Nie
mam pojęcia jak długo byłam nieprzytomna. Obudziła mnie lodowata woda wylana
wprost na moją głowę. Poderwałam się gwałtownie, a raczej zrobiłabym to, gdyby
nie krzesło, do którego byłam przywiązana. Ale i tak na moment zabrakło mi
tchu. Przede mną stał Attkinson w towarzystwie jednego z goryli Hernandez’a.
-
Rozwiąż ją – polecił mu sucho, co ten natychmiast zrobił. Już po chwili stałam
na własnych nogach, zastanawiając się, co tym razem mnie czeka. – Idziemy –
zakomenderował, więc popychana przez ochroniarza (który jak na moje oko raczej
był żołnierzem Attkinson’a) powoli ruszyłam. Wyszliśmy z pokoju i korytarzem
skierowaliśmy się w głąb budynku. Kilka chwil później Attkinson otworzył
metalowe drzwi i znaleźliśmy się w niewielkim, ciemnym pomieszczeniu. Tu też
śmierdziało stęchlizną, było duszno, a w powietrzu unosiły się drobinki kurzu.
Cela (to chyba najwłaściwsze określenie) była pusta, bo naga żarówka u sufitu
to przecież żadne umeblowanie. George skinął na swojego pomocnika, a ten
podprowadził mnie na środek pomieszczenia, przeciął więzy krępujące moje
dłonie, po czym bardzo sprawnie przywiązał do wielkiego haka wiszącego na
metalowym łańcuchu. Pozycja była cholernie niewygodna, co prawda nie musiałam
wspinać się na palce, żeby utrzymać równowagę i nie zawisnąć, ale i tak już
wiedziałam, że długo tak nie wytrzymam. Poza tym nie miałam pojęcia, co
ciekawego dla mnie przygotowali.
-
I co teraz? – zapytałam, patrząc na Attkinsona z nieukrywaną pogardą.
-
Teraz sobie powisisz – uśmiechnął się szeroko. – A potem… potem zobaczymy –
obaj wyszli i zostałam sama. Zamknęłam oczy. Było źle. I gdzie, do jasnej
cholery, jest RJ???
Retrospekcja
piąta
Po powrocie do chatki natychmiast
zamknęłam się w łazience. Musiałam przez chwilę pobyć sama, pomyśleć, spróbować
odzyskać równowagę, a obecność RJ temu nie służyła. Umyłam twarz zimną wodą i
spojrzałam w lustro. Patrzyłam w swoje odbicie, widziałam swoją buzię, znacznie
szczuplejszą niż kilka miesięcy temu, dzięki czemu moje czarne oczy wydawały
się dużo większe niż w rzeczywistości. Regularne brwi, nos całkiem zgrabny
(może nieco zbyt ostry, ale cóż…), lekko wystające kości policzkowe, pełne
usta, kiedyś znacznie bardziej skore do uśmiechu… Czarne, lekko zakręcone, krótkie
włosy dopełniały obrazu kobiety twardej i zdecydowanej. Przynajmniej taką
miałam nadzieję. Czy byłam ładna? Nigdy się nad tym nie zastanawiałam.
Podobałam się mężczyznom, widziałam to i nie raz, nie dwa wykorzystywałam. Nie
byłam święta, chodziłam do łóżka z wieloma facetami, z różnych powodów, nie
tylko dla przyjemności. Ale rzadko który wzbudzał we mnie takie pożądanie.
Właściwie było tylko kilku, przy których nie umiałam się opanować, którzy
działali na mnie w tak gwałtowny sposób. Cała reszta, owszem, dobrze
wywiązywała się z zadania, ale o takiej namiętności nie było mowy. Jeszcze raz
ochlapałam się zimną wodą, jeszcze raz spojrzałam w lustro. Ogarnij się, Olga! Nie wolno ci! Nie możesz
iść do łóżka z RJ! Jest twoim partnerem, nie kochankiem! Łajałam się w
myślach stanowczo i bezlitośnie. Poza
tym, masz kogoś. Kogoś, komu na tobie zależy, który cię kocha, do cholery! I
kogo ty też kochasz! Podobno… zacisnęłam palce na krawędzi umywalki na
wspomnienie G. Wcale nie było dobrze między nami, musiałam w końcu przyznać to
sama przed sobą. Miłość niczego nie gwarantowała. Wiedziałam o tym, nauczona
doświadczeniem. Im bardziej mi zależało, tym było gorzej. Zawsze. A potem był
krach, rozczarowanie i ból. Tym większy, że zazwyczaj towarzyszyło mu poczucie
winy, że znów wszystko spieprzyłam. Dość!
Skarciłam się w myślach. Nie teraz!
Wyszłam z łazienki uspokojona tylko
troszkę. Rozmyślania o G wcale mi nie pomagały. Wtedy, w Murmańsku, owszem.
Myśl o Callenie, że przyjdzie, że mnie znajdzie i uwolni z rąk tego szaleńca
była jedyną, która trzymała mnie przy życiu. Ale od tego czasu dużo się
zmieniło, pomimo naszych rozmów i deklaracji oddaliliśmy się od siebie
strasznie. G miał żal, że wróciłam, ja, że nie stara się mnie zrozumieć. Praca
też nie sprzyjała naszym relacjom, praktycznie się nie widywaliśmy. Uciekałam
od niego. A on dobrze o tym wiedział i nie mógł się z tym pogodzić. Ani temu
zapobiec.
-
Wszystko gra? – RJ przyjrzał mi się uważnie. – Strasznie blada jesteś…
-
Nic mi nie jest – potrząsnęłam głową, starając się odpędzić natrętne myśli. –
Lepiej weźmy się do pracy, bo czas ucieka… - mój partner skinął tylko głową i
zaczął rozkładać sprzęt.
