Strony

wtorek, 23 kwietnia 2013

Callen, G. - epilog

Przed Wami epilog. A potem jeszcze nie wiem, co będzie. Obiecana Tiva nie chce się napisać, ale myślę, że Chandni nadrobiła ten wątek z nawiązką :D Ale za to kroi mi się coś jeszcze, tylko nie wiem co z tego wyjdzie :D Jak zwykle zresztą :D 
Ale nie przedłużając - miłej lektury :D

Alexandretta

***

Commercial 810

- Kiedy się zorientowałeś? – zapytał G, siedząc na drewnianej platformie, przywiązany do metalowych uchwytów. Jamal stał za jego plecami, więc nie mógł zobaczyć, jaką ma minę, ani co robi.
- Pisałeś swój list prawą ręką – wyjaśnił terrorysta. – Nie pamiętam za wiele o Anwarze, oprócz tego, że… w szkole wszyscy leworęczni byli sadzani w ostatnim rzędzie. – Jamal skończył konfigurować telefon i przyczepił go do wybuchowej kamizelki, którą Callen wciąż miał na sobie.
- Jak wysadzenie magazynu ma być twoim oświadczeniem? – zdziwił się G.
- Przez zabicie heretyków w jego korowodzie – zaczął wyjaśniać Avrulov. – Policyjna eskorta powinna zgłosić jego przybycie. Zaleta niezależnego dżihadu to zdolność szybkiego przystosowania się. Rząd przysyła agenta federalnego, my improwizujemy. Powinniśmy wyrzec się nagrody, improwizujemy znowu – Jamal stanął obok platformy i Callena. – Agent federalny… może być niezłą nagrodą pocieszenia – terrorysta odwrócił się i powoli opuścił ten pseudo garaż. G, widząc to, zaczął szarpać swoje więzy, ale trzymały mocno. W tym momencie do jego uszu doszedł hałas, który po chwili zidentyfikował jako wystrzał i dźwięk upadającego na posadzkę ciała.
- Tutaj – G, przekonany, że to reszta jego zespołu, natychmiast nakierował ich na odpowiednie pomieszczenie. – Sam, kamizelka!
- To ja – zamiast jego partnera, za plecami odezwała się Olga. – Zabrałam mu komórkę – podeszła bliżej, wyciągając z kieszeni spodni swój nóż. G w milczeniu patrzył jak rozcina plastikowe opaski, którymi był skrępowany. Swoją drogą, ciekaw był, kiedy zdążyła się przebrać. – Bomba nie może być aktywowana… - przerwała, słysząc okrzyki i szybkie kroki. Od razu złapała za Sig’a i skierowała jego lufę w stronę drzwi.
- Czysto! – rozpoznała Deeks’a.
- Czysto! – zawtórowała mu Kensi.
Po sekundzie do pomieszczenia wpadła cała trójka z Samem na czele.
- Czysto – odpowiedziała im, opuszczając broń. Zrobili to samo, ale uczucia malujące się na ich twarzach trudno było nazwać przyjaznymi. Zwłaszcza u Sama.
- G? – rzucił, ignorując ją i patrząc z niepokojem na wciąż siedzącego na platformie partnera.
- Ciebie też dobrze widzieć – Callen uśmiechnął się lekko.
- Jak się trzymasz? Wszystko dobrze? – Kensi zatroszczyła się o kolegę, starannie omijając wzrokiem stojącą kawałek dalej Olgę. A ta dobrze wiedziała dlaczego.
- Bywało lepiej – opowiedział G, czując narastające napięcie. On sam nie bardzo wiedział, jak zareagować, ale na pewno musieli sobie z Olgą wiele rzeczy wyjaśnić. Najgorsze, że wcale nie przeszła mu ochota na wlanie jej. Callen wstał, chcąc zejść, ale dziwna konstrukcja zachwiała się, więc zatrzymał się, żeby złapać równowagę.
- STÓJ! – ostry krzyk Sama rozległ się dokładnie w tej samej chwili. Wszyscy znieruchomieli zaskoczeni. – Nie ruszaj się – jego partner zaczął obchodzić platformę kocim krokiem, uważnie się jej przyglądając. – Wygląda na jakąś szalę… Jest okablowana.
- O czym mówimy? – zapytał G spokojnie, chociaż tak naprawdę do spokoju było mu bardzo daleko. Sam westchnął, uklęknął obok i zajrzał pod spód.
- Wyłącznik ciśnieniowy podłączony do materiałów wybuchowych – odpowiedział, równie spokojnie.
- Więc jeśli zejdzie… - Kensi urwała.
- Wyzwoli ładunek – dokończył za nią Deeks.
- Stój nieruchomo – polecił Sam. – Bardzo nieruchomo – dodał z naciskiem. Mężczyzna sięgnął po niewielkie cążki i zaczął wpatrywać się w okablowanie bomby. Wszyscy obecni wstrzymali oddech, z napięciem obserwując, jak agent zastanawia się, który z kabelków przeciąć. Po nieskończenie długiej chwili Sam wybrał jeden (czerwony!) i ciachnął. Nic nie wybuchło. Za to wyraźnie było słychać, jak wszyscy wypuścili powietrze z płuc z głośnym świstem.
- Dobrze? – pierwszy odezwał się G.
- Jasne – Sam wstał i schował cążki. – Wszystko dobrze…
Callen szybko zeskoczył z platformy, po czym od razu pozbył się kamizelki. Chodzenie z materiałami wybuchowymi na plecach to nie był dobry pomysł. Odłożył ją na bok, ostrożnie, po czym rozejrzał się i wolnym krokiem podszedł do stojącej z boku Olgi. Patrzyła jak się zbliżał, a w jej oczach widział tą zwykłą mieszankę bezczelności i kpiny. Ale gdzieś na dnie czaiła się ulga. I niepokój.
- To komórka Jamala? – zapytał, pokazując na aparat, który cały czas trzymała w dłoni.
- Tak – skinęła głową.
- Sam, zajmij się tym – delikatnie wziął od niej telefon i podał swojemu partnerowi. Ten zabrał go, po czym z resztą zespołu zaczął zabezpieczać budynek, czekając na przyjazd policji i techników. Olga patrzyła na to w milczeniu, po czym odwróciła się, najwyraźniej chcąc odejść. – A ty dokąd? – G złapał ją za ramię i zatrzymał.
- Moje zadanie już się kończyło – odpowiedziała.
- I co? – spojrzał na nią z niedowierzaniem. – To wszystko? Zero wyjaśnień? Zero rozmowy?
- Tego nie powiedziałam. Ale ja też muszę zdać raport i zamknąć swoje sprawy…
- O nie! – ścisnął mocniej. – Nie pójdziesz nigdzie, dopóki wszystkiego nie wyjaśnisz!
- Tutaj? – westchnęła.
- Na zewnątrz – zreflektował się Callen. Wyszli i stanęli pod ścianą sąsiedniego budynku, w pewnym oddaleniu od głównych wydarzeń, w cieniu, schowani przed wścibskimi spojrzeniami. – Mów – polecił szorstko, puszczając ją, ale stając tak, że nie mogła w  żaden sposób uciec.
- Dostałam takie zadanie – zaczęła z wahaniem. – Przeniknąć do tej komórki terrorystycznej, dowiedzieć się, co chcą zrobić i powstrzymać ich…Udało mi się. Zostałam… zaopatrzeniowcem. Jamal zaufał mi na tyle, że zdradził swoje plany. A raczej ich część.
- Jak?
- Ktoś mnie polecił…
- Kto?
- To już mało istotne – mruknęła. – Jamal… Był naprawdę oddany swojej sprawie… Chciał, żebym była taka sama…
- Chciał, żebyś w imię jego chorych idei... zabiła się?
- Tak – skinęła głową. – To była moja szansa… Nareszcie mogłam znaleźć się poza zasięgiem jego wzroku. Mimo zaufania, pilnował mnie i tego, co robię, co mówię… Więc wzięłam ten cholerny rewolwer i pojechałam na autostradę 101. Zamiast siebie, wysadziłam samochód. Policja zarządziła objazd, a ja wróciłam tutaj… Musiałam go zabić…
- Taki miałaś plan od początku? – G patrzył na nią z niedowierzaniem.
- Mniej więcej. Twoje pojawienie się lekko go zmieniło – też na niego spojrzała. – Skąd się tu wziąłeś?
- Przypadek… - streścił jej wyniki dochodzenia. W jej wzroku pojawiło się osłupienie.
- Wszedłeś do gry na podstawie tak szczątkowych informacji?? Zwariowałeś??
- Ja?? – wkurzył się. – A ty co robisz?? Nie jesteś lepsza ode mnie! Dla kogo teraz pracujesz?
- Guzik cię to obchodzi! – też się wkurzyła. – To nie jest istotne!
- Nie jest?? Jak najbardziej jest! Bardzo chciałbym się dowiedzieć, która agencja rządowa ma taki dar przekonywania! Że przekonała cię, żebyś mnie zostawiła i zadała się z jakimś pieprzonym terrorystą!
- Więc o to chodzi? – popatrzyła na niego z żalem. - Jeśli koniecznie chcesz wiedzieć, to była tylko i wyłącznie moja decyzja. Musiałam odejść, nie rozumiesz tego??
- Musiałaś?? – jeśli chciała go zaskoczyć, to się jej udało. – Jak to, musiałaś??
- A jak to sobie wyobrażasz? Co ci miałam powiedzieć?? Kochanie, mam tajne zadanie, wyjeżdżam i nie wiem, kiedy wrócę?? Ba, może nawet nie wrócę, bo jak mi nie wyjdzie, to mnie zabiją?? Upadłeś na głowę??
- Na pewno byłoby to lepsze niż ta twoja żałosna wymówka. Nie potrafię z nikim być… - przedrzeźnił ją.
- To NIE jest żałosna wymówka! – krzyknęła. – To prawda! Nie potrafię! Nie umiem! Już nie umiem!
- Przestań pieprzyć! A do tej pory, co to było?? Zabawa?? Jakaś gra??
- Myślałam, że się uda… - ucichła.
- Gówno prawda! – wrzasnął. - Wcale nie myślałaś! A już na pewno nie o mnie! – G był naprawdę wściekły. Olga nic nie odpowiedziała, spuściła wzrok, więc popatrzył na nią uważnie, a potem złapał pod brodę i zmusił, żeby na niego spojrzała. – Robisz to specjalnie, prawda? – zapytał cicho. – Chcesz, żebym cię znienawidził, żebym nie mógł na ciebie patrzeć. Żebym przestał cię… kochać… Dlaczego??
- Bo… - zawahała się. – Bo cię kocham i nie chcę, żebyś cierpiał, kiedy…
- Kiedy, co? – spytał, bo zamilkła.
- Kiedy zginę…
- Mam ochotę ci wlać – odezwał się po chwili. Widział w jej oczach niepewność i zdał sobie sprawę, że zrobiła dokładnie to, co on sam by zrobił na jej miejscu. – Stłuc na kwaśne jabłko i sam nie wiem, co jeszcze… - puścił jej brodę, po czym przygarnął do siebie i przytulił. – Nie pojmuję czasami twojego postępowania… I twojej logiki… Myślę, że kilka klapsów wyprostowałoby twój sposób myślenia…
- Spróbuj szczęścia… - wtuliła się w niego. – Nie dasz mi rady…
- Nie? – odchylił się lekko i popatrzył na nią. Uśmiechała się zadziornie, jak to ona.
- Nie – splotła dłonie na jego karku.
- Taka jesteś pewna? – oparł swoje czoło o jej i popatrzył w oczy.
- Nie – zaśmiała się cicho. – Ale zawsze możemy spróbować… zapasów na macie...
- Kusisz, kobieto… - jego dłonie z pleców przemieściły się na pośladki.
- Tak? – zdziwiła się obłudnie. – I jak mi idzie?
- Znakomicie… Nie czujesz? – przycisnął swoje biodra do jej.
- To największy… komplement, jaki ostatnio usłyszałam… I poczułam… - teraz on się roześmiał.
- Stęskniłem się za tobą – wyszeptał.
- Ja za tobą też… - odszepnęła. To nie były słowa, którymi chcieli dzielić się z kimkolwiek.
- Co dalej?
- Nie wiem… Wytrzymasz?
- Nie wiem… - przyznał uczciwie. - Ale mogę spróbować.
Patrzyli na siebie jeszcze chwilę, a potem Callen zaczął ją całować. Mocno, namiętnie, dając upust swojej tęsknocie z ostatnich trzech miesięcy. Nie pozostała mu dłużna. Żadne z nich nie wiedziało, co dalej, oboje zdawali sobie sprawę, że lekko nie będzie. Ale właśnie teraz zrozumieli, że mają siebie, a to było w tym wszystkim najważniejsze. W końcu, po co walczyć i się starać, jak nie ma dla kogo?


