Strony

poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Callen, G. - part three.


Gabinet Hetty

- To niebezpieczna gra, panie Callen – agentka Lange patrzyła na swojego podwładnego surowo.
- Nie jest tak zawsze, Hetty? – zripostował G. – Oni się nie spotkali.
- To tylko przypuszczenie…
- Poparte informacjami – zaprzeczył mężczyzna. – Spodziewają się faceta w czerwonej czapce, mierzącego niecałe sto osiemdziesiąt centymetrów, krótkowłosego, mówiącego po rosyjsku i takiego dostaną – argumentował agent.
- To się nazywa oceną ryzyka – Hetty, jak zwykle, miała gotową odpowiedź. – Gdy są większe szanse na śmierć agenta, zanim dostarczy informacje…
- Oddział wkroczy tak, czy siak – przerwał jej G, wzruszając ramionami. – Doceniam twój instynkt ochronny, Hetty, ale…
- Ja panu nie matkuję – teraz Hetty przerwała jemu. – Pan Amurov jest Czeczeńcem.
- Znam większość czeczeńskich dialektów…
- Powinniśmy wkroczyć i zlikwidować tę komórkę – jego szefowa nadal nie była przekonana, co do słuszności podejmowanego ryzyka.
- Co ze spiskowcami, o których wspomniałaś? – Callen podszedł bliżej biurka. – Możesz zagwarantować, że to jedyna komórka?
- Oczywiście, że nie –  żachnęła się.
- To są bezwzględni ludzie, Hetty. Wiesz na co ich stać – G oparł dłonie na blacie i spojrzał kobiecie prosto w oczy. – Setki niewinnych osób mogą być w niebezpieczeństwie. Nie mamy wyboru, jak to, że muszę wejść – dodał, tym razem po rosyjsku.
- To po rosyjsku, nie po czeczeńsku – Hetty zwróciła mu uwagę na język. – Nie mamy wyboru, jak to, że muszę wejść – szybko przetłumaczyła na właściwy.
- Nie mamy wyboru, jak to, że muszę wejść – posłusznie powtórzył za nią mężczyzna. Hetty kiwnęła głową z aprobatą i gestem zaprosiła agenta do przebieralni.

Callen przebierając się w kraciastą koszulę i przeglądając w lustrze, starał się myśleć tylko o zadaniu, a nie o jego prywatnych sprawach. Praca pozwalała mu zapomnieć o Oldze i uczuciach towarzyszących mu, kiedy pojawiało się jej imię. Choćby tylko w jego myślach, bo reszta zespołu nigdy o nią nie pytała. Nawet Sam, bo chociaż był jego partnerem i na ogół akceptował jego decyzje, tak do niej jakoś nie potrafił się przekonać. No cóż, kilka razy nadepnęła mu na odcisk, nieraz przez przypadek, nieraz z premedytacją. Taka była, zawadiacka, bezczelna i wkurzająca. G westchnął i wrócił do rzeczywistości.
- To jest dla mnie zaszczyt, móc zrobić cokolwiek dla naszej sprawy – półgłosem zaczął ćwiczyć najbardziej przydatne zwroty.
- To BĘDZIE dla mnie zaszczyt – poprawiła go za plecami Hetty. Nawet nie zauważył, kiedy nadeszła.  – Proszę uważać na czasy, panie Callen – założyła mu okulary. Mężczyzna poprawił je i przejrzał się w lustrze. Brakowało tylko czerwonej czapki.
- Słuchawka i kamera są gotowe do pracy – Eric zajrzał do przebieralni i zaraz wrócił do pokoju obok, więc G poszedł za nim. Analityk podał mu słuchawkę, którą agent od razu włożył do ucha.
- Proszę bardzo – Nell przymocowała miniaturową kamerę do jednego z guzików koszuli i z zadowoleniem spojrzała na czysty i wyraźny obraz na ekranie laptopa. Callen podążył za jej wzrokiem, przez kilka chwil przyglądał się jej wizerunkowi, który pokazywała kamerka, w końcu odczepił ją i oddał Erikowi razem z wyjętą z ucha słuchawką.
- Jeśli są na tyle ostrożni, by wyjąć baterie z komórek… - zaczął się tłumaczyć na widok zaskoczenia na twarzach kolegów.
- Fakt, nie możemy zagwarantować, że nie zostaniesz dokładnie przeszukany – zgodziła się z nim Nell.
- Będziecie musieli wymyślić, jak do mnie dotrzeć – obaj analitycy kiwnęli zgodnie głowami. – Macie coś jeszcze o Amurovie? – zapytał.
- Jest nauczycielem w szkole podstawowej – na swoim tablecie Eric pokazał zdobyte informacje. – Żonaty, ma czteroletnią córką, Anyę. Nic nie wskazuje, że posiada umiejętności, które czynią go wojownikiem dżihadu…
- Więc dlaczego jest tutaj? – odezwał się Deeks, który wraz z resztą zespołu przyglądał się przygotowaniom Callen do zadania.
- Zgaduję, że wkrótce się dowiemy… - odpowiedział mu Sam.

