Uff, udało się :D Wena się w końcu zlitowała i pozwoliła mi dokończyć. Troszkę mnie tu nie było, ale urlop, wyjazd... Sami rozumienie :D Dzisiaj one-shot - takie pomieszanie z poplątaniem :D Według pomysłu Lovatic i w klimacie Tivy :D Mam nadzieję, że się spodoba :D
Alexandretta
***
-
Ghrrr!!!! – Ziva David, oficer łącznikowy Mossadu przy NCIS, ze złością
trzasnęła klawiaturą o blat biurka, po czym, po chwili namysłu, dołożyła drugie
uderzenie w monitor. Jak ona nienawidziła tego komputera i tego cholernego
systemu!! Strasznie żałowała, że nie ma tutaj McGee, który w mig by to
naprawił. Ale McGee był w chwili obecnej na urlopie, więc nie pozostało jej nic
innego jak spróbować bardziej brutalnych metod na tym okropnym sprzęcie.
-
Nie wiem, czy to jest dobry sposób traktowania komputera – usłyszała nagle obok
nieznajomy głos. Gwałtownie uniosła głowę. Z boku jej biurka, opierając się o
przepierzenie, stał młody, obcięty na zapałkę, mężczyzna i lekko się uśmiechał.
-
To jest dobry sposób na traktowanie wszystkiego – Ziva natychmiast odpowiedziała
na jego zaczepkę.
-
Wszystkiego? – uniósł lekko brwi – Czy wszystkich?
-
To zależy – odparła wymijająco – Kim jesteś? – spytała, przyglądając mu się
ciekawie.
-
Przepraszam, nie przedstawiłem się – zreflektował się mężczyzna – Agent
Specjalny G Callen, NCIS Los Angeles… - wyciągnął rękę, żeby się przywitać.
-
Ziva David, oficer łącznikowy Mossadu – poderwała się z krzesła i podała mu
swoją dłoń. Miał mocny uścisk, konkretny i stanowczy. Właśnie to Ziva ceniła w
mężczyznach. Ich siłę.
-
Mossad? – znów uniesienie brwi.
-
Po co przyjechałeś? – szybko zmieniła temat.
-
Zivo, gdzie twoja gościnność?? – z boku rozległ się głos jej szefa, który jak
zwykle pojawił się znikąd. Za nim dreptał Tony DiNozzo ze strasznie udręczoną
miną. – Callen – Gibbs skinął przybyszowi głową.
-
Gibbs – G wykonał podobny gest, nawet nie ruszając się z miejsca.
-
Bardzo Specjalny Agent Anthony DiNozzo – Tony postanowił sam się przedstawić,
bo ani Gibbs, ani Ziva nie zamierzali tego najwyraźniej zrobić. Poczuł się
pominięty.
-
Callen – mężczyzna nawet się poruszył.
-
To imię, czy nazwisko? – zainteresował się nieco złośliwie DiNozzo. Może
dlatego, że Ziva zbyt przesadnie przyglądała się ich gościowi.
-
Po prostu Callen – agent rzucił mu krótkie spojrzenie. – Podobno znaleźliście coś
interesującego… – znów zwrócił się do Gibbsa.
Ten
w odpowiedzi skinął na niego dłonią, idąc już
kierunku laboratorium. Mężczyzna bez słowa ruszył za nim.
-
Cześć, Abby! – zawołał Callen stając w progu królestwa czarnowłosej Gotki.
-
Callen!! – laborantka odwróciła się błyskawicznie i po chwili G zatonął w jej
mocnym uścisku.
-
Udusisz mnie – wystękał, starając się nie upaść na podłogę pod ciężarem
kobiety.
-
Przepraszam, przepraszam – puściła go natychmiast. – Strasznie się cieszę, że
cię widzę! Gibbs mówił, że przyjedziesz, ale nie powiedział dokładnie, kiedy.
Jak lot? Pewnie zmęczony jesteś? Jak reszta ekipy? Przyjechali z tobą? – Abby
gadała jak nakręcona, w ogóle nie zwracając uwagi na Gibbsa, który usiłował jej
przerwać.