czwartek, 18 kwietnia 2013

Callen, G. - part five.


Będzie jeszcze epilog. Mam nadzieję, że moje zakończenie tej historii spodoba Wam się na równi z serialowym. Miłego czytania.

Alexandretta

***

Zakład recyklingowy, Commercial 810

            G, zostawiony chwilowo w spokoju, zasiadł z kartką i długopisem przy stole i usiłował chociaż udawać, że coś pisze. Nie było to łatwe, bowiem jego myśli krążyły wokół wypełnionej materiałami wybuchowymi furgonetki. Swoje, a raczej Anwara, przeznaczenie już znał, ale nadal nie wiedział kto, albo co, będzie celem tego samobójczego zamachu. A w końcu po to tutaj przyszedł. No i cały czas wracał do Olgi, której planów również nie znał. Ledwie pomyślał jej imię, kiedy pojawił się Jamal i wywołał ją z głębi pomieszczenia.
- Wiem, że czasami mogłaś czuć – mówił właśnie do kobiety. – Że twoja praca jest podrzędna i nieistotna, ale nadszedł czas, byś wykonała dla nas… - chwila wahania. – Specjalne zadanie…
Słysząc te słowa G aż zesztywniał. Specjalne zadania Jamala mogły oznaczać tylko jedno. Śmierć. Olga chyba też zdawała sobie z tego sprawę, bo lekko zbladła, ale ze spokojem spojrzała terroryście prosto w oczy.
- Wszystko, Jamal – w jej głosie zabrzmiało całkowite oddanie. Zadowolony Avrulov wręczył jej niewielki rewolwer, który wzięła bez wahania i ukryła pod bluzką. Po chwili wyszła, ani razu nie obejrzawszy się za siebie. Callen odprowadził ją wzrokiem, nerwowo przełykając ślinę. Nadal wierzył, że wie więcej niż on i, przede wszystkim, że wie co robi. Że to wszystko to nie jest jedna, wielka improwizacja. Nie lubiła improwizacji i w tym pokładał nadzieję, że ma plan. Przez wielkie P. – Anwar. Chodź ze mną – głos Jamala oderwał go od tych rozmyślań. Wstał więc i ruszył w jego stronę, przy okazji omiatając kamerą pomieszczenie, gdzie na niskim stoliku leżały jakieś papiery, mapy i gazeta.

OPS

- Jakaś mapa – Hetty, która już wróciła z tajemniczej konferencji, z napięciem wpatrywała się w pokazywane przez G przedmioty.
- Zrobię, co w mojej mocy – Eric natychmiast zabrał się do pracy, usiłując dopasować mapę do terenu.
- Dlaczego Callen to pokazuje? – zastanowiła się Kensi, wpatrując się w gazetę.
- Zatrzymam klatkę – Nell stuknęła palcem w odpowiedni przycisk. – Daily Bobcat – przeczytała nagłówek.  - Gazeta studencka Uniwersytety Braddock…
- To musi być mapa kampusu – wywnioskowała Hetty. – Celem jest pisarz, Ephraim Nabeel.
- Podczas przesłuchania Amurov pomstował na pisarzy atakujących islam – przypomniała sobie Kensi. To ona usiłowała wydobyć z zatrzymanego Czeczeńca przydatne informacje.
- Zabicie jego i setek ludzi byłoby wielkim zamachem Al-Kaidy – stwierdził ponuro Deeks.

Commercial 810

            G w milczeniu patrzył jak Jamal dokłada i łączy kolejne ładunki na szarej kamizelce. Wyglądała identycznie jak te, które miał już okazję widzieć w swoim życiu. Ale zazwyczaj na martwych już zamachowcach. Teraz miał taką włożyć na siebie, a to zmieniało postać rzeczy.
- Już czas – po chwili odezwał się Jamal i podszedł do G. Ten bez protestów pozwolił włożyć na siebie wybuchowe ubranko. – Chovka będzie prowadził – zaczął mu wyjaśniać terrorysta. – Ty… będziesz z tyłu…

OPS

- Kamizelka zasłoniła kamerę – Eric z napięciem wpatrywał się w ekran.
- Panie Hanna, jeden z dżihadystów właśnie założył kamizelkę z materiałami wybuchowymi na pana Callena – Hetty lekko przycisnęła słuchawkę w uchu, przekazując informację partnerowi jej najlepszego agenta.
- Kiedy kamizelka się zdetonuje nastąpi zapłon azotanu – odpowiedział jej Sam, nerwowo poprawiając się na siedzeniu auta. – Musimy wyciągnąć stamtąd Callena.
- Jasne – Deeks od razu ruszył do wyjścia, Kensi pobiegła za nim. W OPS została tylko Hetty oraz Eric i Nell, teraz pozbawieni już nie tylko głosu, ale nawet obrazu z kryjówki terrorystów. Nastroju nie poprawiała im świadomość, że zapewne gdzieś tam jest Olga.

