Strony

środa, 6 sierpnia 2014

Po prostu Olga. Część piąta.

           Otworzyłam oczy. Jeśli Attkinson mnie tu zabije, to jedną z rzeczy, której będę żałować, będzie to, że nie pogadałam szczerze z Callenem i nie wyjaśniliśmy sobie wszystkiego. Bo znowu nawarstwiły się między nami niedopowiedzenia i urazy. I jeszcze, że nie spłaciłam swojego długu wobec Nathana Cartera. Cała reszta była nieistotna.

            Miałam już dość. Byłam zmęczona, spragniona i głodna. Całe moje ciało zdrętwiało, było napięte do granic możliwości. W dodatku coraz częściej przychodziło mi do głowy, że nikt mnie nie szuka, a nawet jeśli szuka to i tak mnie nie znajdzie. Jeszcze udawało mi się zdławić panikę i przełknąć rosnącą w gardle kulę. Ale wiedziałam, że to tylko kwestia czasu, kiedy to obezwładniające uczucie mnie dopadnie i nie zechce puścić. A wtedy… Wtedy będzie mi już wszystko jedno. A do tego nie chciałam dopuścić. Oparłam policzek o bolące ramię i zamknęłam oczy. Czułam się coraz słabiej.

            Chyba ktoś usłyszał moje myśli, bo kilka minut później drzwi się otworzyły i stanął w nich Attkinson. Tym razem był sam, ubrany w spodnie od garnituru i koszulę, której rękawy podwinął do łokci.
- I jak, Olgo? – zapytał, podchodząc bliżej i klepiąc mnie po policzku. Z trudem podniosłam powieki. – Namyśliłaś się?
- Wal się – wymamrotałam, bo zaschnięte gardło i spierzchnięte wargi nie pozwalały zbytnio na mówienie.
- No, no – cmoknął z dezaprobatą. – Nie wiem, czy jesteś tak waleczna, czy po prostu głupia…
- Wybierz sobie…
- Naprawdę chcesz mnie zmusić, żeby był nieprzyjemny? To nie będzie miłe…
- Nie masz pojęcia o byciu niemiłym, bądź nieprzyjemnym…
- I tu się mylisz – zaśmiał się, po czym walnął mnie wprost w splot słoneczny. Na moment straciłam możliwość oddychania, w oczach mi pociemniało, a z ust wydobył się jęk. – Więc jak? Chcesz kontynuować?
- Cokolwiek nie zrobisz… - wyszeptałam, bo nadal brakowało mi tchu.
- Jednak jesteś głupia – skomentował, po czym uderzył mnie pięścią w żołądek. Lekko mnie odrzuciło, gdybym mogła zwinęłabym się w kłębek. Attkinson powtórzył cios, tym razem nieco mocniej. Bolało. Kolejne uderzenie i kolejny ból. Tym razem dostałam po żebrach. Jęknęłam. Więc uderzył znów, dokładnie w to samo miejsce. Już wiedziałam, że nie skończy się tylko na siniakach. Zacisnęłam zęby, żeby nie krzyczeć. Najbardziej na świecie chciałam mu oddać, ale nie byłam w stanie. Kilkanaście godzin w pozycji wiszącej zrobiło swoje. Nie czułam swoich mięśni, bolał mnie kręgosłup, a kolejne ciosy Attkinson’a tylko ten ból pogłębiały. Ale nie zamierzałam błagać o litość. Nie zamierzałam prosić, żeby przestał. W porównaniu z Murmańskiem to było nic. On chciał uzyskać informacje, ale ja potrafiłam trzymać język za zębami.
- Nie odrobiłeś lekcji – z trudem wydobyłam z siebie głos, kiedy na chwilę przestał mnie okładać.
- Co? – chyba go zaskoczyłam.
- Nie odrobiłeś lekcji – powtórzyłam. – Gdybyś mnie sprawdził, wiedziałbyś, że takie metody na mnie nie działają… - ponieważ nadal miał zdziwienie na twarzy, coś mnie tknęło. – Nie wiedziałeś, że to będę ja, prawda? Sądziłeś, że Simons zleci śledztwo miejscowym agentom…Dlatego jesteś taki zły – domyśliłam się. – Popsuliśmy ci szyki. Od początku twoim celem była ta cholerna przesyłka – fragmenty układanki wskoczyły na swoje miejsce. Od początku dziwnym wydawał mi się napad na konwój. Hernandez nie zajmował się czymś taki, jego interesowała tylko broń. – Posłużyłeś się ludźmi Hernandez’a, żeby ukraść te dane… - z każdym moim słowem wściekłość w oczach Attkinsona się pogłębiała. Czyli trafiłam. – Dla Chińczyków??
- Sami do mnie przyszli – odparł. – Zapłacili naprawdę dużo. A Hernandez bardzo się ucieszył, kiedy podałem mu agentów na tacy. Teraz mógł prowadzić interesy bez przeszkód…
- Skąd dowiedziałeś się o akcji grupy uderzeniowej? – chciałam wyciągnąć z niego jak najwięcej.
- Od jednego z agentów. Okazał się bardziej rozmowny niż ty… - zmrużył gniewnie oczy.
- Saradian… - wyszeptałam. Lenny Saradian nie nawiązał kontaktu z Centralą od blisko miesiąca. – Nie żyje?
- Nie był mi już do niczego potrzebny – wzruszył ramionami.
- Ależ z ciebie sukinsyn – wycedziłam.
- To komplement? – roześmiał się. – Ty skończysz tak samo, jeśli nie zaczniesz gadać!
- Nie boję się ciebie – popatrzyłam mu prosto w oczy. – Jesteś zwykła gnidą.
- Dziwka! – syknął i uderzył mnie w twarz. Policzek zapiekł.
- Tylko na tyle cię stać? – zadrwiłam.
- Chcesz mnie sprowokować, żebym cię zabił zanim zmuszę do mówienia?
- Po pierwsze: nie jesteś w stanie mnie zmusić do czegokolwiek – spojrzałam na niego pogardliwie. – A po drugie: to nie ja zginę, tylko ty…
- Optymistka z ciebie…
- To realizm, nie optymizm – poprawiłam go. – Nie sądzisz chyba, że mój partner tak to zostawi…
- Twój partner nie żyje…
- Jesteś pewien? Widziałeś ciało?
- Nie… - chyba do niego dotarło.
- No właśnie – satysfakcja w moim głosie była powalająca.
- Niech to szlag! – zaklął. Uśmiechnęłam się. Zauważył to, po czym zwinął dłoń w pięść i zdzielił mnie wprost w podbródek. Zamroczyło mnie, jak przez mgłę usłyszałam jak wychodzi i zamyka za sobą drzwi. Mogłam przestać udawać, że się nie boję. Bałam się jak diabli. A ta cholerna panika była coraz bliżej. Właściwie na wyciągnięcie ręki.

