Strony

piątek, 18 lipca 2014

Po prostu Olga. Część druga.

Retrospekcja trzecia

            Mike załatwił nam wszystko, co potrzebne. Zresztą RJ miał swoją listę i bezwzględnie wyegzekwował każdą pozycję, która się na niej znajdowała. Potem dał mi dwie godziny na dotarcie do domu i spakowanie się. Podobało mi się, że był taki konkretny i stanowczy. Miła odmiana po tych wszystkich samotnych zadaniach, gdzie osobiście musiałam myśleć o każdym szczególe.
            Przyjechał po mnie dokładnie dwie godziny później. Czarny, lśniący Jeep Grand Cherokee zaparkował pod domem G, gdzie aktualnie mieszkałam. Chociaż mieszkałam, to może zbyt dosadnie powiedziane. Raczej pomieszkiwałam pomiędzy kolejnymi misjami. Miałam tu swoje rzeczy, których i tak zbyt wiele nie było. Ale i tak czułam, że to nie jest moje miejsce. Nie do końca moje. Zostawiłam Callenowi krótką wiadomość i wyszłam.

            Na to meksykańskie odludzie pojechaliśmy samochodem. Kilkanaście godzin podróży minęło nam błyskawicznie, może dlatego, że dopracowywaliśmy naszą przykrywkę i poznawaliśmy szczegóły całej akcji. To, co znaleźliśmy na pendrive’ie nie napawało optymizmem. Hernandez handlował bronią, którą zdobywał w różny sposób. Najczęściej kradł albo odkupywał za grosze od innych złodziei. Miał sporą konkurencję w tej działalności, a wygląd jego rezydencji, samochody którymi jeździł oraz ilość zatrudnionych ochroniarzy świadczyły o jakimś dodatkowym dochodzie. I o tym, że nie czuł się zbyt bezpiecznie ani pewnie.

            Chatka faktycznie znajdowała się na odludziu i otoczona była zewsząd tropikalnym lasem. Składała się z salonu, sypialni, niewielkiej kuchni, zadziwiająco dużej łazienki oraz werandy otaczającej ją ze wszystkich stron. Parterowa, całkiem dobrze wyposażona, stanowiła naprawdę przyjemne miejsce na odpoczynek. Ale ponieważ nie przyjechaliśmy tam na urlop tylko do pracy, nie mogliśmy nacieszyć się tym zaciszem. Praktycznie od razu zabraliśmy się do pracy. Sprawdziliśmy otoczenie, połączyliśmy nazwiska z twarzami i zrobiliśmy pierwszy rekonesans do miasta i pod siedzibę Hernandez’a. No cóż, to co zobaczyliśmy nie napawało nas optymizmem.
- Niezła forteca – mruknęłam, odkładając lornetkę.
- Niezła – zgodził się ze mną RJ. – Ale nie ma rzeczy niemożliwych…
- Uważasz, że damy radę? – spytałam z powątpiewaniem.
- Dziewczyno… – uśmiechnął się z pobłażaniem. 
- Jesteś bardzo pewny siebie – zauważyłam, nieco zjadliwie.
- Jestem pewny swoich umiejętności – sprostował. – I nie mów mi, że ty nie. Z tego co wiem, jesteś jedną z najlepszych agentek Ósemki…
- Sprawdzałeś mnie? – uniosłam brwi.
- Zawsze sprawdzam ludzi, z którymi mam pracować.
- Skąd ja to znam – burknęłam, przypominając sobie postępowanie Cartera. On też wszystkich sprawdzał, ale miałam nadzieję, że RJ ma mniejsze możliwości.
- No właśnie – RJ popatrzył na mnie uważnie. – Oficjalną biografię masz strasznie ubogą, trochę pokopałem, ale i tak moje wiadomości są okrojone. Jest jakiś konkretny powód, dla którego utajniono praktycznie wszystko?
- Może taki, że niepowołani do tego ludzie nie powinni się tym interesować – warknęłam. Zaczynałam czuć się jak na przesłuchaniu.
- Aha – skomentował. – Czyli brałaś udział w naprawdę tajnych operacjach, czy za dużo wiesz?
- Jedno i drugie – uśmiechnęłam się złośliwie. – Jestem chodzącą bombą zegarową. Jeden nieodpowiedni gest i wybuchnę…
- Jakoś się nie boję.
- A może powinieneś…
- Dziewczyno – pokręcił głową. Znów mnie tak nazwał, to było nawet miłe. – Trzeba znacznie więcej, żeby mnie przestraszyć…
- Lepiej wracajmy – przerwałam naszą dyskusję. Wkraczała na niebezpieczne tory.

