Retrospekcja
czwarta.
Obserwowaliśmy hacjendę handlarza
starając się sprawiać wrażenie turystów. Wiem, mało odkrywcze… Znaleźliśmy
nawet świetny punkt obserwacyjny na pobliskim wzgórzu. Mieliśmy stamtąd
doskonały widok na całą posiadłość, najbliższą okolicę i drogi dojazdowe. Było
nawet widać kawałek pobliskiej wioski, a w oddali plażę i wybrzeże. Kilka dni
takich wycieczek przyniosło całkiem dobre rezultaty. A ponieważ nie
kontaktowaliśmy się z lokalnymi agentami, wszystkiego musieliśmy domyślać się
sami. I sami wyciągać wnioski. Tego dnia też rozłożyliśmy nasz sprzęt i
oddaliśmy się pracy. Na zmianę jedno z nas obserwowało i robiło notatki, drugie
wpisywało wszystko do komputera, analizowało i wyciągało wnioski. Do czasu.
-
Mamy towarzystwo – rzucił nagle RJ, wyostrzając obraz w lornetce. – Jeep i
trójka ludzi…
Szybko
zamknęłam laptopa i ukryłam go w przepastnej torbie, RJ zrobił to samo z lornetką
i notatnikiem, dodatkowo przykrył całość drugim kocem i ręcznikami.
-
Co robimy? – wyciągnęłam się na kocu i sięgnęłam po leżącą obok książkę.
-
Coś najbardziej prawdopodobnego – odparł, po czym przysunął się do mnie.
Spojrzałam zaciekawiona, co wymyślił, ale tego się nie spodziewałam. RJ
błyskawicznie przykrył mnie swoim ciałem i zaczął całować. Osłupiałam, kiedy
jego usta pierwszy raz dotknęły moich. A zaraz potem poczułam gorąco i żar w
dole brzucha. Nie ma co ukrywać, facet działał na mnie jak rzadko który. Mój
opór stopniał bardzo szybko, zaczęłam oddawać pocałunki z taką pasją, jakbym
nie uprawiała seksu od co najmniej stu lat. Rozchyliłam wargi, język RJ
natychmiast wślizgnął się do moich ust i podjął szaleńczy taniec. Odpłynęłam.
Przestałam odbierać otoczenie, ważne było tylko to, co działo się między nami.
Moje ciało reagowało na bliskość tego mężczyzny bardzo intensywnie, a każdy
jego dotyk odbierałam kilkanaście razy silniej, niż zwykle. Dlatego, kiedy jego
dłonie wsunęły się pod moją bluzkę, pogładziły brzuch, żeby za chwilę objąć
moje piersi, nie zaprotestowałam. Wręcz przeciwnie. Jęknęłam z zachwytem i
wygięłam się delikatnie, żeby ułatwić mu dostęp. Pieścił mnie przez materiał
stanika, moje sutki skurczyły się i stwardniały. I czekały na więcej. Na usta i
język. Zresztą, ja też nie pozostałam mu dłużna, wsunęłam ręce pod jego
koszulkę i z prawdziwą przyjemnością gładziłam plecy, boki, aż w końcu dotarłam
do klatki piersiowej. Był wspaniale umięśniony, wiedziałam to, bo już widziałam
go półnago, ale dotykanie go to było coś niesamowitego. Czułam jego skórę,
miejscami szorstką lub poznaczoną bliznami, czułam jego napięte mięśnie, a po
kilku sekundach wyraźnie poczułam jak robi się coraz twardszy, a jego spodnie
się wybrzuszają. Rozłożyłam szerzej uda, z czego natychmiast skorzystał,
układając się między nimi. Wsunął mi rękę pod głowę i złapał za kark,
unieruchamiając mnie. Teraz nie mogłam uciec, poza tym, wcale nie chciałam…
Trzymał mnie mocno, pożerał moje usta, pieścił piersi, a ta jego stanowczość
podniecała mnie jak diabli. Byliśmy tak zajęci sobą, że w ogóle nie dotarło do
mnie, że obok zatrzymało się auto, a siedzący w nim ludzie przyglądają się nam
i najwyraźniej komentują zaistniałą sytuację. Głośne śmiechy i niewybredne
odzywki po hiszpańsku wpadły mi w ucho, ale nie byłam w stanie zareagować na
nie w jakikolwiek sposób. Nie wiedziałam, czy RJ też ich nie słyszy, bo tak
jest pochłonięty naszą grą, czy wręcz przeciwnie, słyszy bardzo dobrze, ale ma
to gdzieś. W końcu odjechali, a usta mojego partnera zsunęły się niżej.
