RJ przyleciał najbliższym lotem, co
oznaczało, że już sześć godzin później odebrałam go z lotniska. Ucieszyłam się
na jego widok, przyznaję, zawsze to lepiej mieć jakąś pomoc w postaci znajomego
osiłka. Jadąc do hotelu streściłam mu, czego się dowiedziałam, dokładając
informacje o Domarovie, byłym podwójnym agencie, który teraz pracował dla Kirkowa.
Chyba jako ochroniarz albo koordynator ochrony
-
Nieźle – mruknął RJ, kiedy skończyłam. – Zaczęliśmy od morderstw oficerów,
teraz przeszliśmy do zlecenia zabójstwa rosyjskiego ambasadora. Na czym skończymy,
na atomówce?
-
Cholera wie, co Kirkow ma w zanadrzu – wzruszyłam ramionami. – To bogaty
filantrop, może mieć najdziksze pomysły. Kto mu zabroni?
-
Nie pocieszyłaś mnie, słonko.
-
Nie miałam takiego zamiaru – prychnęłam.
-
Tego ogona też nie masz zamiaru gubić? – zapytał ironicznie.
-
To wsparcie – wyjaśniłam. – NCIS chce mieć oko na nasze działania…
-
Nieufni jak zawsze – pokręcił głową. – To jaki mamy plan?
Plan był prosty. Miałam wejść do gry
zamiast Dorsona. Domarov miał mnie polecić jako najlepszego snajpera na
zlecenie. I wcale nie najtańszego, oczywiście. Ale godnego zaufania. Miałam
nadzieję, że Sasza okaże się na tyle przekonywujący, że Kirkow będzie
zainteresowany moją ofertą. A kiedy uzyskam potwierdzenie celu i poznam
szczegóły planu, zgarniemy wszystkich i będzie spokój. Ocalenie ambasadora i
zapewnienie spokoju w relacjach z Moskwą były warte podjęcia tego ryzyka. Zresztą
i tak nie mieliśmy innego wyjścia. Przekaz Simonsa był jasny. Zlikwidować ich
wszystkich. Dostaliśmy plany budynku ambasady i jego najbliższej okolicy.
Musieliśmy wiedzieć, jak to wszystko wygląda, żeby przygotować się do
działania. I pozostało nam już tylko czekanie na telefon od Domarova.
Który zadzwonił kilka godzin
później. Odebrałam bez namysłu i w milczeniu wysłuchałam propozycji byłego
agenta. Zresztą nie była zbyt skomplikowana. Podał tylko miejsce i godzinę
spotkania. Resztę mieliśmy ustalić już w trakcie. Przekazałam te dane wszystkim
zainteresowanym osobom, a konkretnie Gibbsowi, który miał się odpowiednio przygotować.
Nie zdradził żadnych szczegółów, ale nie były mi one potrzebne. Wręcz
przeciwnie, im mniej wiedziałam, tym lepiej, bo będę wtedy bardziej wiarygodna.
Co nie zmieniało faktu, że i tak RJ miał mnie ubezpieczać. Nie żebym nie ufała
agentom NCIS… No dobrze, nie znałam ich, nigdy jeszcze z nimi nie
współpracowałam i wolałam dmuchać na zimne.
Musiałam przyznać, że miejsce
spotkania Kirkow wybrał idealne. Pusta, ukryta za zakolem rzeki plaża nie
stwarzała możliwości podsłuchania. A o to chyba chodziło mu najbardziej.
Podobnie było z zastawieniem pułapki. NCIS miało bardzo ograniczone możliwości.
RJ również, ale wierzyłam, że coś wymyśli. Tak naprawdę poszliśmy na żywioł, bo
Kirkow nie dał nam zbyt wiele czasu na opracowanie czegokolwiek i sprawdzenie tego
miejsca. Nie lubiłam tak pracować, ale już dążyłam się przekonać, że w tej
branży wszelkie plany są tylko umowne. I tak zawsze trzeba się dostosować do
sytuacji. I ograniczała je tylko wyobraźnia podejrzanych. A ta potrafiła być
nieograniczona.
Zostawiłam
samochód kawałek od nabrzeża i weszłam na plażę. Jak spod ziemi pojawiły się
dwa auta i stanęły za mną. Wysypała się z nich czwórka ochroniarzy solidnie
zaopatrzonych w broń. I zapewne nie byli jedyni. Rozejrzeli się czujnie, a
kiedy niczego nie dostrzegli, z wozu wysiadł Kirkow w towarzystwie Domarova.
Obaj podeszli do mnie i zatrzymali się tuż obok.
