Kiedy się ocknęłam, leżałam na
jakimś łóżku, przykryta kocem. Wokół panowała ciemność, rozświetlana jedynie
mdłym blaskiem ekranu laptopa. Przy komputerze siedział RJ i szybko stukał
palcami po klawiaturze. Obserwowałam go przez chwilę spod półprzymkniętych
powiek. Wyglądał na zmęczonego, ale zacięty wyraz twarzy dawał jasno do
zrozumienia, że tak tej sprawy nie zostawi. Chyba wyczuł moje spojrzenie, bo
oderwał wzrok od ekranu i popatrzył na mnie.
-
Obudziłaś się – uśmiechnął się lekko. – Całe szczęście.
-
Pić – wyjęczałam w odpowiedzi. Podszedł do mnie, delikatnie uniósł moją głowę i
wlał mi w usta trochę wody. Przełknęłam i poprosiłam o jeszcze.
-
Nie możesz od razu za dużo – zaoponował, kiedy chciałam znów. – Bo się
porzygasz.
-
Wiem – wymamrotałam. – Opowiedz…
-
Postrzelili mnie – zaczął, dość niechętnie zresztą. – Niegroźnie, przeszła na
wylot. Pomógł mi Barry, ten ochroniarz… No i złapali ciebie. Przyznaję,
wykorzystałem to… - przyznał ze skruchą.
-
Słusznie – powoli odzyskiwałam głos. – Też bym tak zrobiła – dodałam. W końcu lepiej zwiać i potem wrócić, niż dać
się głupio zabić, prawda?
-
Ukryłem się – ciągnął dalej. – Opatrzyłem. W nocy wróciłem po nasze rzeczy i broń.
Potem zacząłem się zastanawiać, jak cię stamtąd wyciągnąć. W jednym kawałku…
-
Dużo nie brakowało, żeby nie było co wyciągać.
-
Wiem. Co ci zrobił? – patrzył na mnie z niepokojem.
-
Nic, z czym bym sobie sama nie poradziła – burknęłam. Nie zamierzałam opisywać
mu, jak mnie bił. Za to opowiedziałam, czego się dowiedziałam.
-
Niech to szlag – gwizdnął, kiedy skończyłam. – Attkinson. Sukinsyn…
-
Kiedy odkryje, że mnie nie ma, będzie nas szukał.
-
Tu nas nie znajdzie. Poza tym Barry da nam znać, kiedy zrobi się gorąco.
-
Jesteś pewien?
-
Tak.
-
Chyba muszę ci zaufać…
-
Nie musisz – zaprzeczył. – Ale ucieszę się, gdy to zrobisz…
-
Chcę się wykąpać – zażądałam nagle. Zdałam sobie sprawę jak wyglądam i jak
cuchnę.
-
Nie ma sprawy. Jest tu nawet wanna – RJ wstał i zniknął w sąsiednim
pomieszczeniu.
Mój partner zaprowadził mnie do
łazienki, gdzie ostrożnie pomógł mi się rozebrać. Tym razem w jego gestach nie
było żadnego seksualnego podtekstu. Tylko troska i odrobina czułości. Na widok
obitych żeber jeszcze mocniej zacisnął usta.
-
Zostaw mnie – poprosiłam cicho. Nie chciałam, aby ktokolwiek oglądał mnie w
takim stanie. Skinął tylko głową i wyszedł. Powoli odwróciłam się i spojrzałam
w lustro. – No ładnie – jęknęłam. Podbite oko, siniak na podbródku i rozcięta
warga. Znów przez jakiś czas będę straszyć otoczenie. Zdjęłam bieliznę i
zaczęłam sprawdzać resztę. Wielki siniak na splocie słonecznym, posiniaczone i
obite żebra. Pomacałam się po fioletowych plamach i aż syknęłam. Bolało jak
cholera, dobrze, że ich nie połamał. Nie znalazłam żadnych śladów więcej,
chociaż wiedziałam, że nadwyrężone mięśnie będą bolały na równi z siniakami.
Ostrożnie weszłam do wanny i zanurzyłam się po szyję w wodzie.
Wyszłam z niej dopiero, kiedy
zrobiło mi się zimno, a skóra na palcach pomarszczyła niczym suszona śliwka. Ubrałam
czystą bieliznę i wyszłam z łazienki. RJ na mój widok lekko zaniemówił, a potem
podniósł się i bez wahania podszedł do mnie.
-
Pokaż się – zażądał stanowczo.