Poczułam je na szyi, a po chwili mokry ślad miałam na obojczyku i w zagłębieniu
dekoltu. Westchnęłam głośno, to było bardzo, ale to bardzo przyjemne uczucie.
Żar w dole brzucha przeniósł się jeszcze niżej, czułam wilgoć między udami i
ogromne pożądanie. Chciałam kochać się z RJ tu i teraz. Sam RJ czuł chyba
podobnie, bo zaczął całować moje piersi przez koszulkę, chwycił zębami
sterczący sutek, znacząc na materiale mokry ślad. Mój jęk, kiedy to zrobił,
paradoksalnie mnie otrzeźwił. Otworzyłam oczy i spojrzałam w dół.
-
RJ – wymamrotałam zachrypniętym głosem. – RJ, pojechali…
-
I? – on też wymamrotał, spomiędzy moich piersi. – Dziewczyno, jesteś taka
słodka…
-
RJ, proszę – jęknęłam znów.
-
O co prosisz? – uniósł głowę i spojrzał mi w oczy. W jego wzroku dostrzegłam
pożądanie. I frustrację. Chyba dotarło do niego, co właśnie robimy i jakie to
może mieć konsekwencje. A jednocześnie pragnął tego równie mocno jak ja. – Żebym
przestał? Czy żebym kontynuował?
-
Żebyś… - zawahałam się, a on roześmiał się cicho. - …przestał – wydukałam z
siebie.
-
Jesteś pewna? – znów to spojrzenie. Skinęłam głową. Nie byłam w stanie
wykrztusić z siebie ani słowa więcej. Westchnął przeciągle, ale stoczył się ze
mnie i położył obok, na brzuchu. – Dziewczyno, daj mi chwilę…
***
Mimowolnie uśmiechnęłam się na
wspomnienie tej sytuacji. Była dziwna, szaleńcza i bardzo namiętna. Byliśmy tak
przekonywujący, że ludzie Hernandez’a po chwili zostawili nas w spokoju,
przekonani, że natknęli się na kolejną napaloną parę. W jednym mieli rację:
byliśmy napaleni jak diabli. I oboje wiedzieliśmy, że to niedobrze.
Moje rozmyślania przerwało kolejne
pojawienie się Hernandez’a. Jak zwykle w towarzystwie jednego ze swoich
ochroniarzy. Jakby byli nierozłączni.
-
Namyśliłaś się? – zapytał stając przede mną.
-
Nie mam nad czym – odpowiedziałam. – Coś ci się pomyliło. Zabłądziłam…
-
Przestań kłamać! – wrzasnął, przerywając mi. Popatrzyłam na niego beznamiętnie.
Takie wrzaski już dawno przestały na mnie robić wrażenie.
-
Nie kłamię – zaprzeczyłam spokojnie. – Nie krzycz, nie jestem głucha – dodałam
z niesmakiem.
-
Posłuchaj uważnie, dziwko – wysyczał, pochylając się lekko w moją stronę. –
Zacznij gadać, bo pożałujesz!
-
Wiesz co? Masz rację – popatrzyłam kpiąco. – Jestem tajną agentką
amerykańskiego wywiadu. Przyjechałam tu rozwalić twój biznes. Zastrzel mnie,
będzie po kłopocie – zaproponowałam. Chyba go zaskoczyłam. A po chwili dotarło
do niego, że to był sarkazm. Popatrzył
na mnie z zastanowieniem, po czym wyciągnął rękę w stronę swojego
ochroniarza. Ten podał mu niewielki nóż, którego ostrze Hernandez zbliżył do
mojej twarzy. Serio?? pomyślałam, bo
sytuacja wydała mi się dziwnie absurdalna. Facet nie wyglądał na obytego z
białą bronią, w jego ruchach dostrzegłam pewną nerwowość.
-
Mów, albo rozoram ci twarz – zagroził. Uniosłam brwi.
-
Wiesz – poprawiłam się na krześle, jednocześnie lekko się odsuwając. – Z twoich
działań wieje amatorszczyzną…
-
Co? – zdębiał, opuszczając rękę.
