Gabinet
Hetty
-
To niebezpieczna gra, panie Callen – agentka Lange patrzyła na swojego
podwładnego surowo.
-
Nie jest tak zawsze, Hetty? – zripostował G. – Oni się nie spotkali.
-
To tylko przypuszczenie…
-
Poparte informacjami – zaprzeczył mężczyzna. – Spodziewają się faceta w
czerwonej czapce, mierzącego niecałe sto osiemdziesiąt centymetrów,
krótkowłosego, mówiącego po rosyjsku i takiego dostaną – argumentował agent.
-
To się nazywa oceną ryzyka – Hetty, jak zwykle, miała gotową odpowiedź. – Gdy
są większe szanse na śmierć agenta, zanim dostarczy informacje…
-
Oddział wkroczy tak, czy siak – przerwał jej G, wzruszając ramionami. –
Doceniam twój instynkt ochronny, Hetty, ale…
-
Ja panu nie matkuję – teraz Hetty przerwała jemu. – Pan Amurov jest Czeczeńcem.
-
Znam większość czeczeńskich dialektów…
-
Powinniśmy wkroczyć i zlikwidować tę komórkę – jego szefowa nadal nie była
przekonana, co do słuszności podejmowanego ryzyka.
-
Co ze spiskowcami, o których wspomniałaś? – Callen podszedł bliżej biurka. –
Możesz zagwarantować, że to jedyna komórka?
-
Oczywiście, że nie – żachnęła się.
-
To są bezwzględni ludzie, Hetty. Wiesz na co ich stać – G oparł dłonie na
blacie i spojrzał kobiecie prosto w oczy. – Setki niewinnych osób mogą być w
niebezpieczeństwie. Nie mamy wyboru, jak to, że muszę wejść – dodał, tym razem
po rosyjsku.
-
To po rosyjsku, nie po czeczeńsku – Hetty zwróciła mu uwagę na język. – Nie
mamy wyboru, jak to, że muszę wejść – szybko przetłumaczyła na właściwy.
-
Nie mamy wyboru, jak to, że muszę wejść – posłusznie powtórzył za nią
mężczyzna. Hetty kiwnęła głową z aprobatą i gestem zaprosiła agenta do
przebieralni.
Callen przebierając się w kraciastą koszulę i
przeglądając w lustrze, starał się myśleć tylko o zadaniu, a nie o jego
prywatnych sprawach. Praca pozwalała mu zapomnieć o Oldze i uczuciach
towarzyszących mu, kiedy pojawiało się jej imię. Choćby tylko w jego myślach,
bo reszta zespołu nigdy o nią nie pytała. Nawet Sam, bo chociaż był jego
partnerem i na ogół akceptował jego decyzje, tak do niej jakoś nie potrafił się
przekonać. No cóż, kilka razy nadepnęła mu na odcisk, nieraz przez przypadek,
nieraz z premedytacją. Taka była, zawadiacka, bezczelna i wkurzająca. G
westchnął i wrócił do rzeczywistości.
-
To jest dla mnie zaszczyt, móc zrobić cokolwiek dla naszej sprawy – półgłosem
zaczął ćwiczyć najbardziej przydatne zwroty.
-
To BĘDZIE dla mnie zaszczyt – poprawiła go za plecami Hetty. Nawet nie
zauważył, kiedy nadeszła. – Proszę
uważać na czasy, panie Callen – założyła mu okulary. Mężczyzna poprawił je i
przejrzał się w lustrze. Brakowało tylko czerwonej czapki.
-
Słuchawka i kamera są gotowe do pracy – Eric zajrzał do przebieralni i zaraz wrócił
do pokoju obok, więc G poszedł za nim. Analityk podał mu słuchawkę, którą agent
od razu włożył do ucha.
-
Proszę bardzo – Nell przymocowała miniaturową kamerę do jednego z guzików
koszuli i z zadowoleniem spojrzała na czysty i wyraźny obraz na ekranie
laptopa. Callen podążył za jej wzrokiem, przez kilka chwil przyglądał się jej
wizerunkowi, który pokazywała kamerka, w końcu odczepił ją i oddał Erikowi
razem z wyjętą z ucha słuchawką.