-
Więc to ty jesteś Olga – pierwszy odezwał się Kirkow, najpierw dokładnie
zmierzywszy mnie wzrokiem.
-
A ty jesteś Wiktor – zripostowałam. Skoro w ten sposób chciał ze mną rozmawiać,
nie widziałam przeszkód. Jeśli przedtem nie byłam pewna, czy to zadziała, teraz
już nie mogłam mieć wątpliwości. Musiałam być twarda i pewna siebie, inaczej
nie wykonamy zadania.
-
Taaa… Nawet niezła jesteś – stwierdził nagle. – Szasza mówił, że chcesz
zastąpić Dorsona…
-
Chcę – potwierdziłam.
-
Dlaczego?
-
Potrzebuję kasy – wzruszyłam ramionami. – Poza tym widziałam, że Dorsona
aresztowało NCIS i do tej pory siedzi. A tobie się chyba spieszy…
-
I dlatego mam tobie zlecić to zadanie? – zakpił. – Bo niezła dupa z ciebie, a
Dorson siedzi?
-
Jestem lepsza od Dorsona – odpowiedziałam. – Mam większe możliwości i nikt mnie
tutaj nie zna. A już na pewno nie federalni albo policja.
-
To ty tak twierdzisz…
-
Słuchaj – spojrzałam na niego zimno. – Chciałam ci pomóc. Nie za darmo,
oczywiście. Ale skoro nie jesteś przekonany, to oboje tracimy czas! –
odwróciłam się, chcąc odejść.
-
Spokojnie – Kirkow złapał mnie za ramię i zatrzymał. – Nie denerwuj się tak
zaraz. Sasza cię polecił, a ja mu ufam w tych kwestiach. Przejdźmy się –
zaproponował, biorąc mnie pod ramie i kierując w stronę rzeki. – Co już wiesz?
-
Że to gruba ryba i trudny cel…
-
Zgadza się – przytaknął. – Celem jest ambasador Rosji na Stany.
-
Wysoko mierzysz – przystanęłam, obrzucając go uważnym spojrzeniem.
-
Tylko tak można coś osiągnąć – pociągnął mnie dalej. – Nie obchodzi mnie jak to
zrobisz. Ma być dokładnie i jak najszybciej.
-
To będzie kosztować…
-
Stać mnie, moja droga – roześmiał się. – Cena nie gra roli, bo zyski z usunięcia
tego człowieka będą znacznie większe.
-
Do kiedy? – zapytałam.
-
Już mówiłem, jak najszybciej – odparł. – Ale nie później jak do końca tego
tygodnia.
-
To bardzo mało czasu – teraz byłam autentycznie zdumiona. – Muszę poznać jego plan
dnia, zorganizować sobie odwrót i narzędzia…
-
Szczegóły techniczne mnie nie interesują – przerwał mi. – Tylko rezultaty.
-
Podwójna stawka – rzuciłam.
-
Co??
-
Podwójna stawka – powtórzyłam. – Mam mało czasu, a ty chcesz cudów. Za to się
płaci.
-
Widzę, że twarda z ciebie negocjatorka – zatrzymał się i popatrzył na mnie z
uznaniem. – Ale zgoda. Lubię takie konkretne osoby…
-
Świetnie – uśmiechnęłam się. – Kiedy dostanę kasę?
-
Połowa przed, połowa po…
-
Chyba żartujesz – roześmiałam się ironicznie. – Całość przed albo w ogóle się
za to nie zabieram…
-
A jaką będę miał gwarancję, że mnie nie wykiwasz? – zmrużył oczy.
-
Moje słowo…
-
Mam zaufać lasce, która zabija na zlecenie? Teraz ty żartujesz!
-
Nie słuchasz. Albo tak, albo do widzenia – musiałam być stanowcza.
-
Dwie trzecie przed, reszta po zadaniu – jeszcze próbował.
-
Nie ma takiej opcji – pokręciłam głową.
-
Blad’ – warknął, zły. - Dobrze – skrzywił się. - Kiedy chcesz forsę?
-
Dam ci znać. Przygotuję plan, kiedy ambasador pożegna się z tym łez padołem i w
ten sam dzień, przed akcją mi zapłacisz. Umowa stoi? – wyciągnęłam dłoń.
-
Stoi – uścisnął mi rękę i dokładnie w tym momencie przy wejściu na plażę
pojawił się RJ, z okazałym siniakiem na szczęce i lekko zgięty w pół,
prowadzony przez silnie uzbrojonego małpoluda.
– Co jest, kurwa?? – nie puszczając mnie, Kirkow odwrócił głowę w stronę
nadchodzących ochroniarzy. Otworzyłam szeroko oczy i zaklęłam w duchu. Coś
poszło nie tak.
