Strony

poniedziałek, 10 września 2012

Sprawy rodzinne. Część 6.

Przed Wami efekty współpracy z chłopcami Chandni :D Może nie będzie klasycznego znęcania, ale słodko też nie będzie :D
Co do bloga... Jestem w trakcie przemyśleń, ale pojawiło mi się kilka pomysłów i chyba już się nie wykręcę :D

Alexandretta

***


Obudził mnie wściekły wrzask. Poruszyłam się lekko, niepewna, czy to jeszcze sen, czy już rzeczywistość.
- Co to ma, kurwa, być?? Zabiję cię, skurwielu i nikt ani nic mnie powstrzyma!! – następny był głuchy odgłos uderzenia i rumor rozwalanego mebla, na który spadło czyjeś ciało. Otworzyłam oczy i poderwałam się z łóżka. Zakręciło mi się w głowie, ale nie zważając na to stanęłam na nogi, usiłując ogarnąć sytuację. Na podłodze, w resztkach stołu, leżał Max i wierzchem dłoni wycierał krew płynącą z rozciętej wargi. Nad nim stał Callen, całą swoją sylwetką informujący, że „rusz się tylko sukinsynu, a nie będzie co zbierać”.
- Co jest? – podeszłam do niego i delikatnie dotknęłam jego ramienia.
- To! – podał mi jakiś zegarek. Zrozumiałam od razu.
- Po co ta cała szopka, Max? – spytałam spokojnie, chociaż w środku aż cała się gotowałam. Też miałam ochotę mu przywalić. – Po co pomagałeś mi w ucieczce? Żeby teraz ściągnąć nam na kark oddział Sidorowa?
- Miałem nadzieję, że pojedziecie prosto po teczkę – wymamrotał, patrząc na mnie spode łba. Westchnęłam.
- To wszystko było zaplanowane? – spytałam. Kiwnął głową. – Miałeś mi pomóc, jechać ze mną po te materiały, a potem mnie zastrzelić…
- Mniej więcej…
- G, możesz mi dać na chwilę swój pistolet? – wyciągnęłam rękę nawet na niego nie patrząc. Poczułam ciężar broni w dłoni, więc podeszłam do ciągle leżącego Maxa. Ukucnęłam obok i popatrzyłam na niego w zadumie. To była idealna okazja, ale… nie mogłam. Mógł się jeszcze przydać. – Kiedy włączyłeś namiar? – milczał, więc przystawiłam mu broń do głowy i odbezpieczyłam ją. – Kiedy? – powtórzyłam. – Max, kiedy?? – podniosłam lekko głos, jednocześnie mocniej przyciskając lufę do jego skroni.
- Kiedy tu dojechaliśmy… - wyburczał, widząc, że jestem coraz bardziej wściekła. Spojrzałam na G. Pomyśleliśmy o tym samym. Zaraz tu będą.

Oddałam Callenowi jego pistolet i opadłam na najbliższy fotel. Musiałam się zastanowić, co dalej. Ale okazało się, że nie ma na to czasu. Chwilę później powietrze przeszył huk wystrzałów z broni maszynowej. Poderwałam się, czując się niemal jak w jakimś westernie, brakowało tylko koni i dzikich, kowbojskich okrzyków.
- Olga! – G złapał mnie i pociągnął na podłogę, jednocześnie wręczając mi Glocka. Hanna już klęczał pod oknem, przez rozbitą szybę strzelając w kierunku napastników. Dopadliśmy drugiego i zaczęliśmy robić to samo. Pierwsza seria pocisków posłała na ziemię dwóch bandytów. Potem znaleźli schronienie, na tyle skuteczne, że nasze kule już ich nie sięgały. Za to ich siały spustoszenie w murze oraz w jego drewnianych i szklanych elementach. Zrobiło się naprawdę nieciekawie. W dodatku nigdzie nie widziałam Kensi i Deeks’a.
- G! – krzyknęłam do mojego mężczyzny, wykorzystując chwilę przerwy. Odwrócił się i popatrzył pytająco. – G, nie damy rady!
- Damy! – odkrzyknął z pewnością w głosie.
- G, jeśli coś nie wyjdzie… - kontynuowałam niezrażona – Nie wahaj się! Pozabijaj ich! Nawet jeśli ja…
- Przestań! – wrzasnął z irytacją w głosie, przerywając mi.
- Zamknij się! – odwrzasnęłam, równie zirytowana. – I słuchaj! – dodałam. Znów huknęły strzały, skuliłam się odruchowo, ale nie zamierzałam rezygnować. – Zabierz zespół! Wróć do OPS! Znajdź Hetty! Niech da ci teczkę z operacji „Hector Raylie”! Tam jest wszystko!
- Oszalałaś?? – spojrzał na mnie z osłupieniem.
- Rób co mówię! Ale już!
- Olga, nie!! – chwycił moją rękę, nie pozwalając wstać. – Nie!! Zupełnie ci odbiło?? Nie zgadzam się!!
- Za późno! – usłyszałam za sobą głos Maxa, który złapał mnie za kark i brutalnie odciągnął od Callena. Poczułam ucisk lufy w okolicach wątroby. Cholera, w tym wszystkim zapomnieliśmy o moim byłym, który wykorzystał sytuację, ratując swój tyłek. Znieruchomiałam, zastanawiając się, czy przylać mu już teraz, czy jeszcze chwilę poczekać. – Mam dziewczynę! – wrzasnął w kierunku napastników, wykorzystując chwilową przerwę w ostrzale. Ponieważ cisza trwała nadal, Doherty pchnął mnie w kierunku podziurawionych drzwi. – Ruszcie się, a nie zawaham się nafaszerować jej ołowiem – rzucił ostrzegawczo do Callena. Ten, pobladły z wściekłości, w milczeniu patrzył jak wychodzimy.

