Strony

wtorek, 15 lipca 2014

Po prostu Olga. Część pierwsza.

       Wróciłam do rzeczywistości. RJ. Skomplikowana postać. Zapewne były komandos. Zapewne lata służby w oddziałach specjalnych. Zapewne zwerbowany do Ósemki po jakiejś spektakularnej wpadce. Zapewne groźny w ekstremalnej sytuacji. Zapewne groźny w ogóle, jak mu się nadepnie na odcisk. Zapewne świetnie wykształcony. Tych „zapewne” jest znacznie więcej, ale już nic mi do głowy nie przychodziło. Więc może skupię się na tym, co wiem na pewno. Zatem: świetnie wyszkolony  żołnierz. Groźny, waleczny, bystry. Z poczuciem humoru, potrafiący błyskotliwą ripostą powalić na kolana. Jednym ciosem też. Małomówny. Pomysłowy. Przystojny. Inteligentny. Reprezentował sobą wszystkie te cechy, które zawsze pociągały mnie w mężczyznach. W sumie to Simons oddał mi przysługę, łącząc nas w parę. Jak na taki krótki staż pracy stworzyliśmy całkiem niezły duet.

Retrospekcja druga

- Zapraszam – Simons skinął dłonią w kierunku wielkiej plazmy zajmującej całą ścianę, która po chwili rozjarzyła się szarą poświatą. Już wiedziałam, co oglądamy. Przekaz satelitarny z nocnych działań. A zielone punkciki to ludzie. – To nagranie z ostatniej akcji przeprowadzonej przez specjalną grupę uderzeniową na podstawie rozpoznania CIA – dyrektor zaczął swoje wyjaśnienia. – Meksyk. Hacjenda Luis’a Hernandez’a…
W milczeniu patrzeliśmy jak komandosi (chyba?) podchodzą pod okazałą posiadłość meksykańskiego handlarza bronią. Było tuż przed świtem, wszystko spowijała szarość w różnych odcieniach, a dom wyglądał na całkowicie uśpiony. Pozory. W momencie przekroczenia granicy działki na grupę spadł grad kul. Bandyci nie czekali aż stróże prawa podejdą bliżej. I chociaż wszyscy byli wyposażeni w najlepszy sprzęt, kamizelki i inne bajery, chociaż bronili się zaciekle, nie dali rady. Wykosiła ich banda wynajętych osiłków i ochroniarzy Hernandez’a.
- Czekali na nich? – odezwałam się pierwsza, kiedy przekaz zakończył się, a ekran zgasł.
- Tak. Byli doskonale przygotowani, znali plan działań i taktykę grupy – Simon westchnął.
- Kret? – RJ uniósł brwi. Rzadko zdarzało się, że pojawiał się przeciek w sekcjach taktycznych.
- Jeszcze nie wiemy – dyrektor pokręcił głową. – Możliwe.
- A jakie jest nasze zadanie? – przeszłam do konkretów. Nie miałam ochoty na dywagacje „jest kret, czy nie ma kreta?” – Rozumiem, że celem tej grupy było złapanie Hernandez’a… Mamy to zrobić za nich?
- Nie. Potrzebujemy nowych ludzi w tym rejonie. Istnieje prawdopodobieństwo, że wszyscy zostali spaleni. Póki co, dostali rozkaz uśpienia. Możliwe, że to któryś z nich zdradził, przekonany w jakiś sposób przez Hernandez’a.
- Forsa?
- Możliwe…
- Mało pan wie – rzuciłam, bo tak naprawdę nie mieliśmy żadnych konkretów.
- To WY macie dowiedzieć się więcej i przygotować teren pod kolejną akcję. Tym razem bez wpadki. – warknął.
- Jedziemy jako…? – zawiesiłam głos, ignorując zły humor swojego szefa.
- Para turystów szukająca odludnego miejsca, żeby w spokoju nacieszyć się sobą – odpowiedział, z satysfakcją w głosie.
- Co?? – lekko mnie zatkało. Miałam dzielić pokój i łóżko z tą górą sexappeal’u?? Nosz, kur…
- Para? – RJ znów uniósł swoje brwi. Chyba nie był przygotowany na taką przykrywkę.
- A co myśleliście? – Simons wydawał się być zirytowany. – Że pojedziecie jako agenci CIA szukający handlarza bronią? Jak znajdziecie jakieś dodatkowe dowody obciążające naszego ptaszka, tym lepiej. A teraz do roboty! Mike da wam niezbędny sprzęt i wszystkie raporty na zaszyfrowanym pendrive’ie. Macie dwa tygodnie. Po tym czasie sprawę przejmie Interpol.