Retrospekcja szósta

            Plan był prosty. Czekamy aż Hernandez opuści swoją rezydencję i wkradamy się tam. Zdjęcia satelitarne posiadłości miały ułatwić nam poruszanie się po jej terenie. Mieliśmy już pojęcie o zwyczajach przestępcy, o nawykach jego ochroniarzy, wiedzieliśmy jak rozlokowane są pomieszczenia w budynku i do czego służą. Wszystko po to, by odzyskać skradzione akta. Nie wiedzieliśmy, gdzie je ukrył, ale na atak wybraliśmy taki moment, żeby mieć dużo czasu na ich odnalezienie. Czyli dzień wyjazdu Hernadez’a po kolejną dostawę. Jego samego i jego ludzi zostawiliśmy grupie taktycznej, która miała tam wejść zaraz po nas. Ale żeby mogli to zrobić musieliśmy przygotować grunt.
            Jednak coś nie wypaliło. Chociaż wydawało się, że Hernandez wyjechał, to jednak czekali na nas. Udało nam się podejść pod budynek. Tam zostaliśmy ostrzelani, żeby się bronić musieliśmy się rozdzielić i w ten sposób straciliśmy większość szans na przeżycie. To wystarczyło, żeby cały plan się rozpadł. RJ był przekonany, że się uda, ja byłam nieco bardziej sceptyczna. W momencie, kiedy pojawiła się grupa ochroniarzy, bardziej przypominająca komandosów, już wiedziałam, że coś jest nie tak.
- Co jest, kurwa?? – w słuchawce usłyszałam zdenerwowanego RJ. – Miało nikogo nie być…
- RJ! Za tobą! – krzyknęłam, bo zza rogu wyskoczyło dwóch uzbrojonych facetów. Mój partner zareagował błyskawicznie, dwa strzały, dwa trafienia.
- Dziewczyno, coś nie wyszło!
- No co ty nie powiesz! – zadrwiłam, chowając się za wielką donicą i przymierzając się do kolejnego strzału. – Musieli nas obserwować!
- Przykrywka była dobra! – on też strzelał, więc nasza konwersacja polegała na wrzaskach.
- Nie jestem taka pewna!
- Za łatwo poszło??
- Za łatwo! – potwierdziłam. – Zmieniam magazynek! – dodałam, bo akurat skończyły mi się naboje. RJ wychylił się bardziej ze swojej kryjówki, żeby mnie kryć.
- Teraz ja! – krzyknął kilka strzałów później. Zrobiłam to samo, co on wcześniej.
- Co teraz?
- Spadamy! Potem pomyślimy!

