Strony

czwartek, 3 stycznia 2013

Pewnego pięknego dnia... Część 8.


       Kiedy wróciliśmy do biura, okazało się, że DiNozzo i David nie próżnowali. Na nasz widok Tony odłożył trzymany właśnie w ręce telefon i złapał pilota od plazmy.
- Szefie, mamy coś! – zawołał.
- Mów!
- Sprawdziliśmy zapisy kamer sprzed bloku Nicky. Hautmann i Larrow oraz pozostała piątka zapakowali się do dwóch SUV’ów i odjechali na południowy-zachód.
- Ściągnęliśmy zapisy monitoringu miejskiego – wtrąciła się Ziva. – Oba auta wyjechały z miasta i udały się w kierunku Norfolk. Daliśmy na nie BOLO, ale na razie bez echa…
- Dobrze – Jethro lekko skinął głową. Chciał coś dodać, ale przeszkodziła mu jego komórka. – Tak, Gibbs – odebrał. Słuchał przez chwilę w milczeniu. – Zaraz będę – rozłączył się i spojrzał na mnie. – Joe jest już po operacji, można z nim porozmawiać. Zbieraj się. A wy – rzucił swoim agentom. – Szukajcie dalej. Gdzieś muszą wypłynąć…

        Szpitale zawsze przyprawiały mnie o dreszcze. Nie lubiłam ich atmosfery, zapachu, widoku białych kitli i pielęgniarskich czepków. Kojarzyły mi się wyłącznie z bólem i śmiercią. Ze strachem o życie najbliższych i smutnymi wiadomościami. Nie inaczej było tym razem. Kiedy weszliśmy do sali zajmowanej przez Joe’ego aż się wzdrygnęłam. Był strasznie blady, podłączony do plątaniny kabli i rurek, i sprawiał wrażenie tak cholernie bezradnego. Ale patrzył przytomnie, a na nasz widok wyraźnie się ożywił.
- To wy mnie znaleźliście? – odezwał się chrapliwie. Gibbs w odpowiedzi tylko skinął głową.
- Jak się czujesz? – zapytałam, podchodząc bliżej.
- Znacznie gorzej niż wyglądam…
- Za dobrze nie wyglądasz – prychnęłam.
- Jak zwykle szczera do bólu.
- Znasz mnie, Joe. Nie jestem zbyt miła.
- Jesteś miła, cukiereczku – odparł na to. – Czasami…
- Kto do ciebie strzelał? – przerwał nam sucho Gibbs. Nigdy nie lubił Collinsa i nigdy tego nie ukrywał. Strasznie drażnił go jego sposób bycia oraz to zbieranie informacji.
- Ta mała suka, Katja – Joe rzucił krótkie spojrzenie na agenta.
- Co o niej wiesz? – Jethro kontynuował swoje przesłuchanie.
- Zabójczyni do wynajęcia, Rosjanka… - Joe powtórzył w zasadzie to, co już wiedzieliśmy. – Pracuje dla Hautmanna…
- Wiesz o tym? – wtrąciłam się gwałtownie. – Skąd?
- Od Wyatt’a – wyznał bez oporów.
- Co takiego?? – osłupiałam. – Kiedy ci powiedział?
- Wczoraj rano. Zaraz potem zginął. Zostawił u mnie kopie swoich plików, podejrzenia co do zamachu na Sekretarza Marynarki i zwiał.
- Dlaczego nie powiedziałeś mi tego, kiedy dzwoniłam?
- Nie przekazuję niesprawdzonych informacji, powinnaś już to wiedzieć – spojrzał na mnie z wyrzutem. – Musiałem najpierw przekonać się, czy to faktycznie prawda, ale miałem kilku ważnych gości i nie zdążyłem. A potem ta mała żmijka zabiła moich ochroniarzy i chciała sprzątnąć mnie…
- Gdzie znajdę Karla?
- Nie mam pojęcia…
- Nie kłam – poprosiłam.
- Nie mam pojęcia – powtórzył. – Wiem tylko, że wciąż pracuje dla Henriques’a…
- Zajebiście – westchnęłam. Gustavo Henriques, hiszpański handlarz bronią, którego z Gibbsem rozpracowywaliśmy w Barcelonie. Karl był jego prawą ręką, odpowiedzialną za przemyt. Kiedy udaremniliśmy kolejny transport nieźle się wkurzył. Chcieliśmy zgarnąć również jego, ale nas ubiegł.
- Joe, po co Hautmann wprowadził Katję do firmy Nicky? – dość nieoczekiwanie odezwał się Gibbs.
- Henriques i Wyatt mieli jakieś nie załatwione porachunki. Z tego co się zorientowałem, Martin wykiwał go na całkiem niezły szmal. I zniknął. I to na tyle skutecznie, że Gustavo nie mógł go znaleźć. Zlecił to Hautmannowi, a ten postawił sobie za punkt honoru odnalezienie Wyatt’a. To miał być ostatni punkt rehabilitacji po Barcelonie – Joe spojrzał na nas znacząco. – Przez przypadek trafił do Dubaju, tam przyuważył Nicky i Martina, ale nie zdążył zareagować. Ale miał już punkt zaczepienia. Zmienił więc kierunek poszukiwań, a kiedy okazało się, że Nicoletta Meavly i Nicoletta Sheridian to jedna i ta sama osoba, która w dodatku może mieć kontakt z Wyatt’em, zaangażował Katję…
- Pilnowała mnie? – wtrąciłam cicho.
- Dokładnie. W końcu się doczekała. Zjawił się Martin. Poderwała go. Ale musiała gdzieś popełnić błąd, bo Wyatt zaczął coś podejrzewać. Szpiegowali się nawzajem. Gdy Martin odkrył kim jest naprawdę, było już za późno. Poszły maile do SecNav’a z groźbami, pojawiło się NCIS. Więc przyszedł do mnie. Zanim zdążyłem cokolwiek zrobić, już nie żył. Musiała go śledzić, bo potem zjawiła się u mnie…
- Po co grozili Sekretarzowi? – kolejne kluczowe pytanie Gibbsa.
- Nie mam pojęcia. Możliwe, że naprawdę chcieli go zabić. Teraz to już raczej niemożliwe, bo po pierwsze SecNav ma dodatkową ochronę, a po drugie, nie mają kozła ofiarnego. Nie będą ryzykować…
- Chyba, że poświęcą Katję - odezwałam się, patrząc na Gibbsa ponuro. - To w stylu Henriques’a…
- Nie jestem pewien, czy pieniądze za śmierć Sekretarza są wystarczające, biorąc pod uwagę ryzyko – zauważył przytomnie agent. – Muszą wiedzieć, że nawet poświęcenie Novak nie zagwarantuje im bezpieczeństwa…