-
Siedział w krzakach kawałek dalej i miał ze sobą to – odezwał się drugi
małpolud jednocześnie pokazując na trzymany w ręce karabinek snajperski z
lunetą.
-
Kto to, kurwa, jest??
-
Jest z nią – nagle odezwał się Sasza, pokazując mnie palcem.
-
Co??? – Kirkow przypominał teraz rozjuszonego byka. Szarpnęłam się, chcąc
uwolnić dłoń, ale wzmocnił uścisk. – Jest z tobą??
-
Nie znam go – warknęłam. Tak naprawdę byłam przerażona tym nagłym pojawieniem
się RJ, który miał mnie przecież tylko ochraniać z daleka. Jak go znaleźli?? I
Sasza… Dupek i tchórz!
-
Nie? – Wiktor popatrzył na mnie przeciągle. – Zabijcie go!
-
Nie! – zaprotestowałam gwałtownie. Nie miałam zamiaru na to pozwolić nawet,
jeśli oznaczało spalenie całej akcji. Znów się szarpnęłam, tym razem mocniej,
udało mi się wyrwać rękę, ale poślizgnęłam się na tym cholernym mokrym piasku i
z pluskiem wylądowałam w wodzie. Nie spodziewałam się, że tutaj jest aż tak
głęboko, zanurzyłam się dosyć porządnie w lodowatej cieczy i na moment
straciłam wszystkich z oczu. A potem usłyszałam strzały i kiedy się wynurzyłam,
zobaczyłam odjeżdżające auta. Za to wokół zaroiło się od agentów NCIS.
Podniosłam się na nogi i dokładnie rozejrzałam. Nigdzie nie było RJ.
Leżałam na kanapie w domu Gibbsa,
przykryta grubym kocem po czubek głowy i z trudem tłumiłam szczękanie zębami.
Nie miałam pojęcia jak się tutaj znalazłam i ile już czasu minęło od tego
niefortunnego spotkania nad rzeką. Wiedziałam jedno: muszę coś zrobić, żeby
wyciągnąć RJ z łap tego mafioza. Muszę coś zrobić, żeby uratować mojego
partnera. Przecież nie mogłam go tam zostawić, prawda? Byłam przerażona i zła.
Czułam przymus działania, a jednocześnie nie miałam siły nawet ruszyć palcem.
Powieki ciążyły mi, jakby były z ołowiu, chociaż wcale nie chciało mi się spać.
Było mi zimno i cała się trzęsłam mimo, że koc rozgrzewał mnie aż do
czerwoności. Wiedziałam co to znaczy. Bałam się. Że znów będę winna czyjeś
śmierci. Śmierci agenta.
-
Długo już tak leży? – usłyszałam nagle cichy głos G, dochodzący od strony
kuchni. Skąd on się tutaj wziął?
-
Od czasu jak tylko ją przywiozłem – rozpoznałam Gibbsa. – Chyba jest w szoku…
-
Co się stało?
-
Wpadła do rzeki i nieco przemarzła…
-
Wiesz, że nie o to pytam – w głosie Callena usłyszałam zmęczenie. Pewnie zjawił
się tutaj najszybciej jak mógł i prosto z lotniska. Po co Gibbs go wzywał??
-
Wiem. Czytałeś raport? – G chyba musiał skinąć głową potwierdzająco, bo Gibbs
kontynuował po chwili. – To znasz obraz sytuacji. Kirkow chciał odstrzelić tego
jej partnera, ale mu nie pozwoliła. Jednak tak niefortunnie zadziałała, że
wpadła do rzeki…
-
Co z RJ? – zainteresował się Callen.
-
Jak go Kirkow zabierał, to jeszcze żył…
-
Dobrze powiedziane: „jeszcze” – G wydał mi się nieco zdenerwowany.
-
Myślisz, że go zabije?
-
Myślę, że Kirkow będzie chciał wymienić RJ za ambasadora…
-
Tak naprawdę to nasza jedyna szansa, żeby dorwać tą grupę – zauważył Gibbs. –
Ona się zgodzi na ten układ? – cudownie, teraz funkcjonowałam jako „ona”
-
Nie znasz Olgi – prychnął w odpowiedzi G. – Zrobi wszystko, żeby wyciągnąć
swojego partnera. Dlatego wolałbym, żeby zrobiła to według jakiegoś planu, a
nie na żywioł, wkurwiona i zła.
-
Aż tak?
-
Gibbs, uwierz mi. Nie chcesz być po złej stronie, kiedy ona działa…
Słuchałam
ich z lekkim niedowierzaniem. Nie brzmieli jak zatroskani i zmartwieni agenci.