Commercial 810

            Sam, siedząc w aucie, czekał na ruch terrorystów. Miał nadzieję, że Kensi i Deeks zdążą dojechać na czas, zanim furgonetka z Callenem wyjedzie. Albo zanim oddali się na tyle, że zatrzymanie jej będzie bardzo trudne. Jeśli nie niemożliwe. Agent w końcu się doczekał. Granatowy furgon powoli wyjechał z czeluści garażu i skręcił w najbliższą ulicę.
- Furgonetka jest w ruchu. Kieruje się na wschód – Sam przekazał informację pozostałej dwójce agentów, jednocześnie odpalając silnik Dodge’a i ruszając za samochodem.
- Przejęłam – usłyszał w słuchawce głos Kensi i odetchnął z ulgą. Zdążyli. – Zbliżają się do Santa Fe – po chwili dodała agentka.
- Zgarniemy ich na skrzyżowaniu. Zakleszczymy ich – Sam miał już plan jak zatrzymać ten wóz. – Biorę przód.
- Jasne – odpowiedziała mu Kens i skręciła z piskiem opon.
Sam bez problemów dogonił furgonetkę, z rykiem silnika wyprzedził ją i gwałtownie skręcając kierownicą zajechał drogę, zmuszając kierowcę do zatrzymania się. Kensi zablokowała tył, uniemożliwiając furgonowi wycofanie. Ze stojącego auta wyskoczył jeden z terrorystów, zidentyfikowany jako Chovka Zelimov i ostrzeliwując się, usiłował uciec. Sam schował się za swoim wozem i odpowiedział ogniem.
- Agenci federalni! – rozległ się z tyłu okrzyk Kensi. Chovka obejrzał się, na moment się odsłaniając, co agentka zaraz wykorzystała, strzelając i bezbłędnie trafiając przestępcę w klatkę piersiową. Mężczyzna z jękiem zwalił się na ziemię i znieruchomiał. Sam wyszedł zza Dodge’a, pochylił się nad nieboszczykiem i złapawszy jego broń, odrzucił ją na bok. Na tym etapie nie mogli sobie pozwolić na żaden błąd. Kensi, ubezpieczana przez Deeks’a, otworzyła tylne drzwi furgonetki, Sam natychmiast zajrzał do środka i wydał z siebie cichy jęk zawodu.
- Callena nie ma w furgonetce – zgłosił do OPS. – Bomby także…
Agenci spojrzeli na siebie bezradnie. Terroryści okazali się nie tacy głupi, jak sądzili. Wykiwali ich.
- Czekajcie, dostałam raport o wybuchu na autostradzie 101 – nagle odezwała się Nell. – Kobieta wysiadła z samochodu, odeszła kawałek, po czym jednym strzałem zdetonowała ładunek w bagażniku. Policja podejrzewa, że zapalnik był połączony z bakiem, który wybuchając, rozpoczął reakcję łańcuchową…
- Mam zdjęcia z jednej z kamer przy wjeździe – dodał Eric. – Za kierownicą auta, który wybuchł siedziała Olga Lenkov…
- Co ona wyprawia? – warknął Sam. – Przeszła na ich stronę?
- Myślę, że to część planu Jamala – usłyszeli Hetty. – Tylko Olga lekko go zmodyfikowała…
- Wysadzając samochód?? – Sam jakoś nie mógł w to uwierzyć. Do tej pory nie wiedział, dlaczego Hetty, mimo wszystko, jej ufała. Jego zdaniem, Olga za bardzo na to nie zasługiwała.
- Lepiej samochód, niż siebie – odpowiedziała mu cierpko jego szefowa. – A tego zapewne chciał Jamal, wręczając jej ten rewolwer. Panie Beale, co się stało po eksplozji?
- Zamknęli autostradę – odparł zapytany. – Wysadziła wóz niedaleko zjazdu do Santa Fe. Tam, gdzie kierują cały zjazd ze 101. A to jest objazd – Eric wysłał mapkę na komórki kolegów. Kensi, Deeks i Sam pochylili głowy nad aparatem tej pierwszej, uważnie przypatrując się mapie.
- I nasz magazyn – dodała Nell, zaznaczając budynek. - Każdy z autostrady musi przejechać obok niego…
- Łącznie z panem Nabeelem – pałeczkę przejęła Hetty, której mózg pracował na najwyższych obrotach, analizując setki scenariuszy z jakimi miała już do czynienia w pracy z terrorystami. – Natychmiast zawiadomcie policję. Pan Callen i bomba nigdy nie opuścili budynku…


sobota, 13 kwietnia 2013

Callen, G. - part four

Przed Wami kolejny odcinek z punktu widzenia Callena i jego zespołu :D Teraz będzie już więcej Olgi i mam nadzieję, że się spodoba. Zapraszam do lektury i do komentowania :D

Alexandretta

***

- Allahu Akbar – monotonnie powtarzana modlitwa pozwoliła G wyciszyć rozszalałe emocje. Nie był religijny, nie wyznawał żadnej wiary, ale to „kiwanie się na dywaniku” miało w sobie jakąś terapeutyczną moc. Po chwili on i Jamal skończyli, więc zabrał z podłogi okulary i zegarek i wstał.
- Cieszę się, że tu jesteś, Anwar – odezwał się terrorysta, uśmiechając się łagodnie. – Kiedy zaczniemy nasz dżihad, świat go odnotuje.
- Kiedy? – zapytał G, zakładając zegarek na nadgarstek.
- Niedługo – odpowiedział mu Jamal. – Kiedy dowiesz się, kto jest celem, będziesz zadowolony.
- Ponieważ cały świat się dowie? – Callen dalej próbował zdobyć więcej informacji. – Jak z Word Trade Center?
- Zadajesz wiele pytań, Anwar – zwrócił mu uwagę facet.
- Przebyłem spory dystans, żeby być częścią tego…
- Anna będzie dumna z ojca.
- Anya – poprawił go G z naciskiem.
- Anya. Oczywiście. Miałeś długą podróż – zmienił temat Jamal. – Musisz być głodny. Kuchnia jest tam – pokazał kierunek. G ruszył w tamtą stronę, ale zatrzymał go dźwięk dzwonka przy drzwiach. Obaj, jak na komendę, odwrócili się ze zdziwieniem. Chovka, z dłonią na pistolecie, poszedł otworzyć. Jamal stanął z boku i też wyciągnął broń. Ignorowanie przybysza mogło wzbudzić niepotrzebne podejrzenia i zwrócić na nich uwagę.
- Witam. Twoja pizza – na progu stał Deeks w uniformie jakiejś pizzerii i z szerokim uśmiechem wyciągał przed siebie płaskie pudełko.
- Nie zamawiałem – odpowiedział Chovka.
- Nie? To Commercial 810? – upewnił się „dostawca”.
- Tak – padło potwierdzenie.
- Więc ktoś inny ją zamówił – wzruszył ramionami Deeks. – Osiemnaście pięćdziesiąt – znów wyciągnął pudełko.
- Masz zły adres – warknął Chovka, usiłując zamknąć drzwi.
- Hej, hej – „dostawca” mu nie pozwolił. – Posłuchaj, wiem, że to gówniana praca, ale jest jedyną, jaką mam. Jeśli wrócę bez pieniędzy i z zimną pizzą, wyleją mnie. Masz pojęcie, jak teraz trudno znaleźć pracę?? – pytanie zabrzmiało bardzo dramatycznie.
- To nie mój problem – na Chovce ten dramatyzm nie zrobił wrażenia.
- Mój także nie – natychmiast zripostował Deeks. – Więc dzwonię do szefa, on zadzwoni po gliny i oni to wyjaśnią, bo ja nie zamierzam… - „dostawca” wyciągnął z kieszeni komórkę i zaczął wybierać numer.
- Dobra, dobra… - Chovka się poddał, wręczył banknoty mężczyźnie i zabrał pudełko, z hukiem zatrzaskując drzwi. Triumfalny uśmiech „dostawcy” uszedł jego uwadze. Z pizzą w ręce skierował się do kuchni, mijając po drodze Jamal’a, który z westchnieniem ulgi schował pistolet do kabury pod marynarką. Chovka zajrzał do pudełka, pizza wyglądała najzupełniej zwyczajnie, ale ponieważ żadne z nich nie uznawało takiego jedzenia, stanął z nią nad kubłem ze śmieciami.
- Zamierzasz ją wyrzucić? – odezwał się G z niedowierzaniem.
- Tak – padła krótka odpowiedź.
- Wiesz, jak marzyłem o amerykańskiej pizzy od wyjazdu? – Callen podszedł do mężczyzny.
- Jest cała twoja – po krótkiej chwili wahania Chovka podał mu pudełko i odszedł.
- Dzięki – rzucił agent do oddalających się pleców terrorysty. Stał przez chwilę bez ruchu, patrząc na pudełko, a kiedy podniósł wzrok dostrzegł Olgę, która wpatrywała się w niego spod opuszczonych powiek. Znał ten wzrok. Nie wróżył niczego dobrego. Sam Jamal stał obok niej i przeglądał jakieś papiery. – Proszę… Dołącz do mnie – zaproponował bez wahania kobiecie. Ta rzuciła krótkie spojrzenie na swojego towarzysza, a kiedy ten wzruszył ramionami i mruknął coś pod nosem, podeszła do stolika i usiadła na jednym z krzeseł. G zaraz zajął miejsce naprzeciwko niej i podsunął jej pizzę, żeby się poczęstowała. – Co ty tu robisz? – wysyczał, kiedy Jamal oddalił się i zostali sami.
- Pracuję – mruknęła. – Co TY tu robisz?
- Pracuję – odpowiedział jej w ten sam sposób. – To dlatego… odeszłaś?
- Dlatego – potwierdziła.
- Dlaczego nie powiedziałaś? – spojrzała na niego dziwnie i się nie odezwała. – Dlaczego kłamałaś?
- Bo tak jest łatwiej – burknęła, najwyraźniej zła.
- Znowu? – zdziwił się.
- A myślałeś, że co?
- A ty w ogóle myślałaś? – nie wytrzymał. Zachowywała się, jakby nic się nie stało. – O kimś innym niż ty sama??
- Uspokój się – przyjęła jego wyrzuty zadziwiająco spokojnie. – Zrobiłam, co musiałam.
- To ma być wytłumaczenie??
- Ja się nie tłumaczę – pochyliła się  jego stronę, a w jej oczach dostrzegł lód. – I nie proszę o pozwolenie. Nigdy tego nie robiłam i robić nie będę. Może ci się to nie podobać, ale nie masz prawa robić mi wyrzutów. Ani osądzać. Nie wiesz wszystkiego…
- Jak zwykle – rzucił kąśliwie. Ponieważ nie zareagowała na zaczepkę, co było dziwne, spróbował inaczej. – Powiedz mi… - poprosił. Zrobiła minę, jakby chciała postukać się palcem w czoło, ale nie zdążyła nic odpowiedź, bo zjawił się Jamal i ją zawołał. Wstała błyskawicznie i podeszła do niego. G przez chwilę ich obserwował, bez trudu dostrzegł, że mężczyzna jest zły, a ona coś mu cicho tłumaczy ze spuszczonym wzrokiem. Musiało wiele ją kosztować takie poddańcze zachowanie, całkowite sprzeczne z jej naturą. Nawet nie chciał się domyślać, w jaki sposób do nich trafiła i co musiała robić. Sama myśl o tym sprawiała, że szczęki mu się zaciskały, a oczy ciemniały z gniewu. I miał wtedy ochotę obmyślić plan wyjątkowo okrutnej zemsty. Jednak zamiast tego powrócił do teraźniejszości i sprzątając pudełko, znalazł w nim osprzęt techniczny. Kamerę natychmiast podpiął do guzika na koszuli. To samo chciał zrobić ze słuchawką, ale zbliżający się do niego Jamal całkiem mu to uniemożliwił.
- Anwar – odezwał się terrorysta, podchodząc bliżej i robiąc gniewną minę. – To niewłaściwe dla kobiety być tak blisko mężczyzny, z którym nie jest zaręczona…
- Masz rację. Rozumiem – G skinął głową i wyrzucił pudełko do śmieci.
- Chodź za mną, Anwar. Chcę ci coś pokazać – Jamal odwrócił się i ruszył ku tyłowi budynku. G poszedł za nim, omiatając kamerą pozostałych terrorystów.