-
Spadaj – burknęłam, szukając w torbie czystych ubrań. Wyciągnęłam z niej w
końcu bojówki w kolorze khaki i czarną koszulkę.
-
Mówię poważnie – nie ustępował. – Muszę wiedzieć, co ci zrobił. Muszę znać twój
stan, bo w akcji każdy szczegół się liczy...
-
Bił mnie – syknęłam. Stanęłam prosto i uniosłam ręce nad głowę – Proszę,
podziwiaj!
RJ
przybliżył się i delikatnie palcami powiódł po mojej twarzy. A potem przyjrzał
się pozostałym siniakom, muskając je opuszkami. Poczułam dreszcz. Nie, nie było
mi zimno. Pożądanie spłynęło na mnie falą i zatrzymało się w dole brzucha.
Odetchnęłam głębiej, a nadwyrężone żebra zaprotestowały, wzniecając falę bólu.
Ale nawet ona mnie nie otrzeźwiła. Paradoksalnie, jeszcze pogłębiła to uczucie.
-
Zabiję skurwysyna – wycedził po chwili mój partner. Uniósł głowę i popatrzył mi
prosto w oczy. Nie odwróciłam wzroku, ale jeśli w moim spojrzeniu było tyle
samo pożądania i namiętności, co w jego, to oboje byliśmy w tarapatach. Palec
RJ przeniósł się z moich żeber na brzuch. Zatoczył kilka kółek, a potem
powędrował w górę. Ominął siniak na mostku, przemknął po piersiach, obojczyku i
przeniósł się jeszcze wyżej. Dłoń RJ spoczęła na moim karku, chwytając mnie
stanowczo, ale jednak delikatnie. Opuściłam ręce, a moje dłonie spoczęły na
ramionach mężczyzny. A ten przyciągnął mnie do siebie i pocałował. Mocno. Nie
bawił się w żadne subtelności, jakby wiedział, co lubię najbardziej. Oddałam
pocałunek, niezdolna przeciwstawić się żądzy, która opanowała moje ciało. I
umysł. Przyciągnął mnie do siebie, ostrożnie, żeby nie urazić bolących miejsc,
ale jednocześnie na tyle blisko, że poczułam dotyk jego ubrań na moim półnagim
ciele. Jego druga dłoń powędrowała na moje plecy, przesunęła się wzdłuż
kręgosłupa, żeby zatrzymać się na linii fig. Wsunął palec pod pasek gumki i
powiódł nim przez pośladki. Jęknęłam cicho, ta subtelna pieszczota rozpaliła
mnie do białości. Przywarłam do niego mocniej, nie zważając na odniesione rany,
a on przygarnął mnie mocniej, po czym wsunął całą dłoń po materiał majtek, by
po chwili pogładzić i ścisnąć pośladki. Moje ręce powędrowały pod jego
koszulkę, palcami badałam, pieściłam i gładziłam każdy mięsień jego torsu,
brzucha, a także pleców. Ale nie odważyłam się zejść niżej. Jeszcze nie. Za to
on nie miał takich obaw. Widząc, że nie uciekam przeniósł dłoń z karku na
biust, pieszcząc go i masując. A kiedy moje brodawki skurczyły się pod wpływem
tego dotyku, wsunął palce pod materiał stanika i gładził je, powodując u mnie
totalny odjazd. Mój opór, nawet jeśli na początku jakiś był, stopniał do zera.
Pieścił mnie, całował, nasze języki wariowały, oddechy się splatały i oboje nie
mogliśmy przestać. Byliśmy już bardzo blisko przekroczenia tej cienkiej
granicy, kiedy w nasze umysły wdarł się natrętny dźwięk telefonu. Ostry i
donośny, sprawił, że na moment znieruchomieliśmy, żeby po chwili oderwać się od
siebie.
-
Niech to szlag! – oprócz tego RJ wyrzucił z siebie kilka innych niecenzuralnych
słów, głównie po hiszpańsku. Jednego z nich nie znałam, ale nie dopytywałam, co
znaczy.
-
Odbierz – rzuciłam zachrypniętym głosem i wyswobodziłam się z jego ramion.
Zrobił to nad wyraz niechętnie, ale posłuchał. A kiedy rozmawiał, błyskawicznie
poprawiłam bieliznę i ubrałam wcześniej przygotowane ciuchy. Gdy skończył,
popatrzył na mnie z nieukrywanym żalem, ale nie skomentował.