            Po powrocie do chatki zabraliśmy się do pracy, ustalając nasze działania na kilka najbliższych dni. A te miały być bardzo pracowite. Ale miały przynieść efekt, jak się później okazało. I to taki, którego się nie spodziewaliśmy. Wszystko zaczęło się od nowej informacji z Centrali. Ludzie Hernandez’a napadli na konwój z przesyłką dyplomatyczną, jadącą właśnie do ambasady w stolicy. Dlaczego akurat ta przesyłka zamiast samolotem przewożona była autami dowiedzieliśmy się wkrótce potem. Tajne informacje o byłych, uśpionych agentach, ich powiązaniach i rodzinach, na szpiegowskich rynku osiągnęłyby zawrotną cenę. Dopóki informacja o ich skradzeniu nie wypłynie byliśmy względnie bezpieczni. Ale najmniejszy przeciek ściągnie nam na karki agentów najróżniejszych państw. Mało atrakcyjna perspektywa. Tak więc oprócz dorwania handlarza bronią doszło nam odzyskanie tychże akt. Super. To znacząco zmieniło nasze plany.

***

            W końcu drzwi się otworzyły i do środka ktoś wszedł. Otworzyłam oczy i spojrzałam. Tego człowieka znałam. Zresztą trudno byłoby go nie znać, skoro właśnie z jego powodu się tutaj znalazłam.
- Wiesz kim jestem, prawda? – podszedł do mnie i usiadł dokładnie naprzeciw, na krześle przyniesionym przez jednego z ochroniarzy.
- Luis Hernandez – mruknęłam.
- Zgadza się. Ja też wiem, kim TY jesteś – głos miał lekko zachrypnięty i mówił z charakterystycznym akcentem człowieka, który angielskiego uczył się w Anglii. Poza tym sprawiał całkiem sympatyczne wrażenie, może dlatego, że był przystojny, dobrze ubrany i zadbany. Tylko wielka spluwa w kaburze na szelkach psuła to wrażenie miłego chłopca.
- Tak? Oświeć mnie – zakpiłam. Błąd. Przestępcy tego nie lubią, a ja tak właśnie reaguję, kiedy zaczynam być wściekła.
- Może sama mi powiesz? – uśmiechnął się lekko, słysząc mój ton.
- Skoro wiesz, to po co mam mówić? – wzruszyłam ramionami na tyle, na ile pozwalał mi sznur.
- Wypadałoby się przedstawić, skoro już wdarłaś się do mojego domu…
- Zaraz wdarłaś… Zabłądziłam po prostu. A tu taka niegościnność z twojej strony – znów złośliwość.
- Niegościnność powiadasz – Hernandez zamyślił się na moment. – Przykro mi, że tak to odczułaś. Ale skoro nie chcesz mówić, to ja ci powiem, co wiem. Jesteś agentką amerykańskiego wywiadu i przyjechałaś tutaj wraz z partnerem, żeby mnie dorwać. Obserwowaliśmy was od pewnego czasu i wszystko wskazuje na to, że mój informator miał rację. Chcecie rozwalić mój biznes. Zastanawia mnie tylko, dlaczego po prostu mnie nie zastrzeliliście? No cóż, wasz błąd. Niestety, nie znam waszych szczegółowych planów, ale na pewno chętnie się nimi ze mną podzielisz…
- Podzielę się? – spojrzałam na niego nieco bezmyślnie. Pozory, bo mój umysł pracował bardzo intensywnie. Informator. Czyli kret się potwierdził. Ale nie było mowy o strzelaniu. Rozwalenie biznesu? Też. Plus odzyskanie ostatniej dostawy. Po co ją w ogóle kradli, skoro tam nie było broni? Pomyłka? Czy celowe działanie?
- Uwierz mi, zrobisz to bardzo chętnie… - znów się uśmiechnął. Ale tym razem w tym uśmiechu czaiła się groźba.
- O – skomentowałam krótko. – Jesteś bardzo pewny siebie…
- Muszę. Inaczej nie rozkręciłbym tego interesu.
- Interesu? – uniosłam brwi. – Od kiedy handel kradzioną bronią nazywa się interesami? Jak dla mnie to raczej przestępstwo, w dodatku na międzynarodową skalę. A więc ścigane przez wszystkie służby wszystkich krajów.
- Trzeba mieć odpowiednie podejście do tych służb. Wtedy zostawią cię w spokoju.
- Czyli jeszcze dochodzi korupcja – pokiwałam głową. – Uważaj co mówisz, bo każde słowo może być użyte przeciw tobie – lekko sparafrazowałam standardową formułkę używaną przez policję.
- Bardzo śmieszne – mruknął Hernandez. – Posiedzisz tu trochę bez jedzenia i picia, to od razu zmiękniesz.
- Tylko na tyle cię stać? – zakpiłam.
- Na początek – odpowiedział. – Jak to nie zadziała, mam inne metody…
- Naprawdę uważasz, że spędzę tutaj wystarczającą ilość czasu, żeby to zadziałało? Że mój przyjaciel nie będzie mnie szukał?
- Twój przyjaciel nie żyje – uśmiechnął się złośliwie i wyszedł.