OPS

- Kamera gotowa – Eric, co prawda, stwierdził oczywistość, bo zarówno Nell, jak i Hetty, same zobaczyły obraz na ekranie, ale nikt nie miał mu tego za złe. – Chyba nie ma słuchawki…
Cała trójka obserwowała ekran z napięciem, ale oprócz Jamal’a nikogo więcej nie byli w stanie zobaczyć. Dopiero odejście terrorysty i obrót Callena sprawił, że zyskali obraz pozostałych graczy.
- Zatrzymaj to, panie Beale – poleciła Hetty, kiedy oko kamery omiotło pomieszczenie.
- Zaczynam rozpoznawanie twarzy – Eric postukał w klawiaturę i program ruszył.

Zakład recyklingowy, Commercial 810

Jamal poprowadził Callena w głąb budynku, otworzył dwuskrzydłowe, metalowe drzwi i zademonstrował kolejne pomieszczenie. Wyglądało jak garaż i stała tam ciemnogranatowa furgonetka, pełna szukanego przez nich nawozu, materiałów wybuchowych i jakiś plastikowych kanistrów. G, ledwo zauważalnie, przełknął ślinę i podszedł bliżej.
- Szkoda, że to nie ja – odezwał się Jamal, bacznie obserwując twarz Callena. – Ale ktoś musi to koordynować. Jesteś szczęściarzem…
- Jestem – automatycznie potwierdził agent, nadal przyglądając się zawartości furgonu.
- Wkrótce świat pozna twoją twarz – ciągnął terrorysta. – Będziesz bohaterem dla tych, którzy walczą o sprawę – Jamal uścisnął G i ucałował w oba policzki. – Będziesz kochany – odsunął się i podał mężczyźnie notatnik i długopis. Callen przyjął go z nieprzeniknionym wyrazem twarzy, ale już drugi raz zrobiło mu się, na przemian, zimno i gorąco. Teraz całkiem zrozumiał misję Anwara Amurova.

OPS – w tym samym czasie

- Po co długopis i kartka? – zdziwiła się Nell, obserwując ta scenę.
- List męczennika z wyjaśnieniem dla rodziny – odpowiedziała jej Hetty, mając wyraz twarzy równie nieprzenikniony co G, ale tego nie mogli wiedzieć. – Anwar przybył tu, by zostać zamachowcem samobójcą – dodała. Nell i Eric, ogłuszeni, spojrzeli na siebie. – Pan Callen jest wybrańcem – Hetty odwróciła się od ekranu i zapatrzyła w ścianę naprzeciwko.
- Są wyniki wyszukiwania – odezwała się po chwili Nell, kiedy monitor zamigotał na zielono. – Chovka Zelimov z Groznego – wrzuciła pierwsze zdjęcie na duży ekran – Ma ciężką rękę. Kobieta to… - analityczka wpatrywała się w wynik z niedowierzaniem.
- To? – Hetty zareagowała na przedłużającą się ciszę.
- Według akt, Gloria Segarra. Ale…
- Ale? – zniecierpliwiona Hetty podeszła do komputera kobiety. – Olga Lenkov – odpowiedziała sobie sama, wpatrując się w zdjęcie jej byłej podopiecznej. – To zmienia postać rzeczy. Muszę zadzwonić… - z tym słowami opuściła Centrum Operacyjne żwawym krokiem.

poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Callen, G. - part three.


Gabinet Hetty

- To niebezpieczna gra, panie Callen – agentka Lange patrzyła na swojego podwładnego surowo.
- Nie jest tak zawsze, Hetty? – zripostował G. – Oni się nie spotkali.
- To tylko przypuszczenie…
- Poparte informacjami – zaprzeczył mężczyzna. – Spodziewają się faceta w czerwonej czapce, mierzącego niecałe sto osiemdziesiąt centymetrów, krótkowłosego, mówiącego po rosyjsku i takiego dostaną – argumentował agent.
- To się nazywa oceną ryzyka – Hetty, jak zwykle, miała gotową odpowiedź. – Gdy są większe szanse na śmierć agenta, zanim dostarczy informacje…
- Oddział wkroczy tak, czy siak – przerwał jej G, wzruszając ramionami. – Doceniam twój instynkt ochronny, Hetty, ale…
- Ja panu nie matkuję – teraz Hetty przerwała jemu. – Pan Amurov jest Czeczeńcem.
- Znam większość czeczeńskich dialektów…
- Powinniśmy wkroczyć i zlikwidować tę komórkę – jego szefowa nadal nie była przekonana, co do słuszności podejmowanego ryzyka.
- Co ze spiskowcami, o których wspomniałaś? – Callen podszedł bliżej biurka. – Możesz zagwarantować, że to jedyna komórka?
- Oczywiście, że nie –  żachnęła się.
- To są bezwzględni ludzie, Hetty. Wiesz na co ich stać – G oparł dłonie na blacie i spojrzał kobiecie prosto w oczy. – Setki niewinnych osób mogą być w niebezpieczeństwie. Nie mamy wyboru, jak to, że muszę wejść – dodał, tym razem po rosyjsku.
- To po rosyjsku, nie po czeczeńsku – Hetty zwróciła mu uwagę na język. – Nie mamy wyboru, jak to, że muszę wejść – szybko przetłumaczyła na właściwy.
- Nie mamy wyboru, jak to, że muszę wejść – posłusznie powtórzył za nią mężczyzna. Hetty kiwnęła głową z aprobatą i gestem zaprosiła agenta do przebieralni.