-
Jeśli są na tyle ostrożni, by wyjąć baterie z komórek… - zaczął się tłumaczyć
na widok zaskoczenia na twarzach kolegów.
-
Fakt, nie możemy zagwarantować, że nie zostaniesz dokładnie przeszukany –
zgodziła się z nim Nell.
-
Będziecie musieli wymyślić, jak do mnie dotrzeć – obaj analitycy kiwnęli
zgodnie głowami. – Macie coś jeszcze o Amurovie? – zapytał.
-
Jest nauczycielem w szkole podstawowej – na swoim tablecie Eric pokazał zdobyte
informacje. – Żonaty, ma czteroletnią córką, Anyę. Nic nie wskazuje, że posiada
umiejętności, które czynią go wojownikiem dżihadu…
-
Więc dlaczego jest tutaj? – odezwał się Deeks, który wraz z resztą zespołu
przyglądał się przygotowaniom Callen do zadania.
-
Zgaduję, że wkrótce się dowiemy… - odpowiedział mu Sam.
Port
Lotniczy LAX, Los Angeles
Samolot wylądował o czasie, agenci nie mieli też
żadnych problemów, aby dostać się na jego pokład przed wyjściem wszystkich
pasażerów. A konkretnie, tego jednego, który interesował ich najbardziej.
Przechwycili go tuż przy wyjściu, Kensi i Deeks zadziałali szybko i skutecznie.
Marty zatrzymał Amurov’a machając mu przed nosem odznaką, a agentka jedną ręką
zabrała upragnioną czapeczkę, a drugą walizkę na kółkach. Obie te rzeczy
przekazała Callenowi, który wyszedł z samolotu już jako Anwar Amurov,
Amerykanin czeczeńskiego pochodzenia. W terminalu G minął siedzącego na
krzesełku Sama, po czym został zaczepiony przez szczupłego, wysokiego Murzyna w
okularach. Mężczyzna kazał mu iść za sobą i po chwili obaj znaleźli się na
zalanej słońcem ulicy.
-
Wkraczamy do gry – Sam przekazał tą informację pozostałym agentom, wstał i
ruszył ku wyjściu.
Kilkanaście minut później niebieski Chevrolet,
którym podróżowali Callen i jego przewodnik zaparkował pod nieczynnym zakładem.
Obaj wysiedli i weszli do budynku, a w cieniu sąsiedniego magazynu zatrzymał
się czarny Dodge z Samem za kierownicą. Agent Hanna nie miał zamiaru spuszczać
swojego partnera z oczu.
-
Jest tam – Murzyn machnął ręką w głąb pomieszczenia, skąd dobiegały przyciszone
głosy, jednak G nie był w stanie zobaczyć, kto tam przebywa.
-
Witaj Anwar – po czeczeńsku odezwał się mężczyzna, którego śledzili i
zidentyfikowali jako Jamal’a Avrulov’a.
-
Dobrze tu być – w tym samym języku odpowiedział mu Callen, ściskając
wyciągniętą w jego stronę dłoń.
-
Od teraz tylko angielski – Jamal szybko przeszedł na właściwy język. –
Pamiętaj, jesteś Amerykaninem. Teraz wszyscy jesteśmy Amerykanami – mężczyzna
obejrzał się na swoich towarzyszy, nareszcie ich odsłaniając. G również
spojrzał w tym kierunku, jego wzrok padł najpierw na drugiego mężczyznę
siedzącego na kanapie, a chwilę później na stojącą kawałek dalej kobietę. A to,
co zobaczył sprawiło, że najpierw zrobiło mu się zimno, potem gorąco, a na
koniec poczuł taką wściekłość, że opanował się z najwyższym trudem. Musiał. Nie
mógł spalić akcji, ale zdążył pomyśleć, że jak się to wszystko skończy i oboje
przeżyją, to po prostu spierze ją na kwaśne jabłko. Nigdy, przenigdy nie
uderzył kobiety, ale widok Olgi w kryjówce czeczeńskich terrorystów sprawił, że
miał ogromną ochotę to zrobić. Bo w kącie stała Olga, z chustą na głowie, w
długiej, spłowiałej spódnicy i burej bluzce zupełnie do niej nie pasującej.