      Wyszliśmy z sali w nienajlepszych nastrojach. To, co powiedział nam Joe nie napawało optymizmem. Jedynym pocieszeniem było to, że SecNav był w miarę bezpieczny i mogliśmy skupić się na szukaniu Karla, a nie na chronieniu rządowego tyłka.
- Postawisz ochronę przed jego drzwiami? – zapytałam, patrząc ponuro na Gibbsa.
- Tak – odparł krótko, sięgając po telefon. Odszedł dwa kroki, rzucił do słuchawki kilka zdań i schował aparat do kieszeni. – Chodź – kiwnął na mnie ręką. – Wracamy…

     Opuszczając budynek szpitala rozejrzałam się uważnie po parkingu. Stało na nim kilka samochodów, wliczając w to granatowego sedana, którym przyjechaliśmy. Kręciło się kilkoro ludzi, ale każdy z nich gdzieś się spieszył i nie zwracał na nas uwagi. Wsiadłam do auta i zapinając pasy, spojrzałam na Gibbsa. Patrzył przez przednią szybę i ostrożnie manewrował wozem, wyjeżdżając. Wpatrując się w jego profil, poczułam, że spływa na mnie tak długo oczekiwany spokój. Zawsze tak na mnie działał. No, nie tylko tak, ale pracując razem nauczyłam się jednego. Zawsze miał jakiś plan i na ogół ten plan wypalał. W Barcelonie nam nie wyszło, ale to akurat było wynikiem kilku niesprzyjających wydarzeń. I niekorzystnego układu planet, jak mniemam.
Wyjechaliśmy na ulicę i skierowaliśmy się w stronę wybrzeża, do biura.
- Dlaczego mi się tak przyglądałaś? – zapytał nagle Gibbs. Cholera, jednak zauważył. Wzruszyłam ramionami.
- Może lubię na ciebie patrzeć? – mruknęłam.
- Nicky, bądź poważna – westchnął.
- A ty trochę wyluzuj. Nie myślałam, że straciłeś poczucie humoru…
- Poczucie humoru? – rzucił mi szybkie spojrzenie. – Miałem kiedyś coś takiego?
- Dawno temu…
Nic nie odpowiedział, tylko z powrotem wbił wzrok w drogę przed nami. I całe szczęście, bo tylko to nas uratowało. Czarny SUV pojawił się nagle, wyprysnął z bocznej uliczki i prawie wbił się w prawy bok naszego auta. Prawie, bo Gibbs jakimś cudem zdołał skręcić i ominął jego przedni zderzak dosłownie o włos. 



1 komentarz:

  1. O wow! Super. Wyjaśnia się ta cała intryga. No proszę, Gibbs potrafi działaś relaksująco, nawet jeśli to robi nieświadomie :) Ale dobrze, że uważał podczas jazdy. Tylko mi ich teraz nie zabijaj :P Ale zapewne wyjdzie na to, że tak naprawdę robili to tylko by dopaść Nicky i Gibbsa, by zemścić się za Barcelonę.

    OdpowiedzUsuń