-
Dzwonił Simons – odezwał się po chwili. – Mamy zielone światło…
-
Świetnie – mruknęłam, po czym popatrzyłam na mojego partnera z wściekłością. –
Ten dupek zabrał mi zegarek i telefon!
-
Kupisz sobie nowy – machnął ręką, wracając do laptopa.
-
Takiego nie kupię – zaprotestowałam. – Był od przyjaciela…
-
Może go odzyskamy. Chodź, musisz coś zjeść, a potem odpocząć. Mamy mnóstwo
pracy i mało czasu…
-
Pod warunkiem, że Attkinson nie zorientuje się wcześniej, że ktoś mnie zabrał…
-
Niech się orientuje – RJ wzruszył ramionami. – Czeka go niespodzianka.
-
Nie lubię niespodzianek – warknęłam, pełna złych przeczuć. – Ani prowizorki.
-
Mój plan nie jest prowizoryczny – obraził się RJ. – A niespodzianka jest…
bombowa.
Popatrzyłam
sceptycznie, ale nic nie powiedziałam. Bombowe niespodzianki to raczej nie jest
dobry sposób na rozwiązywanie problemów.
Siedząc na sofie, po turecku i jedząc kanapki,
przeglądałam zebrane przez RJ materiały i jednym uchem słuchałam jego planu. Był
szalony. Zakładał powrót do rezydencji Hernandez’a i załatwienie wszystkich tam
obecnych. Bez wsparcia grupy uderzeniowej.
-
Zwariowałeś?? – spojrzałam na niego ze zdumieniem. – Mamy iść sami?? Przecież
nas załatwią!
-
Nie załatwią – zaprotestował. – Barry i ja rozmieściliśmy ładunki wybuchowe w
strategicznych miejscach budynku. Wejdziemy w momencie eksplozji. To
wyeliminuje większość ochroniarzy. Pozostali będą na tyle oszołomieni i
zaskoczeni, że spokojnie damy im radę.
-
A co z przesyłką?
-
Jest w sejfie, w bibliotece, która jest jednocześnie gabinetem Hernandez’a –
wyjaśnił. – Bez problemu zabierzemy dokumenty i znikniemy…
-
Jak słyszę „bez problemu” to zaraz przypominają mi się wszystkie te misje,
które miały pójść łatwo i przyjemnie, a okazywały się największymi niewypałami
– odpowiedziałam z przekąsem.
-
Tym razem tak nie będzie – zapewnił mnie. – Nie mamy nic lepszego – dodał.
-
Szlag – zaklęłam. – Masz racje, nie mamy. Kiedy zaczynamy?
-
Ładunki wybuchną za dwie godziny…
-
Czyli nie mamy zbyt wiele czasu, żeby się przygotować – mruknęłam, ostrożnie
wstając. – Gdzie nasza broń? – zapytałam, rozglądając się wokół. Mieliśmy
zapasowe pistolety i magazynki, ukryte w chatce.
-
Torba – brodą pokazał na czarną torbę w rogu pokoju.
-
Świetnie – sięgnęłam po nią i wydobyłam nasz arsenał. Może nie było tego dużo,
ale w końcu było nas tylko dwoje, a jeśli ładunki zrobią swoje, powinno
wystarczyć.
Godzinę później, uzbrojeni, z
zapasowymi magazynkami, wsiedliśmy do jeep’a. RJ klucząc podjechał pod
rezydencję i zaparkował wóz w gęstych krzakach. Wysiedliśmy i ostrożnie
podeszliśmy bliżej. Zaczynało świtać, kiedy schowani za rozłożystymi krzewami,
przygotowywaliśmy się do wejścia. Oprócz budynku, Barry kilka ładunków umieścił
w murze okalającym posiadłość, więc nie musieliśmy się martwić o bramę.
Czekałam z niecierpliwością na początek, chciałam wykonać to zadanie i chciałam
dorwać Attkinsona. Nie miałam zamiaru tak tego zostawić, a ponieważ zawsze sama
rozwiązywałam swoje problemy, nie brałam nawet pod uwagę, że RJ może mnie w tym
zastąpić.
Dzięki Bogu! Niech żyją telefony! RJ niech się pilnuje. Lubię go, ale bez przesady... Gdyby posunął się dalej, chętnie przeczytalabym o jego spotkaniu z wkurzonym Callenem. Ogólnie extra, ale to przeciez wiesz :-P czekam niecierpliwie na nexta
OdpowiedzUsuń