- Nie prościej byłoby go po prostu zastrzelić? – wymamrotałam pod nosem, idąc za RJ w kierunku wyjścia.
- Zdecydowanie prościej – jak się okazało mój partner słuch miał znakomity. Ale zareagował dopiero jak wyszliśmy i zostaliśmy sami. – Ale skoro szef każe nam szukać dodatkowych dowodów, znaczy to, co mają wcale nie jest takie mocne. Albo wszystkiego nie wiemy…
- Obstawiałabym raczej to drugie – wzruszyłam ramionami. Szliśmy korytarzem do pokoju, gdzie rezydował Mike, człowiek od „zaopatrzenia”.
- Skąd ta pewność?
- Oni nigdy wszystkiego nie mówią. A drugie dno to ostatnio standard…
- Rozumiem, że masz już w tym wprawę…
- Zbyt dużą. Ale skoro Simons każe, to sługa musi – wyszczerzyłam się w krzywym uśmiechu. RJ roześmiał się cicho.
- Chyba go za bardzo nie lubisz…
- To pytanie?
- Stwierdzenie faktu.
- Taki z ciebie dobry obserwator?
- Lepszy niż możesz się spodziewać… - mrugnął do mnie.
- I umiesz wyciągać wnioski – to też nie było pytanie.
- Umiem dużo różnych rzeczy – zatrzymaliśmy się przed pokojem Mike’a, ale nie weszliśmy do środka. Nawet nie zapukaliśmy. Staliśmy naprzeciw siebie, bardzo blisko, nie spuszczając z siebie wzroku.  Pod wpływem jego spojrzenia poczułam jak robi mi się sucho w ustach i zapragnęłam napić się czegoś. Czegokolwiek. Najlepiej lodowatej wody.
- Może kiedyś się przekonam – usłyszałam swój lekko zachrypnięty głos.
- Może kiedyś… Panie przodem – pchnął drzwi i gestem zaprosił mnie do środka.

***
Dlaczego tak dokładnie pamiętam te przeklęte dialogi, a nie pamiętam skąd się tutaj wzięłam?? Niech to szlag! Przecież nie teleportowałam się tutaj z plaży, tylko ktoś musiał mnie tu przywieźć! Olga, skup się do cholery! skarciłam się w myślach. Odetchnęłam głęboko kilka razy, ale do moich płuc dostało się tylko zatęchłe powietrze piwnicy. Nie uspokoiło mnie to zupełnie, raczej przypomniało w jakiej beznadziejnej sytuacji się znajduję. Ramiona zdrętwiały mi zupełnie, w głowie pulsowało, do tego chciało mi się pić i jeść. Nie miałam pojęcia jak długo już tutaj jestem, a co najgorsze, nic nie wskazywało jak długo tu jeszcze zostanę. Jakby na przekór tej myśli usłyszałam pierwszy od dłuższego czasu dźwięk. Ktoś właśnie przekręcał klucz w drzwiach. Po chwili te stanęły otworem, a ostre światło zalało pomieszczenie. Zmrużyłam oczy, ale i tak nic nie mogłam dostrzec. A już na pewno nie twarz człowieka, który trzymał w ręce olbrzymią latarkę. Po sekundzie w strumieniu światła pojawiła się jeszcze jedna postać. Podeszła do mnie, złapała mnie za ramiona i poderwała do góry. Chwiejne stanęłam na zdrętwiałych nogach, a mężczyzna, bo to był facet, teraz to dostrzegłam, złapał mnie za ramię i pociągnął w kierunku wyjścia. Nie miałam wyboru. Ani sił, żeby zaprotestować. Chwilę później znaleźliśmy się na korytarzu, a po niecałej minucie marszu facet wprowadził mnie do kolejnego pokoju. To pomieszczenie również nie miało okien, ale cichy szum klimatyzacji świadczył, że jest często używane. Odruchowo rozejrzałam się, ale nic ciekawego nie dostrzegłam. Tylko krzesło na środku. Przełknęłam ślinę. Właśnie takiego scenariusza bałam się najbardziej. Mężczyzna pchnął mnie lekko w kierunku jedynego mebla w pokoju i zdecydowanym ruchem na nim posadził. Potem sznurem przywiązał do oparcia, niezbyt mocno, ale wystarczająco, żebym nie mogła się ruszyć. I wyszedł. Zamknęłam oczy. Pod powiekami pojawiła mi się podobna scena z lochu pod Murmańskiem. Żeby odpędzić widok Callahana z całych sił postarałam się wrócić do dalszego ciągu tej historii, która znów wpakowała mnie w kłopoty. 

5 komentarzy:

  1. Jesteś okropna! Czemu się tak nad nią znęcasz?? Co ona ci zrobiła?... Opowiadanie jak zawsze super. Mam nadzieję, że RJ nie okaże się kretem. Pisz szybko i... Niech WEN będzie z Tobą!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Hue hue hue... Ja się dopiero rozkręcam :) Poza tym, gdybym się nie znęcała, nie byłoby ciekawie :D Naprawdę chcielibyście czytać o Oldze, która nie pakuje się w kłopoty? Jeśli tak, dajcie znać :D Może uda mi się coś takiego napisać :D
    Ja też mam nadzieję, że RJ się nie okaże :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie masz rację, Olga bez kłopotów jest jak bez ręki B-) mam jedno pytanie: Kiedy wrzucisz coś na 2 bloga. Czekam niecierpliwe.

      Usuń
  3. Biedna Olga ;___; Opowiadanie genialna - jak zawsze! Czekam na nexta! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. fajne opowiadanko, ale nie możesz przynajmniej jednego,króciutkiego opowiadanka napisać o spokojnej oldze i jej wspólnym życiu z callen'em. pozdrawiam i życzę dużo weny
    Anita

    OdpowiedzUsuń