Retrospekcja
trzecia
Mike załatwił nam wszystko, co
potrzebne. Zresztą RJ miał swoją listę i bezwzględnie wyegzekwował każdą
pozycję, która się na niej znajdowała. Potem dał mi dwie godziny na dotarcie do
domu i spakowanie się. Podobało mi się, że był taki konkretny i stanowczy. Miła
odmiana po tych wszystkich samotnych zadaniach, gdzie osobiście musiałam myśleć
o każdym szczególe.
Przyjechał po mnie dokładnie dwie
godziny później. Czarny, lśniący Jeep Grand Cherokee zaparkował pod domem G,
gdzie aktualnie mieszkałam. Chociaż mieszkałam, to może zbyt dosadnie
powiedziane. Raczej pomieszkiwałam pomiędzy kolejnymi misjami. Miałam tu swoje
rzeczy, których i tak zbyt wiele nie było. Ale i tak czułam, że to nie jest
moje miejsce. Nie do końca moje. Zostawiłam Callenowi krótką wiadomość i
wyszłam.
Na to meksykańskie odludzie
pojechaliśmy samochodem. Kilkanaście godzin podróży minęło nam błyskawicznie,
może dlatego, że dopracowywaliśmy naszą przykrywkę i poznawaliśmy szczegóły
całej akcji. To, co znaleźliśmy na pendrive’ie nie napawało optymizmem.
Hernandez handlował bronią, którą zdobywał w różny sposób. Najczęściej kradł
albo odkupywał za grosze od innych złodziei. Miał sporą konkurencję w tej
działalności, a wygląd jego rezydencji, samochody którymi jeździł oraz ilość
zatrudnionych ochroniarzy świadczyły o jakimś dodatkowym dochodzie. I o tym, że
nie czuł się zbyt bezpiecznie ani pewnie.
Chatka faktycznie znajdowała się na
odludziu i otoczona była zewsząd tropikalnym lasem. Składała się z salonu,
sypialni, niewielkiej kuchni, zadziwiająco dużej łazienki oraz werandy
otaczającej ją ze wszystkich stron. Parterowa, całkiem dobrze wyposażona, stanowiła
naprawdę przyjemne miejsce na odpoczynek. Ale ponieważ nie przyjechaliśmy tam
na urlop tylko do pracy, nie mogliśmy nacieszyć się tym zaciszem. Praktycznie
od razu zabraliśmy się do pracy. Sprawdziliśmy otoczenie, połączyliśmy nazwiska
z twarzami i zrobiliśmy pierwszy rekonesans do miasta i pod siedzibę
Hernandez’a. No cóż, to co zobaczyliśmy nie napawało nas optymizmem.
-
Niezła forteca – mruknęłam, odkładając lornetkę.
-
Niezła – zgodził się ze mną RJ. – Ale nie ma rzeczy niemożliwych…
-
Uważasz, że damy radę? – spytałam z powątpiewaniem.
-
Dziewczyno… – uśmiechnął się z pobłażaniem.
-
Jesteś bardzo pewny siebie – zauważyłam, nieco zjadliwie.
-
Jestem pewny swoich umiejętności – sprostował. – I nie mów mi, że ty nie. Z
tego co wiem, jesteś jedną z najlepszych agentek Ósemki…
-
Sprawdzałeś mnie? – uniosłam brwi.
-
Zawsze sprawdzam ludzi, z którymi mam pracować.
-
Skąd ja to znam – burknęłam, przypominając sobie postępowanie Cartera. On też
wszystkich sprawdzał, ale miałam nadzieję, że RJ ma mniejsze możliwości.
-
No właśnie – RJ popatrzył na mnie uważnie. – Oficjalną biografię masz strasznie
ubogą, trochę pokopałem, ale i tak moje wiadomości są okrojone. Jest jakiś
konkretny powód, dla którego utajniono praktycznie wszystko?