Raczej jakby mieli już gotowy plan działania. Nie podobało mi się to, ale
Callen miał rację. Zrobię wszystko, żeby znaleźć i wyciągnąć RJ.
-
Bardziej martwi mnie coś innego – usłyszałam znów G. – Jeśli jemu coś się
stanie… Nie wiem, jak Olga zareaguje…
-
Tak go lubi? – zakpił Gibbs, wyraźnie to słyszałam.
-
To mało istotne – warknął Callen. – Nie chcę, żeby znów jej się coś takiego
przytrafiło. Za dużo już przeszła, za dużo ludzi z jej otoczenia zginęło,
ludzi, którzy wiele dla niej znaczyli… Teraz mogłaby się już nie podnieść.
Mimo, że ma mnie i zawsze może zadzwonić do Nathana…
-
Do Cartera?? – zdumiał się Gibbs.
-
Wiesz, Carter to specyficzny człowiek… Ale jest dla niej jak brat. Marudzi,
zrzędzi, dokucza, ale bardzo jej pomógł… ostatnio… I mimo całej mojej sympatii
do niego, wolałbym, żeby spotykali się w jakiś spokojniejszych okolicznościach.
-
Rozumiem…
Tą
niezwykle interesującą rozmowę przerwał nam dźwięk mojego telefonu. A ja
poczułam się jakbym dostała nagle prądem w tyłek, bo poderwałam się gwałtownie,
zrzucając z kanapy poduszkę. Złapałam aparat i natychmiast odebrałam.
-
Mamy twojego kumpla – usłyszałam w słuchawce głos Kirkowa. – Załatw ambasadora,
to puścimy go żywego…
-
Mam w to uwierzyć? – wycedziłam, od razu wściekła.
-
Nie masz wyjścia, moja droga – sarknął Wiktor. – Albo to, albo wyłowisz go
sobie z rzeki…
-
Dobrze – zgodziłam się. – Jak to załatwimy?
-
Powiedz, kiedy go odstrzelisz. Zobaczę, że ginie, wypuszczę chłopaka…
-
Mam dzwonić na ten numer?
-
Tak – potwierdził i się rozłączył. No żesz kurwa mać!!
-
To był Kirkow? – za mną stanął G.
-
Wasze pobożne życzenia się ziszczają – prychnęłam. – Mam załatwić ambasadora,
wtedy wypuszczą RJ…
-
Wierzysz mu? – Callen uniósł brwi. Nawet słowem nie skomentował, że słyszałam
ich dyskusję.
-
Ani trochę. Kirkow co otworzy gębę, to kłamie.
-
Wiesz, że zrobimy wszystko, żeby go wyciągnąć? – zapytał, patrząc na mnie
uważnie. – Żywego – dodał, szybko, widząc moją minę.
-
Wiem, G – westchnęłam. – Ale i tak się boję… - jęknęłam. Przyciągnął mnie do
siebie, więc od razu się w niego wtuliłam.
-
Damy radę – wyszeptał. – Nie takie rzeczy już robiliśmy…
-
I to mnie właśnie przeraża – wymamrotałam. – Że znów musimy robić…
-
Chyba nie chcesz się poddać? – odsunął się lekko i popatrzył mi w oczy.
-
Nigdy – odparłam stanowczo.
-
No, teraz mówisz jak ty – zaśmiał się. – Ta terapia za bardzo cię chyba
odmienia, zaczynam się bać.
-
Boi to niech się Kirkow – rzuciłam wojowniczo. – Mam zamiar go dorwać…
-
A masz już plan? – zainteresował się.
-
Oczywiście – prychnęłam. – Zamierzam zabić ambasadora…
Hahaha! Tak sie bede smiac jezeli, Olga zabije ambasadora... Chyba wiem co zamierzasz.... Czy twoj niecny plan bedzie wygladal mniej wiecej jak akcja z Kameleonem w NCIS LA? Czekam n next
OdpowiedzUsuńnie mogę się doczekać kolejnej części. życzę dużo weny i pozdrawiam
OdpowiedzUsuńAnita
p.s. stawiam tak samo jak NSO231200 że akcja z amabasadorem podobna będzie do tej z kameleonem w LA
czy mamy racje czas pokaże
Anita :-)
Świetne! Olga, RJ, Gibbs i Callen :) Mam nadzieję, że RJ za bardzo nie oberwie. Plan iście mi się podoba :D Tak całkiem w naszym, i naszych dzieci, stylu :D Czekam niecierpliwie na ciąg dalszy. Oj, terapia na pewno nie miękczy Olgi tylko pomaga :P
OdpowiedzUsuń