tacy są – zauważyła. – A już na pewno Martin taki nie był.
- Dobrze – poddałam się, bo najwyraźniej nic do niej nie trafiało. – Skoro tak twierdzisz… Wyatt i tak nie żyje, więc nie będziemy szargać jego pamięci – dodałam z przekąsem. Mia spojrzała na mnie ze złością, poderwała się z fotela i wyszła. Trzasnęły drzwi. Chyba była naprawdę wściekła, bo do tej pory nigdy się tak nie zachowywała. Zakochała się, kretynka. W żonatym facecie, który ani myślał się dla niej rozwieść. Chciał po prostu dobrze się bawić, bez zobowiązań, bez konsekwencji. Westchnęłam ciężko i zabrałam się do pracy. Miałam kolejne zlecenie, którym musiałam się zająć. Ale czułam, że to nie koniec niespodzianek dnia dzisiejszego.

- Nicky, NCIS do ciebie – jakiś czas później usłyszałam w interkomie głos mojej asystentki. Czyli nie myliłam się.
- Niech wejdą – poprosiłam. Westchnęłam cicho. Liczyłam się z wizytą policji, a nie agentów federalnych. I nie przypuszczałam, że tak szybko się pojawią. W końcu od śmierci Wyatt’a minęło dopiero kilka godzin. Po strzelaninie ulotniłam się z restauracji najszybciej jak mogłam, ominęłam kamery, ale moje nazwisko z rezerwacji stolika zostało.
Po chwili do mojego gabinetu weszło dwóch mężczyzn. Spojrzałam na nich i zamarłam. Tego się nie spodziewałam. On chyba też, bo patrzył na mnie ze zdumieniem. Przez głowę, jak błyskawica, przeleciały mi migawki wydarzeń, w których razem uczestniczyliśmy. Dziwne, zamiast strzelaniny na pierwszy plan wysuwały się wspomnienia szalonego seksu. Chociaż, w sumie, nie tak dziwne… On opanował się pierwszy. Spojrzał na mnie chłodno, tymi swoimi stalowo-niebieskimi oczyma, po czym pewnym krokiem podszedł bliżej.
- NCIS – młodszy mężczyzna chyba nie wyczuł napięcia, jakie nagle zapanowało w pomieszczeniu. – Agenci Specjalni Gibbs i DiNozzo – przedstawił ich. – Pani Meavly?
- Zgadza się – potwierdziłam, wstając i gestem wskazując im krzesła, żeby usiedli. Sama zostałam za biurkiem, które w moich oczach urosło do rangi muru obronnego. A miałam przed kim się bronić. Z zaproszenia skorzystał tylko Gibbs, usiadł dokładnie naprzeciw mnie i nie spuszczał ze mnie wzroku. Byłam już uodporniona na te jego spojrzenia, gorzej by pewnie było, gdyby mnie dotknął. Nigdy nie umiałam oprzeć się jego dłoniom i temu, co nimi robił. Na samą myśl o tym zrobiło mi się gorąco, musiałam się bardzo skupić, żeby zrozumieć, co mówi do mnie agent DiNozzo.
- Pani Meavly, pani nazwisko pojawiło się w księdze rezerwacji Restauracji Charme na dzisiejszy dzień – zaczął agent. – Kelner potwierdził, że zjawiła się pani w towarzystwie Martina Wyatt’a…
- Owszem – przyznałam.
- Czyli nie wypiera się pani?
- A co się mam wypierać – wzruszyłam ramionami. – W końcu lunch ze znajomym to nie przestępstwo.
- Nawet z zamordowanym znajomym?
- Nie ja go zabiłam – odpowiedziałam spokojnie – I nie wiem, kto to zrobił, uprzedzając pana kolejne pytanie – dodałam, trochę złośliwie.
- Skąd zna pani Wyatt’a? – kontynuował niezrażony DiNozzo. Gibbs milczał jak zaklęty, co mnie strasznie zirytowało.
- Nie wiem, skąd. Po prostu, od czasu do czasu, pracuję dla niego.
- Pracuje pani? – lekko uniesiona brew. Naprawdę, DiNozzo uczył się od najlepszych.
- Robię tłumaczenia – wyjaśniłam. – Pisemne i ustne.
- Pisemne?
- Tłumaczę umowy i inne dokumenty firmowe.
- Ustne?
- Uczestniczę w spotkaniach biznesowych. Także za granicami kraju.