-
Abby… Abbs! – krzyknął w końcu lekko poirytowany Jethro. Pod wpływem tego
okrzyku, laborantka umilkła i rzuciła mu nieprzychylne spojrzenie – Abby –
powtórzył nieco łagodnej – Pokaż Callenowi, co znalazłaś…
- Ach, tak – laborantka natychmiast odwróciła się do
komputera – Przy zwłokach bosmana Morrisa znaleźliśmy listę z nazwiskami. –
wyświetliła dokument na monitorze – Zainteresowało nas szczególnie jedno… –
podświetliła odpowiednie.
Callen przeczytał i rzucił Gibbsowi zaskoczone spojrzenie.
Mark Tallison, jego przykrywka z operacji „Calisto”.
- Reszta nazwisk? – zapytał.
- To są cele, Callen – odpowiedział cicho Gibbs – Trzy osoby
z tej listy już nie żyją. Mamy podstawy podejrzewać, że możesz być następny.
Według kartoteki, Mark Tallison mieszka w LA. Dlatego Vance kazał ci tu przylecieć…
- Umiem się bronić – Callen zmrużył gniewnie oczy. Doceniał
troskę Gibbsa, ale tam był u siebie i miał przyjaciół, na których zawsze mógł
liczyć. I tam była Olga, której przecież nie mógł zostawić.
- Przed strzałem w tył głowy też? – spytał cierpko Gibbs.
- Wszyscy z tej listy tak właśnie zginęli – wyjaśniła Abby,
bo G umykając spojrzeniem w bok, zahaczył właśnie o nią. – Najczęściej
wychodząc z domu do pracy…
- Nic podejrzanego nie zauważyłem.
- Oni też nie. – Gibbs nie miał zamiaru odpuszczać – Może ci
się to nie podobać, ale nikt nie ma zamiaru ryzykować… - mówiąc to skinął na
niego ręką, każąc iść za sobą. Abby uśmiechnęła się pokrzepiająco do G, którego
mina wybitnie świadczyła, co o tym wszystkim myśli.
- Wszystko o operacji „Calisto” – rozkazał Gibbs, kiedy
znaleźli się w biurze – Mów!
G westchnął. Tego się obawiał.
- Chodziło o kradzież dużej partii broni z transportu do
naszej bazy w Syrii. – Callen nie wdawał się w szczegóły – Okazało się, że to
dobrze zorganizowana siatka miejscowych handlarzy. Wszystko sprzedali grupie
terrorystycznej, która zrobiła z niej użytek likwidując pewną wioskę. –
słuchali go w milczeniu – Jako Mark Tallison, doradca do spraw bezpieczeństwa,
nawiązałem kontakt z szefem tej grupy i zacząłem dla niego pracować. Wszystko
widziałem. Kiedy zdobyłem wystarczającą ilość dowodów, przekazaliśmy sprawę służbom
międzynarodowym odpowiedzialnym za tropienie ludobójców.
- To wszystko? – Gibbs spojrzał na niego przenikliwie.
- Na tym moje zadanie się skończyło. Nie znam tych ludzi z
listy, nie wiem, dlaczego moja przykrywka wypłynęła i kto chce mnie zabić.
- Dowiemy się. Do tego czasu masz zakaz opuszczania tego
budynku. – Gibbs uznał rozmowę za zakończoną i odebrał wściekle dzwoniący
telefon.
Przez kolejne dwa dni zespół prawie nie opuszczał biura,
przeczesując wszystkie akta sprawy dotyczące operacji „Calisto” i szukając
jakiegokolwiek punktu zaczepienia. Jak na razie nic nie mieli, za wyjątkiem
kolejnego trupa z listy. Morderca ominął osobę Callena i zabił następną w
kolejności. Najwyraźniej, był w LA, a kiedy nie znalazł swojego celu, wrócił do
DC, żeby kontynuować.
- Proszę, to dla ciebie – Ziva podała G kubek z kawą. Agent
siedział na ławeczce w głębi holu i niezbyt przytomnym wzrokiem wpatrywał się w
ścianę naprzeciwko.