Port Lotniczy LAX, Los Angeles

Samolot wylądował o czasie, agenci nie mieli też żadnych problemów, aby dostać się na jego pokład przed wyjściem wszystkich pasażerów. A konkretnie, tego jednego, który interesował ich najbardziej. Przechwycili go tuż przy wyjściu, Kensi i Deeks zadziałali szybko i skutecznie. Marty zatrzymał Amurov’a machając mu przed nosem odznaką, a agentka jedną ręką zabrała upragnioną czapeczkę, a drugą walizkę na kółkach. Obie te rzeczy przekazała Callenowi, który wyszedł z samolotu już jako Anwar Amurov, Amerykanin czeczeńskiego pochodzenia. W terminalu G minął siedzącego na krzesełku Sama, po czym został zaczepiony przez szczupłego, wysokiego Murzyna w okularach. Mężczyzna kazał mu iść za sobą i po chwili obaj znaleźli się na zalanej słońcem ulicy.
- Wkraczamy do gry – Sam przekazał tą informację pozostałym agentom, wstał i ruszył ku wyjściu.

Kilkanaście minut później niebieski Chevrolet, którym podróżowali Callen i jego przewodnik zaparkował pod nieczynnym zakładem. Obaj wysiedli i weszli do budynku, a w cieniu sąsiedniego magazynu zatrzymał się czarny Dodge z Samem za kierownicą. Agent Hanna nie miał zamiaru spuszczać swojego partnera z oczu.
- Jest tam – Murzyn machnął ręką w głąb pomieszczenia, skąd dobiegały przyciszone głosy, jednak G nie był w stanie zobaczyć, kto tam przebywa.
- Witaj Anwar – po czeczeńsku odezwał się mężczyzna, którego śledzili i zidentyfikowali jako Jamal’a Avrulov’a.
- Dobrze tu być – w tym samym języku odpowiedział mu Callen, ściskając wyciągniętą w jego stronę dłoń.
- Od teraz tylko angielski – Jamal szybko przeszedł na właściwy język. – Pamiętaj, jesteś Amerykaninem. Teraz wszyscy jesteśmy Amerykanami – mężczyzna obejrzał się na swoich towarzyszy, nareszcie ich odsłaniając. G również spojrzał w tym kierunku, jego wzrok padł najpierw na drugiego mężczyznę siedzącego na kanapie, a chwilę później na stojącą kawałek dalej kobietę. A to, co zobaczył sprawiło, że najpierw zrobiło mu się zimno, potem gorąco, a na koniec poczuł taką wściekłość, że opanował się z najwyższym trudem. Musiał. Nie mógł spalić akcji, ale zdążył pomyśleć, że jak się to wszystko skończy i oboje przeżyją, to po prostu spierze ją na kwaśne jabłko. Nigdy, przenigdy nie uderzył kobiety, ale widok Olgi w kryjówce czeczeńskich terrorystów sprawił, że miał ogromną ochotę to zrobić. Bo w kącie stała Olga, z chustą na głowie, w długiej, spłowiałej spódnicy i burej bluzce zupełnie do niej nie pasującej. Stała i patrzyła na niego oczami przez moment rozszerzonymi ze strachu. Ułamek sekundy, ale wystarczył mu do zrozumienia, że na pewno się go tutaj nie spodziewała. Spuściła powieki, a kiedy znów na niego spojrzała, jej wzrok był najdoskonalej obojętny. G musiał przyznać z uznaniem, że była naprawdę