Stała i patrzyła na niego oczami przez moment rozszerzonymi ze strachu. Ułamek
sekundy, ale wystarczył mu do zrozumienia, że na pewno się go tutaj nie
spodziewała. Spuściła powieki, a kiedy znów na niego spojrzała, jej wzrok był
najdoskonalej obojętny. G musiał przyznać z uznaniem, że była naprawdę dobra. –
Gloria – przedstawił ją Jamal, nie zauważając żadnego z uczuć, które na te
kilka chwil zagościły na ich twarzach. W ogóle nikt nic nie zauważył. – Zajmuje
się działaniami i zaopatrzeniem. Jedzenie, zakwaterowanie – kiwnął na nią ręką,
więc podeszła bliżej nieśmiało się uśmiechając. Cholernie dobrze grała
ograniczoną prawami Koranu Muzułmankę. – Zajmuje się wszystkim, czego potrzebuję
– zabrzmiało to dość dwuznacznie i G miał problem, żeby się powstrzymać przed
rzuceniem na faceta. Olga natychmiast spoważniała i cofnęła się o krok, jakby
wyczuwając, że tak będzie lepiej. I bezpieczniej. – Chovka. Publicznie Charlie – Jamal prezentował
dalej, więc Callen skupił się na drugim mężczyźnie, kiwając mu głową na
przywitanie. – Dba o… - chwila wahania.
– Delikatne, czasem nieprzyjemne sprawy. James’a już spotkałeś…
-
Masuda – od razu poprawił go Murzyn. – James to niewolnicze imię, nadane mi
przez ciemiężców.
-
James, to znaczy Masud – Jamal uśmiechnął się lekko. – Była z nami krótko, ale
dowiódł, że jest oddany naszej sprawie. Ten dżihad jest naszym priorytetem,
Anwar. Ma absolutne pierwszeństwo – po tych słowach z kanapy podniósł się
Chovka, zwany Charlie’m i z kabury wyciągnął broń. G, nie do końca pewny, co
się dzieje, na wszelki wypadek pokiwał głową twierdząco i głośno przełknął
ślinę. – Nie możemy sobie pozwolić na żadne ryzyko – ciągnął dalej Jamal swoją
przemowę – w tym momencie Chovka strzelił do Masuda. Zaskoczony Callen cofnął
się lekko, a zabójca strzelił ponownie, jakby chciał się upewnić, że martwy już
Murzyn na pewno nie żyje. Olga (a raczej Gloria, po pierwszym szoku G starał
się o niej myśleć jak o terrorystce, żeby się nie zapomnieć i nie spalić jej
przykrywki), więc Gloria odwróciła wzrok, a Callen głośno odetchnął, starając
się nie okazywać zaskoczenia. – James, to znaczy Masud, rozkojarzył się – znów
odezwał się Jamal, uśmiechając na widok lekko przestraszonej miny ich gościa. –
Bardziej skupił się na sobie, niż na naszej sprawie. Ten… błąd w ocenie
spowodował trudności, ale przywiózł cię do nas, więc jego zadanie zostało
wykonane – G w odpowiedzi zacisnął usta w wąską kreskę. Nie mógł sobie pozwolić
na żaden błąd, bo już wiedział, że ma do czynienia z fanatykami. – Wkrótce…
twoje też zostanie – dokończył myśl terrorysta.
-
Salaam alaikum – zgodnie z oczekiwaniami Jamala odezwał się G.
-
Wa-alaikum salaam – przez chwilę obaj mężczyźni mierzyli się wzrokiem, w końcu
Jamal pokazał mężczyźnie, gdzie może zostawić swoje rzeczy.
O w pisak! G potrafi postawić na swoim i jest świetny w tym, co robi. Ciekawi mnie co Olga tam robi i jakie ma zadanie. I już nie mogę się doczekać ich starcia. To będzie mocne znając Ciebie :) Jestem bardzo ciekawa jak potoczysz dalej akcję.
OdpowiedzUsuń