- Dziękuję – ocknął się na głos kobiety i wziął od niej
napój, jednocześnie przesuwając się na bok i robiąc jej miejsce obok siebie. Ta
usiadła, a z jej ust wyrwało się westchnienie ulgi – Ciężki dzień?
- Jak co dzień – wzruszyła ramionami – Gibbs nigdy nie daje
nam taryfy ulgowej.
- Domyślam się – Callen lekko się uśmiechnął – Ale jest
dobry w tym co robi…
- Najlepszy – poprawiła go Ziva.
- A Tony?
- Co, Tony? – zdziwiła się.
- Co was łączy?
- Tylko praca…
- Akurat – mruknął – Przecież widzę, jak na ciebie patrzy…
- Czyli? – nie zrozumiała.
- Podobasz mu się…
- Gadanie – prychnęła – Tony to mój partner. Owszem, dobrze
nam się razem pracuje, ale nic poza tym. I to nie twoja sprawa – dodała,
wstając.
- Hej – złapał ją za rękę – Nie złość się. Tylko pytałem…
- Przepraszam – westchnęła – Jestem już zmęczona, a twoje
pytania są zbyt… osobiste.
- Zawsze tak reagujesz?
- Nie lubię mówić o moim życiu prywatnym – odparła – To MOJE
życie i nic nikomu do niego! – rzuciła wymowne spojrzenie na jego rękę,
spoczywającą cały czas na jej przedramieniu.
- Nie unoś się tak – poprosił, zabierając dłoń – Po prostu,
czasami warto postawić wszystko na jedną kartę…
- Filozof się znalazł – prychnęła, ale usiadła z powrotem –
Ty postawiłeś? – zaciekawiła się, niejako wbrew sobie.
- Owszem – uśmiechnął się – Opowiem ci, jak to było… -
pochylił się lekko w jej stronę.
Ta scena nie uszła uwadze Tony’ego. Już od pierwszej chwili
znielubił Callena właśnie za to, w jaki sposób Ziva na niego patrzyła. Jak się
do niego uśmiechała i z jaką uwaga słuchała jego wynurzeń. Owszem, był tajnym
agentem, pracował przy wielu niebezpiecznych misjach, co w pewien sposób
zbliżało go do Zivy, ale czy to zaraz znaczyło, że był lepszy od niego?? Od
Bardzo Specjalnego Agenta Anthony’ego DiNozzo?? Który zęby zjadł na policyjnej
robocie i który miał na swoim koncie niemało sukcesów?? Jak ten dupek z LA
śmiał podrywać jego Zivę?? Jego, w sensie współpracy, oczywiście. Chociaż na
początku był dość sceptycznie nastawiony do osoby „szpiega z Mossadu”, to
teraz, po prawie dwóch latach, nie wyobrażał sobie innego składu zespołu.
Zgrzytnął zębami i zdecydowanym krokiem ruszył w kierunku gruchającej pary.
- Nie chcę przeszkadzać w tej uroczej wymianie doświadczeń –
odezwał się najbardziej zjadliwym tonem na jaki było go stać – Ale mamy zapis z
monitoringu do przejrzenia.
- Już idziemy – Ziva wstała, rzucając mu zabójcze spojrzenie
– Zazdrośnik – mruknęła cicho, mijając go zgrabnie w ciasnym korytarzu.
Tony’ego zamurowało. Zazdrośnik??
- Tak, już idziemy – Callen, wbrew temu co powiedział, nawet
nie ruszył się z miejsca, patrząc na mężczyznę kpiąco.
- I czego się gapisz? – warknął, wyprowadzony z równowagi
DiNozzo.
- Podziwiam idiotę, który marnuje swoją szansę – odparował
G.
- Ostrzegam cię – Tony odruchowo uniósł pieść do góry –
Dotknij ją, a cię zabiję… - odwrócił się na pięcie i szybkim krokiem poszedł do
swojego biurka.
- Uhlalala – Callen cmoknął – Robi się ciekawie…
- Znam tego gościa! – zawołał G mniej więcej w połowie taśmy – Był w Syrii…
- A konkretniej? – warknął Gibbs, nie doczekawszy się
dalszego ciągu.