dobra. – Gloria – przedstawił ją Jamal, nie zauważając żadnego z uczuć, które na te kilka chwil zagościły na ich twarzach. W ogóle nikt nic nie zauważył. – Zajmuje się działaniami i zaopatrzeniem. Jedzenie, zakwaterowanie – kiwnął na nią ręką, więc podeszła bliżej nieśmiało się uśmiechając. Cholernie dobrze grała ograniczoną prawami Koranu Muzułmankę. – Zajmuje się wszystkim, czego potrzebuję – zabrzmiało to dość dwuznacznie i G miał problem, żeby się powstrzymać przed rzuceniem na faceta. Olga natychmiast spoważniała i cofnęła się o krok, jakby wyczuwając, że tak będzie lepiej. I bezpieczniej.  – Chovka. Publicznie Charlie – Jamal prezentował dalej, więc Callen skupił się na drugim mężczyźnie, kiwając mu głową na przywitanie.  – Dba o… - chwila wahania. – Delikatne, czasem nieprzyjemne sprawy. James’a już spotkałeś…
- Masuda – od razu poprawił go Murzyn. – James to niewolnicze imię, nadane mi przez ciemiężców.
- James, to znaczy Masud – Jamal uśmiechnął się lekko. – Była z nami krótko, ale dowiódł, że jest oddany naszej sprawie. Ten dżihad jest naszym priorytetem, Anwar. Ma absolutne pierwszeństwo – po tych słowach z kanapy podniósł się Chovka, zwany Charlie’m i z kabury wyciągnął broń. G, nie do końca pewny, co się dzieje, na wszelki wypadek pokiwał głową twierdząco i głośno przełknął ślinę. – Nie możemy sobie pozwolić na żadne ryzyko – ciągnął dalej Jamal swoją przemowę – w tym momencie Chovka strzelił do Masuda. Zaskoczony Callen cofnął się lekko, a zabójca strzelił ponownie, jakby chciał się upewnić, że martwy już Murzyn na pewno nie żyje. Olga (a raczej Gloria, po pierwszym szoku G starał się o niej myśleć jak o terrorystce, żeby się nie zapomnieć i nie spalić jej przykrywki), więc Gloria odwróciła wzrok, a Callen głośno odetchnął, starając się nie okazywać zaskoczenia. – James, to znaczy Masud, rozkojarzył się – znów odezwał się Jamal, uśmiechając na widok lekko przestraszonej miny ich gościa. – Bardziej skupił się na sobie, niż na naszej sprawie. Ten… błąd w ocenie spowodował trudności, ale przywiózł cię do nas, więc jego zadanie zostało wykonane – G w odpowiedzi zacisnął usta w wąską kreskę. Nie mógł sobie pozwolić na żaden błąd, bo już wiedział, że ma do czynienia z fanatykami. – Wkrótce… twoje też zostanie – dokończył myśl terrorysta.
- Salaam alaikum – zgodnie z oczekiwaniami Jamala odezwał się G.
- Wa-alaikum salaam – przez chwilę obaj mężczyźni mierzyli się wzrokiem, w końcu Jamal pokazał mężczyźnie, gdzie może zostawić swoje rzeczy.

1 komentarz:

  1. O w pisak! G potrafi postawić na swoim i jest świetny w tym, co robi. Ciekawi mnie co Olga tam robi i jakie ma zadanie. I już nie mogę się doczekać ich starcia. To będzie mocne znając Ciebie :) Jestem bardzo ciekawa jak potoczysz dalej akcję.

    OdpowiedzUsuń