Na parkingu przed motelem, w pewnym oddaleniu od samego budynku, stały trzy wozy. Obok jednego z nich zobaczyłam Olega, który z triumfalnym uśmiechem wpatrywał się we mnie, prowadzoną przez Maxa. Chciało mi się krzyczeć. Ale z drugiej strony miałam nauczkę. Przecież dobrze wiedziałam, że mojemu byłemu nie można ufać. Nigdy i w żadnych okolicznościach.
- Dlaczego to robisz? – zapytałam cicho, kiedy szliśmy w stronę aut. – Aż tak dobrze ci płacą?
- Najlepiej ze wszystkich – usłyszałam odpowiedź. – Olga, ja naprawdę nie chcę żebyś zginęła…
- Trzeba było o tym pomyśleć zanim mnie w to wpakowałeś – przerwałam mu, zła.
- Sama się wpakowałaś – zripostował natychmiast. – Powiedz mu, gdzie ta teczka, a pomogę ci zwiać i, tym razem, to będzie skuteczna ucieczka…
- No chyba żartujesz – zatrzymałam się gwałtownie i nie zważając na broń przy moim brzuchu, odwróciłam się, żeby na niego spojrzeć. – Nie jestem takim sprzedawczykiem jak ty! – musiałam go wkurzyć, bo zamachnął się i walnął mnie w skroń. Oszołomiona, osunęłam się na kolana, mrugając powiekami, żeby pozbyć się mroczków przed oczyma. Kątem oka dostrzegłam ruch, to Callen, widząc co się dzieje, ruszył w naszą stronę. – G, nie!! – krzyknęłam, w tym samym momencie seria z karabinu zryła piasek obok niego. Odskoczył, ale się nie schował. – Wystarczy! – wrzasnęła w kierunku Olega. – Pojadę z wami, ale ich puścicie! Żywych! Inaczej zapomnij o teczce, informacjach i mojej współpracy!
- Dobrze – Sidorow skinął głową. – Ale jeden twój błąd i zginiesz! A oni razem z tobą! Gdzie teczka?
- Oni po nią pojadą – skinęłam w kierunku agentów. – Potem się wymienimy…
- Jaką mam gwarancję? – Oleg nie wyglądał na przekonanego.
- JA jestem twoją gwarancją…
- Olga, nie!! – ryk Callena sprawił, że aż się skuliłam.
- Nie mamy wyjścia, G! – odwróciłam się i popatrzałam na niego. Nawet z tej odległości dojrzałam wściekłość w jego wzroku i już wiedziałam, że zrobi wszystko, żeby mnie z tego wyciągnąć. Rany, jak ja go kochałam! - Dam sobie radę! – zawołałam jeszcze. – I pamiętaj, co ci mówiłam! – nic więcej nie zdążyłam dodać, bo silny cios w szczękę pozbawił mnie przytomności.



2 komentarze:

  1. Błagam Cię! Wypożyczę chłopców ale po prostu w mękach (nie szybko, ale powoli) niech Max kona! Rozdział pełen akcji i emocji! Jak zwykle świetny i trzymający w napięciu. G musi uratować Olgę, po prostu MUSI!

    OdpowiedzUsuń
  2. Olga MUSI żyć!! G i reszta ekipy ją uratują, wierzę w nich! I zgadzam się z Chandni, niech ta parszywa gnida Max zdycha powoli w potwornych męczarniach...

    A mi wen gdzieś się zawieruszył i ni jak nie chce się znaleźć! Chyba muszę poczekać na jego powrót do premiery 10 sezonu...

    OdpowiedzUsuń