Callen przebierając się w kraciastą koszulę i przeglądając w lustrze, starał się myśleć tylko o zadaniu, a nie o jego prywatnych sprawach. Praca pozwalała mu zapomnieć o Oldze i uczuciach towarzyszących mu, kiedy pojawiało się jej imię. Choćby tylko w jego myślach, bo reszta zespołu nigdy o nią nie pytała. Nawet Sam, bo chociaż był jego partnerem i na ogół akceptował jego decyzje, tak do niej jakoś nie potrafił się przekonać. No cóż, kilka razy nadepnęła mu na odcisk, nieraz przez przypadek, nieraz z premedytacją. Taka była, zawadiacka, bezczelna i wkurzająca. G westchnął i wrócił do rzeczywistości.
- To jest dla mnie zaszczyt, móc zrobić cokolwiek dla naszej sprawy – półgłosem zaczął ćwiczyć najbardziej przydatne zwroty.
- To BĘDZIE dla mnie zaszczyt – poprawiła go za plecami Hetty. Nawet nie zauważył, kiedy nadeszła.  – Proszę uważać na czasy, panie Callen – założyła mu okulary. Mężczyzna poprawił je i przejrzał się w lustrze. Brakowało tylko czerwonej czapki.
- Słuchawka i kamera są gotowe do pracy – Eric zajrzał do przebieralni i zaraz wrócił do pokoju obok, więc G poszedł za nim. Analityk podał mu słuchawkę, którą agent od razu włożył do ucha.
- Proszę bardzo – Nell przymocowała miniaturową kamerę do jednego z guzików koszuli i z zadowoleniem spojrzała na czysty i wyraźny obraz na ekranie laptopa. Callen podążył za jej wzrokiem, przez kilka chwil przyglądał się jej wizerunkowi, który pokazywała kamerka, w końcu odczepił ją i oddał Erikowi razem z wyjętą z ucha słuchawką.
- Jeśli są na tyle ostrożni, by wyjąć baterie z komórek… - zaczął się tłumaczyć na widok zaskoczenia na twarzach kolegów.
- Fakt, nie możemy zagwarantować, że nie zostaniesz dokładnie przeszukany – zgodziła się z nim Nell.
- Będziecie musieli wymyślić, jak do mnie dotrzeć – obaj analitycy kiwnęli zgodnie głowami. – Macie coś jeszcze o Amurovie? – zapytał.
- Jest nauczycielem w szkole podstawowej – na swoim tablecie Eric pokazał zdobyte informacje. – Żonaty, ma czteroletnią córką, Anyę. Nic nie wskazuje, że posiada umiejętności, które czynią go wojownikiem dżihadu…
- Więc dlaczego jest tutaj? – odezwał się Deeks, który wraz z resztą zespołu przyglądał się przygotowaniom Callen do zadania.
- Zgaduję, że wkrótce się dowiemy… - odpowiedział mu Sam.

Port Lotniczy LAX, Los Angeles

Samolot wylądował o czasie, agenci nie mieli też żadnych problemów, aby dostać się na jego pokład przed wyjściem wszystkich pasażerów. A konkretnie, tego jednego, który interesował ich najbardziej. Przechwycili go tuż przy wyjściu, Kensi i Deeks zadziałali szybko i skutecznie. Marty zatrzymał Amurov’a machając mu przed nosem odznaką, a agentka jedną ręką zabrała upragnioną czapeczkę, a drugą walizkę na kółkach. Obie te rzeczy przekazała Callenowi, który wyszedł z samolotu już jako Anwar Amurov, Amerykanin czeczeńskiego pochodzenia. W terminalu G minął siedzącego na krzesełku Sama, po czym został zaczepiony przez szczupłego, wysokiego Murzyna w okularach. Mężczyzna kazał mu iść za sobą i po chwili obaj znaleźli się na zalanej słońcem ulicy.
- Wkraczamy do gry – Sam przekazał tą informację pozostałym agentom, wstał i ruszył ku wyjściu.

Kilkanaście minut później niebieski Chevrolet, którym podróżowali Callen i jego przewodnik zaparkował pod nieczynnym zakładem. Obaj wysiedli i weszli do budynku, a w cieniu sąsiedniego magazynu zatrzymał się czarny Dodge z Samem za kierownicą. Agent Hanna nie miał zamiaru spuszczać swojego partnera z oczu.
- Jest tam – Murzyn machnął ręką w głąb pomieszczenia, skąd dobiegały przyciszone głosy, jednak G nie był w stanie zobaczyć, kto tam przebywa.
- Witaj Anwar – po czeczeńsku odezwał się mężczyzna, którego śledzili i zidentyfikowali jako Jamal’a Avrulov’a.
- Dobrze tu być – w tym samym języku odpowiedział mu Callen, ściskając wyciągniętą w jego stronę dłoń.
- Od teraz tylko angielski – Jamal szybko przeszedł na właściwy język. – Pamiętaj, jesteś Amerykaninem. Teraz wszyscy jesteśmy Amerykanami – mężczyzna obejrzał się na swoich towarzyszy, nareszcie ich odsłaniając. G również spojrzał w tym kierunku, jego wzrok padł najpierw na drugiego mężczyznę siedzącego na kanapie, a chwilę później na stojącą kawałek dalej kobietę. A to, co zobaczył sprawiło, że najpierw zrobiło mu się zimno, potem gorąco, a na koniec poczuł taką wściekłość, że opanował się z najwyższym trudem. Musiał. Nie mógł spalić akcji, ale zdążył pomyśleć, że jak się to wszystko skończy i oboje przeżyją, to po prostu spierze ją na kwaśne jabłko. Nigdy, przenigdy nie uderzył kobiety, ale widok Olgi w kryjówce czeczeńskich terrorystów sprawił, że miał ogromną ochotę to zrobić. Bo w kącie stała Olga, z chustą na głowie, w długiej, spłowiałej spódnicy i burej bluzce zupełnie do niej nie pasującej. Stała i patrzyła na niego oczami przez moment rozszerzonymi ze strachu. Ułamek sekundy, ale wystarczył mu do zrozumienia, że na pewno się go tutaj nie spodziewała. Spuściła powieki, a kiedy znów na niego spojrzała, jej wzrok był najdoskonalej obojętny. G musiał przyznać z uznaniem, że była naprawdę dobra. – Gloria – przedstawił ją Jamal, nie zauważając żadnego z uczuć, które na te kilka chwil zagościły na ich twarzach. W ogóle nikt nic nie zauważył. – Zajmuje się działaniami i zaopatrzeniem. Jedzenie, zakwaterowanie – kiwnął na nią ręką, więc podeszła bliżej nieśmiało się uśmiechając. Cholernie dobrze grała ograniczoną prawami Koranu Muzułmankę. – Zajmuje się wszystkim, czego potrzebuję – zabrzmiało to dość dwuznacznie i G miał problem, żeby się powstrzymać przed rzuceniem na faceta. Olga natychmiast spoważniała i cofnęła się o krok, jakby wyczuwając, że tak będzie lepiej. I bezpieczniej.  – Chovka. Publicznie Charlie – Jamal prezentował dalej, więc Callen skupił się na drugim mężczyźnie, kiwając mu głową na przywitanie.  – Dba o… - chwila wahania. – Delikatne, czasem nieprzyjemne sprawy. James’a już spotkałeś…
- Masuda – od razu poprawił go Murzyn. – James to niewolnicze imię, nadane mi przez ciemiężców.
- James, to znaczy Masud – Jamal uśmiechnął się lekko. – Była z nami krótko, ale dowiódł, że jest oddany naszej sprawie. Ten dżihad jest naszym priorytetem, Anwar. Ma absolutne pierwszeństwo – po tych słowach z kanapy podniósł się Chovka, zwany Charlie’m i z kabury wyciągnął broń. G, nie do końca pewny, co się dzieje, na wszelki wypadek pokiwał głową twierdząco i głośno przełknął ślinę. – Nie możemy sobie pozwolić na żadne ryzyko – ciągnął dalej Jamal swoją przemowę – w tym momencie Chovka strzelił do Masuda. Zaskoczony Callen cofnął się lekko, a zabójca strzelił ponownie, jakby chciał się upewnić, że martwy już Murzyn na pewno nie żyje. Olga (a raczej Gloria, po pierwszym szoku G starał się o niej myśleć jak o terrorystce, żeby się nie zapomnieć i nie spalić jej przykrywki), więc Gloria odwróciła wzrok, a Callen głośno odetchnął, starając się nie okazywać zaskoczenia. – James, to znaczy Masud, rozkojarzył się – znów odezwał się Jamal, uśmiechając na widok lekko przestraszonej miny ich gościa. – Bardziej skupił się na sobie, niż na naszej sprawie. Ten… błąd w ocenie spowodował trudności, ale przywiózł cię do nas, więc jego zadanie zostało wykonane – G w odpowiedzi zacisnął usta w wąską kreskę. Nie mógł sobie pozwolić na żaden błąd, bo już wiedział, że ma do czynienia z fanatykami. – Wkrótce… twoje też zostanie – dokończył myśl terrorysta.
- Salaam alaikum – zgodnie z oczekiwaniami Jamala odezwał się G.
- Wa-alaikum salaam – przez chwilę obaj mężczyźni mierzyli się wzrokiem, w końcu Jamal pokazał mężczyźnie, gdzie może zostawić swoje rzeczy.

czwartek, 4 kwietnia 2013

Callen, G. - part two.