-
Może taki, że niepowołani do tego ludzie nie powinni się tym interesować –
warknęłam. Zaczynałam czuć się jak na przesłuchaniu.
-
Aha – skomentował. – Czyli brałaś udział w naprawdę tajnych operacjach, czy za
dużo wiesz?
-
Jedno i drugie – uśmiechnęłam się złośliwie. – Jestem chodzącą bombą zegarową.
Jeden nieodpowiedni gest i wybuchnę…
-
Jakoś się nie boję.
-
A może powinieneś…
-
Dziewczyno – pokręcił głową. Znów mnie tak nazwał, to było nawet miłe. – Trzeba
znacznie więcej, żeby mnie przestraszyć…
-
Lepiej wracajmy – przerwałam naszą dyskusję. Wkraczała na niebezpieczne tory.
Po powrocie do chatki zabraliśmy się
do pracy, ustalając nasze działania na kilka najbliższych dni. A te miały być
bardzo pracowite. Ale miały przynieść efekt, jak się później okazało. I to
taki, którego się nie spodziewaliśmy. Wszystko zaczęło się od nowej informacji
z Centrali. Ludzie Hernandez’a napadli na konwój z przesyłką dyplomatyczną,
jadącą właśnie do ambasady w stolicy. Dlaczego akurat ta przesyłka zamiast
samolotem przewożona była autami dowiedzieliśmy się wkrótce potem. Tajne
informacje o byłych, uśpionych agentach, ich powiązaniach i rodzinach, na
szpiegowskich rynku osiągnęłyby zawrotną cenę. Dopóki informacja o ich
skradzeniu nie wypłynie byliśmy względnie bezpieczni. Ale najmniejszy przeciek
ściągnie nam na karki agentów najróżniejszych państw. Mało atrakcyjna
perspektywa. Tak więc oprócz dorwania handlarza bronią doszło nam odzyskanie
tychże akt. Super. To znacząco zmieniło nasze plany.
***
W końcu drzwi się otworzyły i do
środka ktoś wszedł. Otworzyłam oczy i spojrzałam. Tego człowieka znałam.
Zresztą trudno byłoby go nie znać, skoro właśnie z jego powodu się tutaj
znalazłam.
-
Wiesz kim jestem, prawda? – podszedł do mnie i usiadł dokładnie naprzeciw, na
krześle przyniesionym przez jednego z ochroniarzy.
-
Luis Hernandez – mruknęłam.
-
Zgadza się. Ja też wiem, kim TY jesteś – głos miał lekko zachrypnięty i mówił z
charakterystycznym akcentem człowieka, który angielskiego uczył się w Anglii.
Poza tym sprawiał całkiem sympatyczne wrażenie, może dlatego, że był
przystojny, dobrze ubrany i zadbany. Tylko wielka spluwa w kaburze na szelkach
psuła to wrażenie miłego chłopca.
-
Tak? Oświeć mnie – zakpiłam. Błąd. Przestępcy tego nie lubią, a ja tak właśnie
reaguję, kiedy zaczynam być wściekła.
-
Może sama mi powiesz? – uśmiechnął się lekko, słysząc mój ton.
-
Skoro wiesz, to po co mam mówić? – wzruszyłam ramionami na tyle, na ile
pozwalał mi sznur.
-
Wypadałoby się przedstawić, skoro już wdarłaś się do mojego domu…
-
Zaraz wdarłaś… Zabłądziłam po prostu. A tu taka niegościnność z twojej strony –
znów złośliwość.
-
Niegościnność powiadasz – Hernandez zamyślił się na moment. – Przykro mi, że
tak to odczułaś. Ale skoro nie chcesz mówić, to ja ci powiem, co wiem. Jesteś
agentką amerykańskiego wywiadu i przyjechałaś tutaj wraz z partnerem, żeby mnie
dorwać. Obserwowaliśmy was od pewnego czasu i wszystko wskazuje na to, że mój
informator miał rację. Chcecie rozwalić mój biznes. Zastanawia mnie tylko,
dlaczego po prostu mnie nie zastrzeliliście? No cóż, wasz błąd. Niestety, nie
znam waszych szczegółowych planów, ale na pewno chętnie się nimi ze mną
podzielisz…
-
Podzielę się? – spojrzałam na niego nieco bezmyślnie. Pozory, bo mój umysł
pracował bardzo intensywnie. Informator. Czyli kret się potwierdził. Ale nie
było mowy o strzelaniu. Rozwalenie biznesu? Też. Plus odzyskanie ostatniej dostawy.