- To jazda! – skinęłam głową i ruszyłam w kierunku muru. Łatwiej było sforsować go, niż bramę. Ale daleko nie dotarłam. Zatrzymał mnie okrzyk bólu w wykonaniu RJ. Odwróciłam się i zdążyłam zobaczyć tylko jak trzyma się za ramię i przyklęka na jedno kolano. Że popełniłam błąd zrozumiałam sekundę później, kiedy czarna płachta spadła mi na głowę. Potem wszystko spowiła ciemność…

***

            Z trudem podniosłam powieki. Już wiedziałam, dlaczego nie pamiętałam jak się tutaj znalazłam. Dostałam w głowę z kolby i najzwyczajniej w świecie straciłam przytomność. I dlatego byłam przekonana, że RJ żyje. Bo sama też nie widziałam jego ciała, a takie zranienie to dla komandosa nic wielkiego. Chociaż teraz nie byłam już tego taka pewna. Ale wciąż miałam nadzieję. Która urosła do niebotycznych rozmiarów, gdy drzwi znów się otworzyły i ktoś w nich stanął. Chyba miałam omamy, bo tym kimś był RJ.
- Dziewczyno… - w jego głosie usłyszałam niedowierzanie. Podszedł do mnie i przyłożył mi palce do szyi. – Dzięki Bogu… - wymamrotał, kiedy wyczuł puls.
- Boga w to nie mieszaj – wyszeptałam.
- Będziesz żyła – chyba odetchnął z ulgą, po czym skinął na kogoś jeszcze. Z zaskoczeniem zobaczyłam jednego z ochroniarzy Hernandez’a, który podszedł do nas bez wahania. –Pomóż mi… - RJ złapał mnie w pasie, a ten drugi szybko rozciął moje więzy. Mój partner umiał myśleć, wiedział, że po tylu godzinach spędzonych na haku nie będę w stanie sama utrzymać się na nogach. Objął mnie mocno i delikatnie posadził na posadzce. – Dasz radę?
- Nie wiem… - znów szept. Nie była w stanie mówić, gardło miałam wyschnięte na wiór i język niczym kołek.
- Zabieraj ją stąd – ochroniarz wyjrzał przez drzwi i uważnie się rozejrzał. – Zanim wrócą.
- Olga, musisz mi pomóc – RJ ukucnął i zmusił mnie, żebym na niego popatrzyła. – Słyszysz? Musisz mi pomóc…
- Postaram się – skinęłam głową, więc pomógł mi wstać. Objął mnie w pasie i przełożył moją rękę przez swój bark.
- Idziemy – zakomenderował i chwiejnie ruszyliśmy. To znaczy ja chwiejnie, a on zbyt szybko. Ale po chwili dostosowaliśmy się do siebie i nie zatrzymywani przez nikogo, prowadzeni przez ochroniarza, wydostaliśmy się z piwnicy. – Szybciej, dziewczyno – ponaglał mnie.
- Staram się jak mogę – zacisnęłam zęby. Bolały mnie obite żebra, bolały nadwyrężone ramiona i nie byłam pewna swoich nóg. Skupiałam się na każdym kroku, bo każdy z nich przybliżał nas do ucieczki.
- Wiem – mruknął.
Wyszliśmy na zewnątrz, gdzie czekał na nas samochód. Nasz jeep. RJ pomógł mi wsunąć się na tylne siedzenie, kiwnął głową ochroniarzowi, który wykonał identyczny gest i wskoczył za kierownicę. Ruszył z piskiem opon, wbijając mnie w kanapę. Żwirowy podjazd zaprowadził nas do bramy, wyjątkowo otwartej na oścież. Wytrysnęliśmy na drogę, wzniecając przy okazji tumany kurzu. Nie miałam sił, żeby podziwiać widoki, czułam się totalnie zmęczona i bardzo, bardzo słaba. Odpłynęłam. 


2 komentarze:

  1. Kolejne świetne opowiadanie. Nie ma to jak być przesłuchiwanym i dowiedzieć się czegoś ciekawego ;) Uwielbiam Olgę. Kiedy wrzucisz coś na olgalenkov.blogspot.com ?
    P/s Zapraszam do mnie
    next-story-of-agents.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Super jak zawsze. Biedna Olga - meczysz ją niemiłosiernie :P Ale przynajmniej dowiedziała się trochę. No i w końcu odnalazł sie RJ :) Teraz Olga musi sie pozbierać no i zakończyć sprawę bo tak tego nie pozostawi :)

    OdpowiedzUsuń