- Był ochroniarzem korpusu dyplomatycznego, który przejmował
ode mnie dowody – G nie wierzył własnym oczom – To niemożliwe! Szpiegował?
- Może podkupili go później – Ziva już szukała nazwiska człowieka
wskazanego przez Callena – Kiedy zaczęły się aresztowania i chcieli się
dowiedzieć, kto za tym stoi.
- Kto ich sprzedał – wtrącił Tony.
- Ale możliwe, że pracował dla nich wcześniej – Ziva rzuciła
groźne spojrzenie koledze. To nie był dobry moment na takie teksty. – Jest! –
ucieszyła się po chwili – Nazywa Jeremy Sweetson, jest byłym… snajperem –
dokończyła, patrząc na Gibbsa.
- Adres – jej szef był zdecydowany zakończyć tą sprawę jak
najszybciej. Napięcie panujące w zespole zaczynało doprowadzać go do szału. Ziva
podała. – Jedziemy! – rozkazał – Ty też – wskazał na Callena, który natychmiast
poderwał się z krzesła.
- On naprawdę tu mieszka? – Tony ze zdziwieniem i z
niesmakiem rozejrzał się wokół. Stary, sypiący się budynek na obrzeżach
Waszyngtonu, bez łazienki, bez żadnych cywilizacyjnych zdobyczy. Brud, smród i
wielka pancerna szafa stojąca pod ścianą.
- Taki był adres – Ziva zaczęła się tłumaczyć – Nic innego
nie mamy…
- Ale tu?? – Tony nadal nie dowierzał, że ktokolwiek może
mieszkać w takich warunkach.
- Dobra, dość – przerwał im Gibbs – DiNozzo, stań na czujce,
żeby nas ten świr nie zaskoczył, Callen, rozejrzyj się dokładnie, może
znajdziesz coś, dlaczego zabija – agent sprawnie rozdzielał zadania – Zivo,
spróbuj otworzyć tą szafę…
Kilka minut później mebel stanął otworem ukazując tajemnice
swojego wnętrza. A dokładniej, przepiękny zestaw karabinów snajperskich z
wszelkimi możliwymi akcesoriami i udogodnieniami. Ziva aż jęknęła z zachwytu
widząc tak doskonałą broń. Jednocześnie G znalazł laptopa, którego bez
problemów uruchomił. Zawarta w nim korespondencja odpowiedziała na ich pytania
dotyczące zleceniodawcy.
- Nie wiem, czy ten człowiek jest tak pewny siebie, czy po
prostu głupi – odezwał się Callen nie odwracając wzroku od monitora – Wysłał
listę oraz potwierdzenia zapłaty z maila ze swoim nazwiskiem…
- Czyli? – Gibbs ruszył w jego stronę.
- Adam Richter – odparł G – Przedstawiciel ONZ przy
amerykańskiej ambasadzie w Syrii. To on zorganizował przekazanie dowodów,
załatwił miejsce i ochronę…
Gibbs bez słowa sięgnął po komórkę i wybrał numer Abby.
Polecił jej sprawdzić nowego podejrzanego, głównie jego finanse i przeszłość.
Odpowiedź przyszła szybciej niż się spodziewali.
- To jakiś hochsztapler ,Gibbs – krzyczała laborantka z
głośnika telefonu Gibbsa – Kiedy był w Syrii regularnie otrzymywał wpłaty z
konta firmy należącej do Abu ab’Saheva, tego terrorysty od ludobójstwa. Miał go
chronić. Dlatego tak nalegał na przekazanie dowodów. Wszystkie zniszczył i
sprawa utknęła w martwym punkcie. A ta lista to są wszyscy „doradcy”, którzy
pracowali dla ab’Saheva, a którym udało się stamtąd wyjechać w jednym kawałku.