Do wieczora czas zleciał nam
błyskawicznie, analizowaliśmy wszystkie zebrane informacje i ustalając plan
wejścia na teren posiadłości Hernandez’a. Musieliśmy odzyskać te przechwycone
akta i zdawaliśmy sobie sprawę, że to nie będzie łatwe i przyjemne. Ale udało
nam się nakreślić szkic działań, pozostało tylko dopracować szczegóły i zebrać
dodatkowe dane, żeby nie wejść w pułapkę. I nie skończyć jak specjalna grupa
uderzeniowa, czyli w trumnach.
Wyszłam na werandę i usiadłam na
stopniu. Noc była ciepła, na niebie lśniły gwiazdy, a księżyc wydawał się
znacznie większy niż zazwyczaj. Zapatrzyłam się w ciemność, byłam już nieźle
zmęczona tą burzą mózgów. Chciałam się wyciszyć, odetchnąć, nie myśleć o
niczym. Co nie było łatwe, bo po całym dniu spędzonym z RJ, dyskusjach,
przekomarzaniach i wspólnych posiłkach, natrętnie wracało do mnie wspomnienie
jego ust na moich. I jego rąk pod moja bluzką.
-
Olga, nie możesz – wymamrotałam do siebie.
-
Czego nie możesz? – głos za plecami całkowicie mnie zaskoczył. Mój instynkt
chyba przytłumiło pożądanie, skoro go nie wyczułam.
-
Długo tu stoisz? – zapytałam, podrywając się na nogi.
-
Kilka chwil – RJ wzruszył ramionami i podszedł do mnie. Stanął blisko. Zbyt
blisko, bo czułam jego zapach. Nie wody po goleniu, nawet nie żelu pod
prysznic. Czułam zapach mężczyzny, drapieżnika, jakby był na polowaniu, a
adrenalina temu towarzysząca uwolniła się i teraz wisiała w powietrzu. – Czego
nie możesz? – powtórzył pytanie.
-
Iść z tobą do łóżka – palnęłam z grubej rury. Co miałam do stracenia??
-
A chciałabyś? – zmrużył oczy.
-
Nie ma znaczenia – rzuciłam twardo. – Nie możemy i już!
-
Dlaczego? – przysunął się jeszcze bliżej. Tak, że praktycznie się dotykaliśmy.
– Dlaczego nie możemy? Jesteśmy tu, sami, lubimy się, podobamy się sobie… -
wyciągnął rękę i palcem przesunął po moim policzku. Chciałam się odsunąć, ale
nie mogłam. W jego głosie i ruchach było coś hipnotyzującego.
-
Nie sypiam ze swoimi partnerami…
-
Nie? – uniósł brwi i powtórzył wcześniejszy gest.
-
W co ty grasz, RJ? – zapytałam cicho.
-
To nie gra, dziewczyno – wyjaśnił, chyba rozbawiony. – To pożądanie w czystej
postaci… Pozwól mi pokazać, jak bardzo na mnie działasz… - jego palec
powędrował niżej. Szyja, obojczyk, rowek między piersiami. Zatrzymał się na
moment, jakby czekając, co zrobię. Nie zrobiłam nic, nie byłam w stanie. Tylko
zaczęłam szybciej oddychać. Wyczuł to, bo ruszył dalej. Brzuch, biodra… W końcu
jego dłonie wylądowały na moich pośladkach. Złapał mnie i przyciągnął do siebie,
lekko je ściskając. Wyrwało mi się westchnienie, co skomentował lekkim
uśmiechem. – Przecież też tego chcesz… - pochylił się i mnie pocałował. Z
trudem się odsunęłam.
-
Dlaczego tak ci na tym zależy?
-
Nie wiem… Pragnę cię, Olga – wyszeptał, gładząc mój pośladek, a jego druga ręka
powędrowała wyżej i zatrzymała się na moim karku. Palcami przesunął tuż przy
nasadzie włosów, powodując u mnie gęsią skórkę. – Ty też mnie pragniesz. Nie
zaprzeczaj… - dodał szybko widząc, że chcę coś powiedzieć.
-
Nie mam zamiaru – odparłam cicho. – Działasz na mnie jak żaden inny mężczyzna –
to była prawda. – Ale to nie oznacza, że od razu pójdziemy do łóżka…
-
Nie?
-
Nie.
-
To nielogiczne – przesunął wargami po mojej skroni. Trzymał mnie w ramionach,
delikatnie pieszcząc. – I niehumanitarne.
-
Nie przekonasz mnie… - usiłowałam być twarda, ale tak naprawdę topniałam jak
wosk pod wpływem jego dotyku.
-
Jeszcze zobaczymy… - roześmiał się. Po czym znów mnie pocałował. Tym razem
mocniej i bardziej stanowczo. Oddałam pocałunek. Wiem, to było sprzeczne z tym,
co przed chwilą powiedziałam, ale nie potrafiłam się oprzeć. Smakował wspaniale
i wspaniale całował. Dopiero po długiej chwili (która dla mnie i tak trwała za
krótko) oderwaliśmy się od siebie. Oboje ciężko oddychaliśmy, obojgu nam
błyszczały oczy i oboje czuliśmy pożądanie, które wręcz namacalnie unosiło się
wokół nas.
-
Nie, RJ – wydusiłam z siebie z trudem.
-
Dobrze – poddał się i mnie puścił. – Ale nie myśl, że nie będę próbował… -
odwrócił się i wszedł do domku. Zostałam sama. Odetchnęłam głęboko, chcąc
uspokoić rozszalałe emocje. Co się ze mną dzieje???