            Poczułam się jakbym dostała obuchem w głowę. Niemożliwe!! RJ nie zginął!! Tłukło mi się po głowie jakieś wspomnienie, strzępek wydarzeń, który zdecydowanie zadawał kłam słowom Hernandez’a. Panika, która mnie opanowała zaczęła powoli ustępować. Odetchnęłam głęboko i znów zamknęłam oczy. Tylko tak mogłam się skupić i spróbować sobie przypomnieć dalszy ciąg wydarzeń.

4 komentarze:

  1. NIE ZGADZAM SIĘ!!!! RJ nie moze umrzec!!! Powiedz, ze Hernadez blefowal! Polubilqm RJ'a. Opowiadanie extra! Czekam na c.d. Niech Wen bedzie z Toba!

    OdpowiedzUsuń
  2. Wybacz brak komentarzy ale przez malowanie nie miałam czasu. opowiadanie świetne, ale serio - czy chociaż raz możesz napisać przygody Olgi i akcję bez męczenia jej?! Nico cię ładnie prosi :) I mam nadzieję, że nie zabiłaś RJ'a bo polubiłam go. Chociaż niech nie przystawia się do Olgi bo ona jest z G! Czy Olga ma ze sobą komórkę i zegarek? Tylko przypominam o tych miłych upominkach ;) I jestem niezmiernie ciekawa co wymyśliłaś dalej :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam nadzieję, że nie obrazisz się, jeśli się "zareklamuję"xD
    http://next-story-of-agents.blogspot.com/


    OdpowiedzUsuń
  4. Ależ proszę uprzejmie - reklamujcie się. Każdu blog o agentach i nie tylko mile widziany.
    Chandni - no właśnie: ma zegarek i komórkę? I czy skorzysta z dobrodziejstw techniki? Któż zrozumie Olgę... Nawet ja mam czasami z tym problem... :D

    OdpowiedzUsuń