-
Amatorszczyzna – powtórzyłam. – Nigdy wcześniej tego nie robiłeś, prawda? Nie
więziłeś nikogo. Ani nie przesłuchiwałeś. Akcją na spec-oddział też nie ty
dowodziłeś. I nie wymyśliłeś tego całego planu…
-
Brawo – zza drzwi dobiegł mnie męski głos, a po chwili w pomieszczeniu pojawiła
się jeszcze jedna postać. – Nie sądziłem, że tak szybko się domyślisz…
-
George Attkinson – rozpoznałam wchodzącego od razu. Były agent. Miałam z nim
wątpliwą przyjemność spotkać się raz podczas mojej pracy. Już wtedy był niezłym
sukinsynem. – Kto tym razem zapłacił najwięcej?
-
Olga Lenkov – ukłonił się kpiąco. – Tym razem Chińczycy…
-
Chińczycy? – cmoknęłam z dezaprobatą. – Podobno ich nie lubisz… Ach, nie –
gdybym mogła uderzyłabym się w czoło. – Przecież to nie ma znaczenia. Ty nikogo
nie lubisz… I nikt nie lubi ciebie – dodałam złośliwie.
-
Jak zwykle niewyparzony język – odszczeknął się. – Uważaj, żebym ci go nie
obciął – zagroził. Przełknęłam ślinę. W przeciwieństwie do Hernandez’a,
Attkinson byłby do tego zdolny. – Mów, po co przyjechałaś.
-
Na wakacje.
-
Jasne – zaśmiał się drwiąco. – A ja jestem Matka Teresa… Mów, Olga – podszedł i
złapał mnie za brodę. – Nie zmuszaj mnie, żebym użył środków przymusu, wiesz,
że tego nie lubię…
-
Nie wiem – wyrwałam się gwałtownie. – Nie znam cię. Ale i tak cię nie lubię…
-
Na pewno czytałaś moje akta przed tamtą operacją – uśmiechnął się. – A twoja
pamięć jest już legendarna. Nic się nie zmieniło…
-
To było dawno – popatrzyłam mu w oczy. – I zmieniło się bardzo dużo. Przestałam
zawracać sobie głowę takimi śmieciami jak ty… - już wiedziałam, że popełniłam
błąd mówiąc to. W oku George’a niebezpiecznie błysnęło, wziął szeroki zamach i
wyrżnął mnie w twarz. Moją głowę odrzuciło, poczułam metaliczny smak w ustach,
kiedy zęby przecięły dolną wargę.
-
Uważaj, co mówisz – syknął. – W przeciwieństwie do Hernandez’a JA umiem tego
używać – pokazał palcem na nóż.
-
Śmiało – skrzywiłam się, bo warga bolała. – Im szybciej, tym lepiej…
-
Nie będzie szybko – roześmiał się. – Będzie długo i boleśnie. Aż wyśpiewasz
wszystko, co wiesz. I nikt cię nie uratuje z moich rąk, bo kiedy w nie
wpadniesz, będziesz błagała, żebym przestał. Albo żebym cię zabił…
-
Nigdy – popatrzyłam mu prosto w oczy. – Nigdy… - powtórzyłam. Wiedziałam co
mówię. Już nigdy nie będę nikogo błagała. Zrobiłam to raz i obiecałam sobie, że
prędzej dam się zabić, niż znów poproszę o łaskę.
-
Przekonamy się – odwzajemnił spojrzenie. Po czym znów się zamachnął i jego
pięść wylądowała na mojej skroni. Odpłynęłam.
RJ łapy przy sobie! Olga nakopać do tyłka! Muszę stanąć w obronie biednego G! Rozdział świetny :) I jak zwykle znęcasz się nad moją Olgą. Mam nadzieję, że szybko ją odnajdą i co z RJ'em? Pisz szybko bo mnie ciekawość zeżre :D Niech Wen będzie łaskawy ;)
OdpowiedzUsuńoj ta Olga. Szczerze? Czasami moglaby sie zamknac :-P oczywiscie zaruje. Wszyscy lubimy pyskata Lenkov. Czekam na nexta i zapraszam do mnie:
OdpowiedzUsuńnext-story-of-agents.blogspot.com
Niestety, Olga nie umie NIE pyskować :D Taki jej urok. Sarkazm i kpina to jej drugie imię - ma to po mnie :DDDD
OdpowiedzUsuńChandni, no znęcam się. I wiem, wiem - trochę ich poniosła, ale musiałam odrobinę seksu wprowadzić, bo ostatnio posucha była :DDD
Cieszę się, że się podoba, bo szykuję kolejne niespodzianki :D