To głównie najemnicy oraz jeszcze jeden tajny agent. Do tej pory siedzieli
cicho, ale nagle ktoś zainteresował się ponownie osobą Abu i zaczął węszyć. Chciał
przekonać tych wszystkich ludzi, żeby zeznawali. Niestety, zabrał się za to
zbyt amatorsko, ab’Sahev się dowiedział i postanowił zlikwidować wszystkich
świadków swoich zbrodni. Zlecił to Richterowi, a ten zapłacił Sweetson’owi. A
Sweetson zaangażował bosmana Morrisona, a gdy zdobył dla niego wszystkie
adresy, zabił go…
- Dobra robota, Abby – Gibbs rozłączył się i spojrzał na
swoich współpracowników. Milczeli, jakby przetrawiali te wszystkie informacje.
– Mamy podstawy, żeby zatrzymać Richter’a – ich szef kontynuował – Ale
najlepiej, jakbyśmy złapali Sweetson’a… Żywego!
- Szefie, podjechał samochód – usłyszeli Tony’ego –
Przyjechał Sweetson…
Gibbs jednym gestem nakazał im się schować, a sam zajął
miejsce tuż przy wejściu do pomieszczenia. Po chwili pojawił się ich
podejrzany, niosąc torbę pełną zakupów i gwiżdżąc przy tym wesoło.
- Wraca z polowania – mruknął Callen do mikrofonu przy
rękawie.
Gibbs bezszelestnie wysunął się ze swojej kryjówki i
wymierzył broń w mężczyznę. Ten zatrzymał się w połowie kroku, bo na jego
drodze, równie bezszelestnie, pojawiła się Ziva z Callenem. Na widok agentów
rzucił w nich torbą z zakupami i czmychnął w bok. Zgrabnym zwodem ominął Gibbsa
i pobiegł w kierunku tylnego wyjścia.
- Tony, biegnie na ciebie! – Jethro okręcił się na pięcie i
ruszył za uciekinierem. Callen i Ziva bez namysłu zrobili to samo. DiNozzo
pojawił się na drodze Stweetson’a niczym duch, ale rozpędzony mężczyzna nie
miał zamiaru się zatrzymać, ani tym bardziej poddać. Niczym zawodni rugby
silnym ciosem ramienia odrzucił agenta na ścianę, przeskoczył nad nim i wybiegł
na posesję.
- Szybki jest, skurczybyk – wydyszał G, widząc co się dzieje
i wypadając na zewnątrz. Tony już się podnosił, lekko oszołomiony, Ziva biegła
niczym zawodowa sprinterka, tylko Gibbs gdzieś zniknął. Ale było to mało
istotne w perspektywie pościgu za zdesperowanym snajperem. Jak się okazało, ani
uciekinier, ani reszta zespołu nie docenili umiejętności i doświadczenia
starszego agenta, Ten pojawił się znienacka z drugiej strony, tuż przed przestępcą,
po czym jednym silnym ciosem pięści posłał go na ziemię. Akurat w momencie,
kiedy zdyszani G i Ziva znaleźli się w tym samym miejscu. Ogłuszony snajper
został przyciśnięty do gleby i skuty. Rzucał się bardzo, krzyczał i groził im,
ale zimne spojrzenie Gibbsa oraz za ciasne kajdanki dość szybko do uspokoiły.
W szopie Sweetson’a, bo Tony nie zgodził się inaczej nazywać
tego budynku, znaleźli wystarczającą ilość dowodów, żeby nie tylko skazać
samego snajpera, ale również jego mocodawców. Vance był niezwykle zadowolony,
bo upiekł kilka pieczeni przy jednym ogniu i zyskał mocne argumenty na
przydatność tajnej jednostki z Los Angeles. Bo ostatnio kilka osób podważało
sensowność jej istnienia.
Ziva wyszła z budynku NCIS i odetchnęła głęboko chłodnym, nocnym
powietrzem Waszyngtonu. Sprawa nie była prosta, ale jak zwykle dali radę. No i
Callen. Miło było poznać kogoś, kto tak jak ona pracuje przy tajnych
operacjach, pod przykrywką i ryzykuje swoje życie w imię wyższych idei. Nie,
żeby nie ceniła swojej obecnej pracy i aktualnych kolegów. Wręcz przeciwnie.
Miała dla nich wiele szacunku i bardzo ich podziwiała. Po prostu, wróciły
wspomnienia i… tęsknoty. Nagle usłyszała swoje imię i odwróciła się. W jej
stronę szedł Callen i wesoło się uśmiechał.