Parking niedaleko restauracji Mr Fancy Pants Chicken

Ogrodzony siatkowym płotem parking wyglądał najdoskonalej zwyczajnie. Samochód, z G i Samem za kierownicą, zatrzymał się tuż przy bramie.
- Tam – Callen pokazała palcem szukany przez nich wóz.
- Furgonetka stoi na parkingu – Hanna przekazał informację pozostałym agentom.
- Przyjęłam – w słuchawce rozległ się głos Nell. – Też ją widzimy.
Sam i G wyskoczyli z auta, za nimi zatrzymał się wóz Kensi i Deeks’a. Cała czwórka dobyła broni i ruszyła w kierunku furgonu. Pierwszy podszedł G, zaraz za nim Sam, pozostała dwójka skierowała się ku tyłowi.
- Czysto! – zawołał Callen, zaglądając do szoferki. Nic w niej nie było. Ani nikogo.
- Dajesz – prawie równocześnie odezwał się Marty, kiwając głową w kierunku swojej partnerki. Kensi bez namysłu otworzyła jedne skrzydło tylnych drzwi i z bronią gotową do strzału zajrzała do środka. Deeks zrobił to samo, otwierając ich drugą część. – Czysto! – krzyknął informująco do kolegów. Sam i G od razu do nich podeszli, uważnie oglądając pustą już furgonetkę. Hanna założył rękawiczkę i przesunął palcem po obrzeżach bagażnika. Kiedy na dłoni został mu biały proszek, po prostu go powąchał.
- Co to jest? – zapytał Deeks, chowając broń do kabury.
- Azotan amonu – odpowiedział mu kolega.
- Nawóz do produkcji materiałów wybuchowych? – Marty wolał się upewnić.
- Które zabiły sto siedemdziesiąt osób w zamachu w Oklahoma City – wtrąciła Kensi.
- I czeczeński ekstremista woził to po mieście... – Callen powiódł wzrokiem po twarzach pozostałych agentów. Wszyscy mieli poważne miny, bo do każdego dotarł sens ich znaleziska.

OPS

Po powrocie do biura zespół natychmiast zgromadził się w pokoju operacyjnym, wokół interaktywnego stołu, który stał tam od początku istnienia tej siedziby.
- Laboratorium policyjne potwierdziło podejrzenia Sama – mówił właśnie Eric. – To ślady azotanu amonu.
- Na bieżniku opony było włókno celulozy – Nell wrzuciła na duży ekran wyniki analizy kryminalistycznej. – W zasadzie to jest masa zrobiona z makulatury. W Los Angeles są trzy zakłady recyklingowe, wszystkie w centrum – teraz pojawiła się mapa miasta z zaznaczonymi punktami, o których mówiła.
- Dwa działają, ale trzeci splajtował ponad rok temu – dodał Eric. – Z powodu pogorszenia się koniunktury – analityk dołożył kolejne zdjęcia.
- Właścicielem jest Czeczeniec, Akmed Movladiev – uzupełniła Nell – Który powrócił do Czeczenii, gdy jego interes zbankrutował...
- To mi coś przypomina, panie Deeks – Hetty spojrzała na policjanta. – Moje najszczersze kondolencje.
- Moja rybka ma się dobrze – zaprotestował Marty stanowczo. – Chyba – dodał trochę ciszej, pod wpływem spojrzenia swojej szefowej.
- Z naszych informacji wynika – Nell cierpliwie przeczekała tę wymianę zdań. – Że pan Movladiev utrzymywał bliskie kontakty z ojczyzną, łącznie z podejrzanymi związkami z Haqqani Network.
- Na zdjęciu satelitarnym widać, że światło się świeci – zauważył Sam, przyglądając się obrazom na plazmie.
- Na wczorajszych zdjęciach widać jak furgonetka wjeżdża do budynku – Eric dołożył nowsze. – I wyjeżdża chwilę później.
- Prawdopodobnie w celu rozładunku azotanu amonu – odezwała się Kensi.
- Potem porzucili furgonetkę, bo gdyby policja powiązała ją ze strzelaniną, cała operacja wzięłaby w łeb – Sam pokręcił głową.
- Wkraczamy i rozbijamy komórkę? – Deeks spojrzał pytająco na Hetty.
- Jeszcze nie – odparła zapytana. – Większość komórek jest podzielona, jeśli za wcześnie naświetlimy ich operację, to mogą zadziałaś inni spiskowcy.
- Co może być celem terrorystów w LA? – G zwrócił się do pary analityków.
- Premier Izraela będzie w tym tygodniu w Muzeum Tolerancji – pierwsza odezwała się Nell, po kilkunastu sekundach wyszukiwania. – Pisarz Ephrain Nabeel będzie na Uniwersytecie Braddock’a dawał wykład o swojej książce „Niewierny: Opowieści o zreformowanym Muzułmanine”.
- Były Sekretarz Stanu George Schultz będzie przemawiał w Bibliotece Reagan’a – Eric znalazł ostatnią, interesującą ich rzecz.
- O czym myślisz, Hetty? – Sam spojrzał bystro na ich szefową.
- Myślę, że pora na starą, dobrą obserwację – odparła Lange, w zamyśleniu pocierając palcem brodę. – Zobaczymy, co wypłynie…
- Stara, dobra obserwacja? – G z uśmiechem rozejrzał się po pomieszczeniu. To były metody, które lubił najbardziej.

Przed zakładem recyklingowym, Commercial 810

Zespół, podzielony na pary, zajął wyznaczone pozycje. Sam i G bezpośrednio przed budynkiem, Kensi i Deeks z drugiej strony, od bardziej uczęszczanej ulicy. Dzięki temu agenci mieli oko na wszystkie wejścia i wyjścia z zakładu oraz na okolicę. Jak na razie, było cicho i spokojnie.
- Eric, macie coś? – G poprawił się na siedzeniu samochodu.
- Z budynku nie wychodzi sygnał internetowy ani komórkowy – w słuchawce rozległ się głos zapytanego.
- Nawet przy wyłączonych telefonach powinniśmy coś mieć – wtrąciła Nell.
- Czyli nie używają komórek – Callen spojrzał na Sama. – Co raczej nie wchodzi w grę. Albo wyjęli baterie.
- Na pewno są doświadczeni – przytaknął jego partner. – Technologia zredukowana do minimum, żeby nie można ich namierzyć. Mądrze.
G westchnął. Może i mądrze, ale dla nich to nie była dobra wiadomość.

Z drugiej strony, Kensi i Deeks, siedzieli w białym Cadillaku, ukochanym autku agentki i jak zwykle sobie docinali.
- Dużo myślałem o mojej rybce – mówił właśnie Marty.
- O pochówku, kremacji, czy spuścisz ją w toalecie? – Kensi nie mogła się powstrzymać przed docięciem partnerowi.
- To tylko złota rybka, sądzę, że nie będę przesadzał – mężczyzna udał, że nie słyszy przytyku. – Ale może kupię sobie jakąś drugą, inną… Taką podobną do mnie…
- Co powiesz na sardynkę z puszki? Śmierdzi, jest oleista i tania – Kensi uśmiechnęła się złośliwie.
- Mówisz takie rzeczy, ale wiem, że tak nie myślisz – Deeks też się uśmiechnął. Ale bez złośliwości. – Jesteś uczennicą podstawówki, która zapoda ci mukę, bo cię bardzo lubi…
- Masz rację – kobieta wyszczerzyła się ponownie i wymierzyła kuksańca w ramię mężczyzny.
- Aua – Deeks roztarł mięsień, w który go trafiła, ale oczy mu się śmiały.
- Czekajcie, coś się dzieje – oboje w słuchawce usłyszeli głos Callena. – Właśnie wyszedł jakiś facet… - G szybko opisał im mężczyznę, który przed chwilą opuścił budynek i skręcił w sąsiednią ulicę. – Kens, Deeks idzie w waszym kierunku…
Deeks od razu wypatrzył ich podejrzanego i zaczął robić zdjęcia.
- Zakładamy mu ogon – Kensi odpaliła samochód i powolutku włączyła się do ruchu, jadąc za facetem.
- Przyjąłem. Zostajemy na pozycji – odpowiedział jej Callen, a Sam zdjął dłoń z kluczyków w stacyjce.