- A to dzisiaj? Interesy czy prywata?
- Interesy.
- Wyatt to nie jedyny pani klient?
- Oczywiście, że nie – prychnęła, lekko rozbawiona. – Mam kilkunastu stałych klientów i jeszcze więcej jednorazowych.
- Czyli głównie siedzi pani tutaj? – mężczyzna rozejrzał się dookoła.
- Głównie tak. Czasami spotykam się gdzieś na lunchu. Od czasu do czasu idę na kolację. Albo wyjeżdżam. Wszystko zależy od klienta.
- Długo pani pracowała dla Wyatt’a? – pytał dalej.
- Trzy lata. Zaczęłam, kiedy szukał tłumacza przy realizacji kontraktów z Bliskim Wschodem. Ktoś mu mnie polecił.
- Kto?
- Nie pamiętam – wzruszyłam ramionami. – A może mi nie powiedział?
- A co pani pamięta z dzisiejszych wydarzeń?
- Szczerze, to niewiele. To wszystko zdarzyło się tak szybko… Jedliśmy lunch, nagle rozległy się strzały, a chwilę później Wyatt leżał na ziemi martwy… Straszne – wzdrygnęłam się pokazowo.
- To wszystko? – DiNozzo patrzył na mnie badawczo.
- Wszystko. Przykro mi…
- Dlaczego nie wezwała pani karetki ani nie poczekała na policję?
- On już nie żył, agencie DiNozzo – powiedziałam cicho. – Karetka w niczym by mu nie pomogła. A policja… Hmm, w moim fachu reputacja jest bardzo ważna. Gdyby rozeszło się, że byłam przesłuchiwana przez policję… Mogłabym stracić klientów – zełgałam bezczelnie.
- Wie pani, że utrudnianie śledztwa jest karalne? – zapytał zimno agent. No, no… Całkiem nieźle DiNozzo, prawie dałam się nabrać…
- Oskarża mnie pan o coś? – spytałam zdziwiona. – Ma pan jakieś dowody, że utrudniam śledztwo federalne? – pokręcił przecząco głową. – To proszę mnie nie straszyć… - w moim głosie zabrzmiała ledwo słyszalna groźba. Mężczyzna westchnął i wyciągnął z kieszeni swoją wizytówkę.
- Gdyby coś się pani przypomniało… - położył na blacie biurka jasny kartonik.
- Oczywiście, zadzwonię… - kolejne łgarstwo.
- Jasne – mruknął, udając, że mi wierzy. Popatrzył pytająco na swojego szefa, który przez ten cały czas nie odezwał się ani słowem. Teraz też, wstał i w milczeniu skierował się do wyjścia. DiNozzo podążył za nim, nie zaszczycając mnie nawet spojrzeniem. Kiedy drzwi się za nimi zamknęły, odetchnęłam głęboko i potarłam skronie. Skoro śledztwo prowadziło NCIS, Wyatt wplątał się w coś związanego z Marynarką. Niedobrze. Prowadząc swoje interesy, starałam się nie zadzierać ze służbami federalnymi. Nie potrzebowałam mieć więcej wrogów, ci aktualni całkowicie mi wystarczali. Ale skoro pojawił się Gibbs, sprawa była znacznie poważniejsza, niż początkowo sądziłam.


3 komentarze:

  1. Ooo no widzę, że postanowiłaś opisać losy byłej znajomej Gibbsa... no ciekawie się zapowiada i coś mi mówi, że znajomość się odrodzi...
    Jestem naprawdę ciekawa jak to dalej pociągniesz :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam opowiadania z cyklu "Gibbs i byłe dziewczyny" :D Będzie ciekawie :D Choć przyznam szczerze, że tęsknię za notkami na "Story about NCIS" :P Ale nie narzekam :D
    Swoją drogą zapraszam na mojego bloga - jest nowa notka:

    http://lambada1989.blog.interia.pl/?yearID=2012&monthID=11&dayID=0


    Miłego czytania! :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. No proszę! Ja tu waruję na 2 blogach a tu mi umyka nowe opowiadanie :) Całkowicie rozumiem kłopoty z Wenem - to wybredne stworzenia :/ Noo... zaczyna sie intrygująco - milczący Gibbs i pani tłumacz, która niewątpliwie wiele ma do ukrycia :)

    OdpowiedzUsuń