- Zivo – stanął przed nią – Sprawa zakończona, co powiesz na
drinka?
- Nie wracasz do LA? – zdziwiła się.
- Wracam. Ale samolot mam za trzy godziny, byłoby miło
spędzić je w tak miłym towarzystwie… - Ziva roześmiała się.
- Chętnie – skinęła głową – Nie chce mi się wracać do domu…
- Zatem prowadź – podsunął jej swój ramię.
- Zatem chodźmy – uśmiechnęła się szeroko i ruszyła wzdłuż
ulicy. – Wobec tej swojej Olgi też jesteś taki szarmancki? – zapytała.
- Jestem szarmancki wobec wszystkich pięknych kobiet – G
zaśmiał się cicho, a potem coś go podkusiło, złapał dłoń Zivy i delikatnie
pocałował. W zasadzie wiedział, co. Mignęło mu w szybie odbicie Tony’ego, który
szedł drugą stroną ulicy z żądzą mordu wypisaną na twarzy. Na ten widok DiNozzo
poczuł, że trafia go przeogromny szlag, bez sekundy namysłu przebiegł jezdnię i
rzucił się na Callena, odrywając go od kobiety. G kątem oka dostrzegł atak
agenta i tylko dlatego uniknął potężnego ciosu w szczękę. Ale i tak oboje
wylądowali na chodniku. Ziva krzyknęła, początkowo przestraszona, a później już
tylko wściekła. Uskoczyła w bok, gdyby nie to, niechybnie wylądowałaby obok
nich, podcięta przez któregoś z walczących mężczyzn. Tony okładał Callena,
jakby wpadł w jakiś dziwny trans, mamrocząc cały czas pod nosem „Ostrzegałem
cię, ostrzegałem cię”. G się bronił, starając się nie uszkodzić za bardzo
atakującego go kolegi i przy okazji nie oberwać zbyt mocno. Nie miał ochoty
tłumaczyć się Oldze z kolejnych siniaków. Ale szło mu nie najlepiej, kilka
razów go dosięgło, w tym ten w podbródek. Tony był jak w amoku, zupełnie nie
zważał na to, co się dzieje dookoła. Ziva, widząc to, w końcu straciła
cierpliwość. Złapała Dinozzo za marynarkę i jednym gestem odciągnęła go od
leżącego na ziemi Callena, ale ponieważ Tony nie zamierzał zrezygnować z bójki,
wymierzyła mu silny cios w szczękę. Pięść ją zabolała, ale podziałało.
Zaskoczony agent usiadł na trotuarze i spojrzał na nią wzrokiem zbitego psa.
- Za co, skarbie? – wyjęczał.
- Za co?? Ty się jeszcze pytasz, za co?? – ryknęła – Co ty
wyprawiasz??
- Ja… No… - zaczął się jąkać – A co tam! Tak! Jestem
zazdrosny! Jak cholera! Nie pozwolę, żeby jakiś dupek z LA cię obmacywał i
podrywał!
- Ten dupek z LA zaprosił mnie na drinka! – krzyknęła –
Zrobił coś, na co TY do tej pory się nie odważyłeś!
- A poszłabyś? – spojrzał na nią z niedowierzaniem
- No pewnie, kretynie!
- Dzisiaj?
- Dzisiaj, jutro, kiedykolwiek. Byle byś mnie w końcu
zaprosił…
- Naprawdę byś ze mną poszła? – nadal niedowierzał.
- Idioto, z tobą poszłabym do samego piekła – Ziva spojrzała
na niego z czułością, uklękła obok i chusteczką starła mu krew z brody.
- Wiecie, co wam powiem? – odezwał się nagle Callen, który
do tej pory w milczeniu przypatrywał się tej scenie. Odwrócili się do niego,
patrząc pytająco – Twoje ciosy Zivo, to naprawdę dobry sposób na wszystko i
wszystkich… - odparł, rozcierając ręką obitą szczękę.
Na taką konkluzję musieli się roześmiać. Cała trójka.