Kensi i Deeks śledzili mężczyznę, co nie było zbyt trudne, bo ani specjalnie się nie krył, ani za bardzo nie rozglądał. Szedł i trzymając w jednej ręce telefon komórkowy, gmerał przy nim, usiłując jak najszybciej włożyć baterię.
- Eric, włożył baterię do komórki – zgłosił Deeks do Centrum Operacyjnego, kiedy facet przyłożył aparat do ucha, dzwoniąc.
- Widzę go, ale jest w zbitce – usłyszeli głos analityka. – Trzeba oddzielić go od reszty – w słuchawkach słyszeli szybkie stukanie klawiatury. Eric bez problemów namierzył numery komórkowe w tym rejonie i teraz usiłował wyodrębnić ich podejrzanego. – Cholera – zaklął, kiedy mu się to nie udało.
- Zgubiłeś sygnał? – Sam natychmiast zareagował na ten gniewny okrzyk.
- Nie. Nadal jest za dużo – zaczął tłumaczyć Eric. – Jest w tłumie. Nie dam rady go wyodrębnić. Jedno z was musi do niego podejść i zatrzymać go na chwilę.
- Przyjąłem. Kens, kurs kolizyjny – wydał dyspozycje G. Z całej ich czwórki tylko ona miała największe szanse na przytrzymanie gościa.
- Robi się – Kensi bez namysłu zaparkowała na pierwszym wolnym miejscu i wyskoczyła z wozu.. Deeks poszedł w jej ślady, zawsze ubezpieczał swoją partnerkę, więc teraz miał zamiar zrobić to samo.
Zamyślona kobieta wkroczyła na chodnik, pokręciła się w kółko ze wzrokiem utkwionym w szyldy sklepów, po czym wpadła na faceta z lekkim impetem.
- O Boże, przepraszam! – zawołała, uśmiechając się szeroko. – Nie patrzyłam dokąd idę.
- Proszę bardziej uważać – mężczyzna spojrzał na nią bez szczególnego zainteresowania, odsuwając na chwilę telefon od ucha.
- Wciąż za duża zbitka. Kensi, zatrzymaj go na dłużej – agentka, słysząc to, wyciągnęła rękę i złapała faceta za ramię.
- Wie pan co? Zgubiłam się – znów uśmiech. – Szukam sklepu rybnego dla mojego skretyniałego chłopaka – Deeks, słysząc to zrobił lekko zbolałą minę, a G parsknął w słuchawkę. – Bo ma fioła na punkcie ryb – mówiła szybko dalej. – Nie wiem, dlaczego. Sklep jest na West Third Street, ale my jesteśmy na Los Angeles Street – Kensi szybko przeczytała nazwę ulicy.
- Mam go – triumfalny okrzyk Erica zabrzmiał w jej uchu.
- Pokieruje mnie pan? – spojrzała na mężczyznę prosząco.
- Nie. Przepraszam – odparł facet grzecznie, ale stanowczo i odszedł szybkim krokiem. Kensi patrzyła za nim chwilę, aż obok niej nie pojawił się Deeks. Ramię w ramię wrócili do samochodu i odjechali w kierunku biura. G i Sam zrobili to samo.

OPS

Zespół zebrał się w Centrum Operacyjnym, gdzie zaczął zaznajamiać się z rezultatami wyników wyszukiwania przeprowadzonego przez Erika i Nell.
- Jamal Avrulov, lat trzydzieści sześć – mówił właśnie ten pierwszy. – Czeczeniec, ukończył chemię na Uniwersytecie Moskiewskim.
- Ma pobyt na wizę pracowniczą rosyjskiego konsorcjum rolniczego – dodała Nell.
- Po uzyskaniu numeru jego komórki wysłałem mu wirusa – kontynuował Eric. – Który wysłał na kopie ostatnich połączeń, SMS’ów i maili.
- Jest jeden mail po czeczeńsku wysłany z zabezpieczonej strony w Groznym – Nell wyświetliła wiadomość na ekranie.
- Była w nim ukryta sekwencja kodu alfanumerycznego – Eric szybko zademonstrował to, o czym właśnie mówił. – Połączyłem z Nell nasz łamiące kody głowy…
- To była bułka z masłem – uśmiechnęła się lekko Nell.
- Jest w nim mowa o samolocie linii Euroexpress z Londynu – analityk czytał zdobyte informacje. – Który jutro rano ląduje na Lax.
- Jest też opis mężczyzny w czerwonej czapce bejsbolowej – wtrąciła Nell.
- Na pokładzie jest trzech Czeczeńców – znów Eric. Zadziwiające, jak ta para uzupełniała się w pracy. G zawsze był pod wrażeniem ich współpracy, tego, jak udało im się dotrzeć po pierwszym etapie niechęci. – Do opisu najbardziej pasuje ten – Eric wrzucił zdjęcie – Anwar Amurov.
- Urodził się w Stanach, ale wrócił z rodziną w wieku dziesięciu lat – teraz pałeczkę przejęła Nell – Nie notowany, żadne służby nic na niego nie mają… - Callen podszedł do ekranu i uważnie przyjrzał się twarzy mężczyzny.
- Ile ma wzrostu? – zapytał po chwili.
- Niecałe sto osiemdziesiąt centymetrów – odpowiedział mu Eric.
- Pasuje – G kiwnął głową z aprobatą, jakby nagle skrystalizował mu się cały plan działania.
- Konkretnie do czego, panie Callen? – odezwała się milcząca do tej pory Hetty.
- Czerwona czapka bejsbolowa – G odwrócił się i spojrzał na nią.
- Kierowca ma go poznać po niej – Sam już zrozumiał, do czego dąży jego partner.
- Opisali w mailu jego wygląd, bo nigdy się nie spotkali… - Deeks też nie był głupi i w lot załapał, o czym mówią jego koledzy.
- A jeśli się nie spotkali… - Kensi nie była gorsza od reszty agentów.
- To nie zorientują się, jeśli ja pojawię się zamiast niego – dokończył Callen. Hetty cmoknęła z dezaprobatą, najwyraźniej ten genialny pomysł nie przypadł jej do gustu.


poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Callen, G. - part one.


Dawno nic tutaj nie wrzucałam, ale już nadrabiam :D Przed Wami, jeszcze nie wiem ilu częściowy, cykl z Callenem w roli głównej. Pomysł przyszedł do mnie podczas oglądania odcinka "The Chosen One" i to jest własnie wariacja na ten temat, czyli co by było, gdyby troszkę zmienić scenariusz i wprowadzić kogoś, kogo już znacie i lubicie, a kto potrafi nieźle namieszać... Sądzę, że bez problemu zgadniecie, o kogo chodzi :D Zapraszam do lektury i do komentowania :D

Alexandretta

***


Callen otworzył oczy i przez kilka minut leżał nieruchomo, wpatrując się w sufit. Dopiero po chwili podniósł rękę i spojrzał na tarczę zegarka. Piąta trzydzieści rano. Zaczął się zastanawiać, co i dlaczego go obudziło. Ale uświadomił sobie, że tak naprawdę nic się nie działo, ani nic nie usłyszał. Po prostu o tej godzinie wstawała Olga. Najbardziej lubiła biegać bardzo wcześnie rano, zazwyczaj namawiała go, żeby jej towarzyszył, ale po kilku nieudanych próbach się poddała. Nic nie mógł poradzić, że odrzucało go od tak wczesnej aktywności fizycznej. Dlatego ona szła biegała, a on leżał jeszcze chwilę, a potem robił im kawę i lekkie śniadanie. Kiedy wracała, brała prysznic, szybko konsumowała i uciekała do swoich zajęć. Nie miał pojęcia jakich, nigdy nie wnikał w jej pracę. Ani ona w jego. Ich dochodzenia na ogół się nie łączyły. Szczerze, to nawet nie był do końca pewien, czy dalej pracowała w DOD. Po ostatnich rewelacjach, dotyczących współpracy z CIA, zaczynał w to wątpić. Może kiedy się poznali, to owszem. Ale teraz? Nie pytał. Wiedział, że i tak mu nie powie.
W zasadzie, to teraz nawet nie miał jak się jej zapytać. Wyprowadziła się wczoraj. Zabrała swoje rzeczy, których i tak za wiele nie miała. Bo jak twierdziła, nigdy nie była sentymentalna i nie przywiązywała się do przedmiotów. Kiedy wychodziła, powiedziała mu, że czas, który razem spędzili był najlepszy w jej życiu. I że to nie jego wina, tylko jej. Bo to ona nie potrafi być z kimś, oddać mu się całkowicie. Że go kocha, ale nie potrafi. I że przeprasza. A potem zabrała torbę i wyszła. Do tej pory był w lekkim szoku i nie do końca mógł zrozumieć motywy jej postępowania. A teraz żałował, że nie był bardziej stanowczy i nie próbował jej zatrzymać. W sumie to nawet nie wiedział, co zmieniło się w ich relacjach, że postanowiła się wyprowadzić. On nic takiego nie dostrzegł. Cały czas żył w przekonaniu, że wszystko jest w jak w najlepszym porządku. Dlatego sądził, że to jej zniknięcie ma jakieś drugie dno. I to w dodatku grząskie i śmierdzące.


Trzy miesiące później

Callen wszedł do biura i pierwsze co zauważył, to zespół siedzący wokół niewielkiego akwarium. Rzucił swój plecak na podłogę obok biurka i podszedł do kolegów.
- Co to? – zapytał z umiarkowanym zaciekawieniem.
- Akwarium – odpowiedział mu Deeks, nawet nie odwracając głowy.
- Po co tu stoi?
- Doskonałe pytanie, na które mam odpowiedź – Marty odwrócił się w jego stronę – Miałem randkę w weekend. W wesołym miasteczku wygrałem złotą rybkę.
- Oczywiście, nie w grze siłowej – wtrącił się złośliwie Sam. G lekko się uśmiechnął. Jego partner nigdy nie przepuszczał okazji, żeby wbić szpilkę ich łącznikowi.
- Ani myślowej – dodała, nie mniej złośliwie, Kensi.
- Bardzo sprytne – Deeks uśmiechnął się, znosząc te przytyki z wyjątkowym spokojem. Chyba już się przyzwyczaił. – Przejdę dalej. Nawet nie chciałem tej rybki, ale moja kobieta nalegała, żeby znaleźć jej dom, czyli coś bardziej przytulnego niż plastikowa torebka. W sklepie zoologicznym kupiłem akwarium i przywiozłem je tutaj. Zwierzątko zawsze ociepla wizerunek…
- Zwierzątko, a nie rybka – poprawiła go Kensi.
- Czyj wizerunek niby ma ocieplać? – najeżył się Sam. – Jestem bardzo ciepłym człowiekiem…
- Pod warunkiem, że akurat kogoś nie gonisz, nie strzelasz, ani nie przesłuchujesz – zauważył G. Odpowiedziało mu spojrzenie pod tytułem: „I ty przeciwko mnie”. Ale się nie przejął. Za to uważniej przyjrzał się rybce. – Coś jest nie tak z okiem twojego ulubieńca…
- O czym ty mówisz? – Deeks rzucił się do akwarium.
- Callen ma rację – Kensi też zbliżyła się do szklanego pudełka. – Tak jakby opadało i było spuchnięte.
- Kumpel miał taką rybkę – dodał Sam. – Wkrótce zdechła…
- Nie, nie – zaprotestował Marty. – Jest w porządku, zdrowiutka… - jego wywód przerwał donośny gwizd Erika i gest zapraszający wszystkich na górę. Bez zwłoki ruszyli w kierunku schodów.
- Nie odezwała się? – zapytał go cicho Sam, kiedy zostali lekko w tyle. Tylko on wiedział o zniknięciu Olgi.
- Nie – odpowiedział krótko. Nie musiał mówić nic więcej, chociaż bardzo się starał być twardy i niewzruszony, jego przyjaciel i tak wiedział, że bardzo go to ruszyło.