Po co ją w ogóle kradli, skoro tam nie było broni? Pomyłka? Czy celowe
działanie?
-
Uwierz mi, zrobisz to bardzo chętnie… - znów się uśmiechnął. Ale tym razem w
tym uśmiechu czaiła się groźba.
-
O – skomentowałam krótko. – Jesteś bardzo pewny siebie…
-
Muszę. Inaczej nie rozkręciłbym tego interesu.
-
Interesu? – uniosłam brwi. – Od kiedy handel kradzioną bronią nazywa się
interesami? Jak dla mnie to raczej przestępstwo, w dodatku na międzynarodową
skalę. A więc ścigane przez wszystkie służby wszystkich krajów.
-
Trzeba mieć odpowiednie podejście do tych służb. Wtedy zostawią cię w spokoju.
-
Czyli jeszcze dochodzi korupcja – pokiwałam głową. – Uważaj co mówisz, bo każde
słowo może być użyte przeciw tobie – lekko sparafrazowałam standardową formułkę
używaną przez policję.
-
Bardzo śmieszne – mruknął Hernandez. – Posiedzisz tu trochę bez jedzenia i
picia, to od razu zmiękniesz.
-
Tylko na tyle cię stać? – zakpiłam.
-
Na początek – odpowiedział. – Jak to nie zadziała, mam inne metody…
-
Naprawdę uważasz, że spędzę tutaj wystarczającą ilość czasu, żeby to
zadziałało? Że mój przyjaciel nie będzie mnie szukał?
-
Twój przyjaciel nie żyje – uśmiechnął się złośliwie i wyszedł.
Poczułam się jakbym dostała obuchem
w głowę. Niemożliwe!! RJ nie zginął!! Tłukło mi się po głowie jakieś
wspomnienie, strzępek wydarzeń, który zdecydowanie zadawał kłam słowom
Hernandez’a. Panika, która mnie opanowała zaczęła powoli ustępować. Odetchnęłam
głęboko i znów zamknęłam oczy. Tylko tak mogłam się skupić i spróbować sobie
przypomnieć dalszy ciąg wydarzeń.
NIE ZGADZAM SIĘ!!!! RJ nie moze umrzec!!! Powiedz, ze Hernadez blefowal! Polubilqm RJ'a. Opowiadanie extra! Czekam na c.d. Niech Wen bedzie z Toba!
OdpowiedzUsuńWybacz brak komentarzy ale przez malowanie nie miałam czasu. opowiadanie świetne, ale serio - czy chociaż raz możesz napisać przygody Olgi i akcję bez męczenia jej?! Nico cię ładnie prosi :) I mam nadzieję, że nie zabiłaś RJ'a bo polubiłam go. Chociaż niech nie przystawia się do Olgi bo ona jest z G! Czy Olga ma ze sobą komórkę i zegarek? Tylko przypominam o tych miłych upominkach ;) I jestem niezmiernie ciekawa co wymyśliłaś dalej :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że nie obrazisz się, jeśli się "zareklamuję"xD
OdpowiedzUsuńhttp://next-story-of-agents.blogspot.com/
Ależ proszę uprzejmie - reklamujcie się. Każdu blog o agentach i nie tylko mile widziany.
OdpowiedzUsuńChandni - no właśnie: ma zegarek i komórkę? I czy skorzysta z dobrodziejstw techniki? Któż zrozumie Olgę... Nawet ja mam czasami z tym problem... :D