OPS

- To jest nagranie z radiowozu sierżanta Rick’a Gibson’a – Nell włączyła film, kiedy cały zespół zjawił się w pomieszczeniu. Agenci w milczeniu oglądali scenę zatrzymania oraz strzelaninę w trakcie. – Zatrzymał tę wypożyczoną furgonetkę za zakłócanie spokoju.
- Z jego raportu wynika, że poprosił kierowcę o pokazanie ładunku – dodał Eric. – Wtedy postrzelił go pasażer.
- Niestety, kamera nie uchwyciła twarzy pasażera – Nell wrzuciła na ekran zdjęcie jakiegoś mężczyzny i jego dossier obok. – Ale za to mamy idealne zdjęcie Karima Moussy. Amerykanin czeczeńskiego pochodzenia związany z Haqqani Network.
- Grupa terrorystyczna związana z Al-Kaidą i talibami – ponurym głosem odezwał się Sam. – Werbuje zagranicznych bojowników do swoich celów.
- Latami uciskana przez Moskwę, Czeczenia stała się wylęgarnią islamskiego terroryzmu – Nell kontynuowała.
- Haqqani wykorzystuje to przyciągając Amerykanów czeczeńskiego pochodzenia do pomocy w ich celach – powiedziała Kensi, szybko czytając wyświetlone na ekranie informacje.
- Służby nie sporządzają profili rasowych – zauważył G. – Jeśli masz oliwkową karnację i muzułmańskie nazwisko to zwracasz na siebie większą uwagę.
- Większość czeczeńskich ekstremistów nie ma bliskowschodniego wyglądu – wtrącił Deeks.
- Postrzelił gliniarza w biały dzień – Sam pokręcił głową. – Chronił coś lub kogoś na tyłach furgonetki…
- Dzięki kamizelce Gibson przeżył strzelaninę – po raz pierwszy odezwała się Hetty, która do tej pory tylko przysłuchiwała się tej wymianie zdań i wyciąganiu pierwszych wniosków. – Jest w szpitalu, przytomny i w stanie stabilnym…
- Zobaczę z Samem, co nam powie – Callen, jak zwykle, rozdzielał zadania. – Kensi, Deeks, zasięgnijcie języka w wypożyczalni…
- Jasne – agentka skinęła głową i po chwili cały zespół wyszedł.

Wypożyczalnia samochodów

- Witam – Kensi weszła do pomieszczenia i machnęła odznaką. – Potrzebujemy informacji o osobie, która wypożyczyła tę furgonetkę – pokazała zdjęcie tablicy rejestracyjnej na ekranie telefonu. Mężczyzna za ladą rzucił na nie okiem i szybko zaczął stukać w klawiaturę komputera.
- Żaden problem – odpowiedział, wbijając wzrok w monitor. – Pan Dennis McGrady – powiedział po chwili, jednocześnie klikając dalej.
- Tradycyjne, czeczeńskie imię – mruknął Deeks ironicznie.
- Umowa o wypożyczenie – facet nie zwrócił uwagi na ten wtręt, tylko podał im wydrukowane kartki, starannie je składając. – Kopia jego prawa jazdy i karty kredytowej.
- Prawko to podróbka – Marty dokładnie oglądał wydruk. – Pasek magnetyczny pewnie jest z kradzionej karty kredytowej – odsunął dokumenty.
- Byli bardzo konkretni – kontynuował mężczyzna, układając równiutko papiery – Furgonetka z przyciemnionymi szybami z tyłu…
- Przyszedł z kimś? – Kensi z lekkim zaskoczeniem obserwowała pedanterię faceta.
- Z Afroamerykaninem.
- Pamięta pan, jak wyglądał? – Deeks przekręcił jedną z kartek, ciekaw reakcji przepytywanego.
- Wzrost pomiędzy sto osiemdziesiąt dwa a sto osiemdziesiąt osiem centymetrów – zaczął wyliczać mężczyzna, znów poprawiając kartki. – Średniej budowy, w obcisłej, karmazynowej koszulce.
- Czerwona koszulka – powtórzyła agentka.
- Karmazynowa – poprawił ją natychmiast facet.
- Karmazynowa? – Kensi uniosła brwi, a mężczyzna pokiwał głową przytakując. Deeks stłumił chichot. Co za gość!
- Dżinsy z lekko rozszerzoną nogawką – dodał jeszcze sprzedawca. – Rozmiar trzydzieści dwa lub trzydzieści cztery, zapewne Gap. Możliwe, że Old Navy – agenci spojrzeli na faceta z niedowierzaniem.
- Chcielibyśmy, żeby porozmawiał pan ze specjalistą od rysopisów – odezwała się Kensi słabo.
- Nie wiem, jak wyglądał z twarzy – przyznał rozbrajająco mężczyzna. Deeks stłumił jęk zawodu, a kobieta cicho westchnęła. Nie ma to, jak trafić na metroseksulanego faceta, który większą uwagę zwraca na ubranie niż na człowieka. Agenci podziękowali i wyszli, chcąc wrócić do biura.

Szpital – w tym samym czasie

- Nie przyjrzałem się dobrze pasażerowi – ranny policjant spojrzał przepraszająco na agentów NCIS.
- Proszę zacząć od początku – poprosił go Callen w odpowiedzi.
- Puszczali muzykę dość głośno – gliniarz zaczął mówić. – Kiedy siadłem im na ogonie zaczęli jechać jak trusia. Kierowca cały się trząsł – Gibson poprawił się na łóżku, krzywiąc się lekko.
- Dobrze się pan czuje? – Sam od razu zareagował na grymas na twarzy policjanta.
- Tak – mężczyzna westchnął cicho. – Uznawałem noszenie kamizelki za kłopot… Córka gderała o niej każdego ranka. Bez niej byłbym martwy.
- Co pan jeszcze pamięta? – G przerwał to rozczulanie się. Nie było na to czasu.
- Kierowca mówił z akcentem rosyjskim, może wschodnioeuropejskim – glina odpowiedział od razu. Sam i Callen spojrzeli na siebie znacząco. – Głos nie pasował do nazwiska na prawie jazdy…
- Zauważył pan coś niezwykłego w kabinie? – zapytał Sam, mając nadzieję usłyszeć coś pomocnego.
- Nie. Furgonetka była czysta – odpowiedział sierżant. – Zauważyłem tylko torebkę z jedzeniem na wynos z restauracji…
- Była na niej nazwa? – dopytał G.
- Tak, ale nie pamiętam – gliniarz wysilił pamięć. – Logo było z kreskówki. Kurczak w kraciastych spodniach…
Ponieważ było to wszystko, co pamiętał policjant, G i Sam dali mu odpoczywać i wynieśli się ze szpitala. Dzwoniąc w drodze do samochodu do biura, żeby poszukali restauracji z kurczakiem w kraciastych spodniach w logo.

OPS

- Jedyna restauracja Mr Fancy Pants Chicken w LA jest w Valley – Nell szybko znalazła fast food’a, o którym powiedział jej Callen.
- Mam – Eric natychmiast zaczął szukać w systemie. – Na szczęście jest tam dużo kamer drogowych...
- To dobrze – rzuciła Nell, zabierając się do pracy. Razem przez kilka minut przeszukiwali nagrania zebrane w systemie kamer miejskich. – Wczorajsze nagranie z furgonetką, która godzinę po strzelaninie skręca na wschód w Saticoy, dzielnica 1400 – kobieta pierwsza znalazła interesujący ich zapis.
- To jakieś osiemset metrów od restauracji – zauważył Eric, stukając intensywniej. – Sprawdzam pierwszą kamerę na Saticoy i na innej ulicy na zachód. Gdyby furgonetka się pojawiła, minęłaby którąś z kamer…
- Nie minęła – Nell oderwała wzrok od monitora. – Dzwonię do Callena…